Gdybym była inna...
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuOn przystojny, elegancki, wysportowany, z klasą; ona zgrabna, uśmiechnięta, świetnie ubrana, z wózkiem i w ciąży. Zazdrościłam im. Wydawało mi się, że są szczęśliwi. Po kilku latach dowiedziałam się, że była bita przez własnego męża, a ten szczęśliwy uśmiech wypracowała sobie na jego rozkaz. Nie mogłam w to uwierzyć. Tak samo nie mogę się nadziwić historii Zosi.
Na ulicach mojego rodzinnego miasta czasem mijałam piękną parę. On przystojny, elegancki, wysportowany, z klasą; ona zgrabna, uśmiechnięta, świetnie ubrana, z wózkiem i w ciąży. Wtedy im zazdrościłam. Wydawało mi się, że są szczęśliwi. Po kilku latach dowiedziałam się, że była bita przez własnego męża, a ten szczęśliwy uśmiech wypracowała sobie na jego rozkaz. Nie mogłam w to uwierzyć. Tak samo nie mogę się nadziwić historii Zosi. Jej przyjaciółki również.
Zofia (40 lat, gospodyni domowa z Olsztyna):
Poznaliśmy się na wycieczce klasowej, w Wieliczce. Był starszy o dwa lata i najprzystojniejszy z całej szkoły. Wszystkie koleżanki z klasy mi go zazdrościły. Zresztą do tej pory, gdy którąś spotykam w moim rodzinnym mieście, słyszę: „Tobie to się poszczęściło”. Hmm… Gdyby one wiedziały, znały prawdę… To fakt, mam przystojnego, męskiego męża, zaradnego i przedsiębiorczego biznesmena i dobrego ojca dla dzieci. Czego chcieć więcej? Nie ma sensu nawet nikomu mówić, opowiadać, jaki on jest, bo nikt by mi nie uwierzył lub wziął mnie za wariatkę.
Raz spróbowałam, zwierzyłam się swojej koleżance. Jakoś tak wyszło, poszłyśmy na kawę, ja się otworzyłam, kupiłyśmy butelkę likieru i poszłyśmy do niej. Wtedy po raz pierwszy opowiedziałam o Stefanie. Mówiłam, jak się nade mną znęca psychicznie. Moja koleżanka jednak pocieszała mnie, że mi się wydaję, że może mamy trudny okres lub przechodzę już klimakterium, może potrzebuję zmian. Zachowywała się tak, jakby do niej nie docierało, co mówię. Opowiadałam jej, że mój mąż doprowadził do tego, że nie wierzę w siebie, jego docinki, ciągłe niezadowolenie z mojej kuchni, sposobu sprzątania, wychowywania dzieci są przyczyną tego, że czuję się fatalnie. Ona mi na to, że nie ma małżeństw bez kłótni, że przesadzam i czego ja w ogóle chcę, przecież mój mąż jest taki zapracowany, a ja od początku zajmuję się tylko domem. Każda by tak chciała — mieć kupę kasy, do pracy nie chodzić, w domu gotować, dzieci niańczyć. Dodała jeszcze, że moje życie jest jak bajka i że każda mi to powie; że nigdy nie zaznałam innego życia i dlatego się uskarżam na swoje. Zamknęłam się, powiedziałam jej cichutko, że pewnie źle to oceniłam, że mi się wydawało.
Pamiętam, jak to było. Po tej wycieczce szkolnej byliśmy parą. Umierałam z dumy, że wybrał mnie. Teraz uważam to za moje przekleństwo. Kończyłam liceum, chciałam iść na studia, wtedy przyszedł z pierścionkiem, zgodziłam się. Miałam piękne wesele, bolesną noc poślubną i szybką ciążę. Na studia nie poszłam. Miałam iść, gdy tylko Pawełek podrośnie. Tak mi obiecywał. Nie poszłam, bo po sześciu latach na świat przyszedł Patryk. Chciałam iść za rok, ale młodszy był chorowity, a Stefan kategorycznie nalegał, bym została przy dziecku. Nigdy nie pracowałam. Bardzo chciałam. Tyle razy go prosiłam, rozmawiałam. Wtedy on odstawiał jedną ze swoich akcji, po których czułam się okropnie. Przytulał dzieci i mówił im, jaka jestem zła, że chcę ich zostawić, wyjechać do innego miasta. Synowie zaczynali płakać, a ja rezygnowałam.
Miał pretensje o ich wychowanie. Wszystko, co robiłam, było nie tak. Dzwonił sto razy i dyktował mi przepisy swojej mamy lub swoich koleżanek. Musiałam im gotować to, co on kazał. Nigdy nie pochwalił mojej kuchni, a wręcz demonstracyjnie wyrzucał zawartość talerza do kosza i zabierał dzieci na pizzę. Upokarzał mnie przy swoich znajomych. Komentował mój strój lub tuszę, to, że nie skończyłam studiów, że nie umiem gotować. Gdy ktoś do nas przychodził, nigdy nie pozwalał mi gotować, bo twierdził, że nie umiem, nie znam się i on nie będzie karmił kolegów tym gównem.
Przez niego przestałam się spotykać z mamą. Ciągle wywoływał takie sytuacje, żeby nas skłócić lub wyśmiewał mnie, że jestem od niej uzależniona, że się wtrąca w nasze życie i dlatego wciąż nie możemy dojść do porozumienia. W końcu z powodu jego pracy przenieśliśmy się do Olsztyna. Prawie nie spotykałam rodziców i byłam daleko od moich znajomych. Odciął mnie od wszystkich. Byłam sama w obcym miejscu. Moje koleżanki zapamiętały go jako fantastycznego, zapracowanego i nieziemsko przystojnego mężczyznę, który jednocześnie zarabiał na dom i studiował. Dlatego nie ma sensu, żebym komukolwiek się zwierzała, bo narażę się tylko na śmiech. Moi synowie też są przeciwko mnie, przecież przez całe życie słyszeli o mnie wyłącznie negatywne opinie. Tylko ten starszy czasem się przytuli, ale tak żeby tata nie widział.
Nie potrafię sobie pomóc. Wiem, że ratunkiem byłaby praca, gdybym zarabiała pieniądze, może coś bym zaoszczędziła i gdy chłopcy pójdą na studia, odeszła od niego. Tylko że ja nie wierzę w siebie. Patrzę w lustro i kpię ze swojego wyglądu, nie znam żadnego języka obcego, nie umiem obsługiwać komputera, nie skończyłam żadnych studiów, nic nie umiem. Nawet we własnym domu czuję się niepewnie. Jestem beznadziejną matką, gospodynią, sprzątaczką, kucharką, a nawet kochanką. Rzadko zaprasza mnie do swojej sypialni (śpimy oddzielnie, bo podobno chrapię i gadam przez sen). Gdy jednak tak się zdarza, zawsze jest niezadowolony, a to że za głośno oddycham, a to że jęczę, a to że jestem jak kłoda i że niczego nie potrafię zrobić porządnie. Skąd mam umieć, przecież on był moim jedynym kochankiem. Wiem, że mnie zdradza, bo często przychodzi późno i czuć od niego damskie perfumy. Nigdy mu o tym nie powiedziałam, bo właściwie mi nie zależy.
Gdybym tylko umiała być inna… Odeszłabym od niego. Gdybym tylko potrafiła się odbić, zmienić, wziąć się w garść. Może nawet spotkałabym kogoś odpowiedniego, dobrego, nie musiałby być przystojny ani bogaty, tylko żeby mnie kochał. Gdybym tylko była inna…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze