Jak walczyć?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKłócimy się. Prowadzimy spory. Zrywamy znajomości. Czasem trzeba walczyć. Prawdziwa walka to podchody. Intrygi rozpisane na lata. Precyzyjne podłości. Przypomnijcie sobie serial „Borgiowie”. Chodzi o coś takiego. Jak walczyć?
Byłoby fajnie, gdybyśmy wszyscy żyli w pokoju.
Wyobraźmy to sobie na przykładzie kolacji rodzinnej. Wierny i szlachetny mąż siedzi naprzeciwko łagodnej i wyrozumiałej żony. Obok igra grzeczne potomstwo. Przychodzi teściowa nie znająca wścibstwa ani kłótliwości, za nią wtacza się szwagier-brat łata, który zawsze wie, kiedy wracać do siebie. O, siostrzyczka nadciąga! Ona zawsze uważa na słowa. Z kuchni wyłania się uśmiechnięty, dobrze ubrany dziadunio… witają się serdecznie, kolacja trwa do późna. Wszyscy mówią sobie wszystko i są bardzo szczęśliwi.
Tak nie ma i nie będzie. Chyba dobrze.
Kłócimy się. Prowadzimy spory. Zrywamy znajomości.
Czasem trzeba walczyć.
Nie chodzi mi tutaj o walkę w dosłownym sensie terminu, choć widok chłopów lejących się po pyskach lub baby wyrywającej włosy niedawnej przyjaciółce ma niezaprzeczalny urok. Ten rodzaj starcia rozstrzyga się szybko. Sam w sobie nie stanowi zagadnienia. Jest jednak dobrą metaforą starć we współczesnym społeczeństwie.
Prawdziwa walka to podchody. Intrygi rozpisane na lata. Precyzyjne podłości. Przypomnijcie sobie serial „Borgiowie”. Chodzi o coś takiego.
Jak walczyć? Jako człowiek wielu klęsk mam zdanie na ten akurat temat. Mądrość czerpię, jak zawsze, od starożytnych. Rzymianie, organizując walki gladiatorów zwykli ustawiać przeciwników w dziwacznych parach. Klasycznym przykładem niech będzie wojownik w napierśniku i hełmie, z tarczą i mieczem ustawiony naprzeciwko golasa wyposażonego w sieć rybacką oraz trójząb. Starcie tych dwóch stanowiło nie lada widowisko. Szanse, wbrew pozorom, były dość wyrównane.
Po prostu, nie możemy walczyć tą samą bronią. Wykrwawimy się wówczas, osiągając żałosny remis lub nic nie warte zwycięstwo. Ustawmy to inaczej:
Młoda, naiwna kochanka przeciwko bogatej, znającej życie żonie.
Bezlitosny furiat kontra zimny, matematyczny umysł.
Stary na młodego. Żółw na zająca. Niech wilk zmierzy się z jastrzębiem.
Spróbujmy znaleźć bardziej praktyczne przykłady, wątpliwej jednak prawdziwości. Pierwsza opowieść rozgrywa się w Krakowie i dotyczy dwóch sióstr, śmiertelnie pokłóconych o jakąś nieznaną mi sprawę. Pierwsza posiadała niespożyte pokłady energii oraz ogromną inwencję w wyrządzaniu najróżniejszych przykrości. Nasyłała na siostrę skarbówkę i zwykłych bandytów. Gnębiła donosami. Próbowała odbić mężczyznę. Szkalowała u znajomych i gdyby żyła dzisiaj, zapewne zamawiałaby pod adres siostry, dzień w dzień, przynajmniej cztery pizze i czterdzieści prostytutek.
Co robiła druga siostra? Odgryzała się z wściekłością, ale nie podejmowała – pozornie – żadnych inicjatyw.
Aż pewnego dnia, pierwszą z sióstr zapakowano do wariatkowa na resztę życia. Dodajmy, była to dziewczyna krewka, złośliwa, lecz niewątpliwe zdrowa na umyśle. Co się stało?
Otóż, druga siostra robiła w medycynie. Nie wiem, kim była dokładnie – salową czy dyrektorką szpitala – ale zdołała założyć pierwszej siostrzyczce fikcyjną kartotekę u psychiatry. Następnie, podrzucała „raporty” z kolejnych napadów szaleństwa, „informacje” o przepisywanych lekach, aktach agresji i innych, nieprawdziwych wydarzeniach. Zgadnijcie, ile jej to zajęło.
Dwadzieścia lat.
Jedna baba przeciw drugiej fałszowała dowody przez dwie bite dekady. Gdy kartoteka zrobiła się gruba jak Biblia, wystarczyło zadzwonić. Druga siostra oczywiście twierdziła, że to nieprawda, nigdy nie była u lekarza i nie leczyła się psychicznie. Dokumenty mówiły co innego. A kto uwierzy wariatowi?
Furia kontra cierpliwość. To jeden przykład. Drugi wiąże się z osobą otoczoną przyjemnym nimbem złowrogości – z Aleisterem Crowleyem. Aleister, zwany „najgorszym człowiekiem jaki kiedykolwiek chodził po Ziemi” pisze w swoich wspomnieniach o pewnym magu, dręczonym przez wyjątkowo złośliwą kobietę. Domyślam się, że Crowley zmyślił tę opowieść. Co z tego? Jest cudowna.
Otóż, kobieta dręczyła maga na różne sposoby. O co im poszło, co dokładnie robiła? Crowley milczy na ten temat. Mag wykonał zaskakującą woltę. Dopuścił tę kobietę do siebie i zaczął traktować jak najlepszą przyjaciółkę.
Niby przypadkiem, zostawił przy niej portfel z dużą ilością gotówki. Natychmiast ją zabrała. A on nic.
Zapoznał ją z własną żoną. Kobieta natychmiast ją „zdeprawowała”, cokolwiek by to znaczyło.
Cały czas traktował swojego przeciwnika jak najlepszą przyjaciółkę, nie ukrywając, że wie o jej wyczynach: o ukradzionej kasie, nieszczęsnej żoneczce i wszystkich innych draństwach.
Kobieta nie mogła tego znieść. Rozchorowała się i umarła.
Jaki z tego wniosek? Najlepszą metodą na przeciwnika jest dobro.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze