Pierwsza zdrada i co dalej?
CEGŁA • dawno temuMiałam chłopaka sportowca, kolegę z podwórka dwie klatki ode mnie. Chodziliśmy do tych samych szkół od podstawówki, a być ze sobą na poważnie zaczęliśmy ponad 4 lata temu. Rozstaliśmy się jak koledzy. Ostatnio dzwonił do mnie ze zgrupowania. Czy on robi podchody, podpuszcza mnie? Bo bardzo wiele kosztowało mnie rozstanie z nim i nie umiem już rozpoznać, kiedy żartuje, a kiedy mówi serio. Znów cierpieć nie chcę, zranił mnie i już mu nie ufam.
Droga Cegło!
Miałam chłopaka sportowca, kolegę z podwórka dwie klatki ode mnie. Chodziliśmy do tych samych szkół od podstawówki, a być ze sobą na poważnie zaczęliśmy ponad 4 lata temu, mimo że gówniarze. Gawlik uprawiał lekkoatletykę, biegał, pływał, wiosłował. Mieszkaliśmy obok siebie, a widywaliśmy się co drugi dzień po 15 minut, bo tyle miał treningów. Kiedy skończyliśmy 14 lat, z Gawlika przez jedno lato zrobiło się ciacho: metr dziewięćdziesiąt wzrostu, muskulatura, ciało, stópka 44. Wyglądałam przy nim jak karzełek z cyrku. Kochałam go strasznie, a jak inne dziewczyny na niego patrzyły, to nie wiedziałam – bić je czy zadzierać nosa:).
Smutne były te jego obozy, zgrupowania przez okrągły rok, ale najsmutniej latem, gdy tylko tydzień wakacji mogliśmy spędzić razem. W tym roku stało się nieszczęście. Gaweł wyjechał w kwietniu na treningi do profesjonalnego ośrodka dla juniorów pod Warszawą. Niedaleko, ale nie mogłam go nawet raz odwiedzić, taki mieli reżim zajęć. Przez pierwsze kilka dni gadaliśmy codziennie wieczorem przez komórkę bardzo długo. Gawlik był w dobrym humorze, słodki, rozgadany. Dopieszczał mnie, jakby był tu ze mną na miejscu. Ale z czasem telefony zamilkły. Jak dzwoniłam, to on nie miał czasu, nawet o północy. Potem nie rozmawialiśmy przez całe 5 dni. Spotkałam na bazarku jego tatę, bardzo się lubimy, który powiedział jak z armaty, że Gaweł miał paskudną kontuzję, coś z ręką, i wraca przed czasem do miasta, do szpitala. Mnie nie dał znać!
Kiedy przyszłam Gawlika odwiedzić, był już po operacji. Rękę miał zmiażdżoną, w gipsie, żartował, że do amputacji, ale sprawa była poważna. Ważyło się, czy w ogóle wróci do sportów wodnych. Jego dowcipy na ten temat były głupkowate, udawane, a on nerwowy i daleki. Starałam się zrozumieć, że to stres. Jednak coś mi nie pasowało.
Za trzecią moją wizytą już kompletnie rozmowa się nam nie kleiła i spytałam wprost, o co chodzi. Gaweł znowu w kretyńskie żarty, że chyba nie będę sobie brała na głowę kaleki, bo on nie lubi litości. Już wcześniej od jego rodziców wiedziałam, że wszystko idzie dobrze, ręka jak najbardziej do uratowania i pełnej sprawności, to tylko zależy od pracy Gawła nad sobą. On mi w żywe oczy uparcie wmawiał, że z nim koniec, ze sportem koniec, z nami koniec. Powiedziałam, że chyba sama mogę zdecydować, co mi odpowiada (nie wspomniałam o jego kłamstwie). On na to, że są jeszcze inne rzeczy, ale nieważne, lepiej, żebyśmy przestali się spotykać.
No, tak kawa na ławę to mi dwa razy nie trzeba powtarzać. Pożegnałam się spokojnie, wyszłam, na ulicy się poryczałam. Wspólny kolega przyjechał po mnie pod szpital, odwiózł do domu. Po drodze powiedział, żebym nie zawracała sobie głowy, Gaweł poznał na obozie studentkę psychologii, opiekunkę zawodników na praktyce, i się z nią spiknął. Był zdumiony, że Gaweł nawet opłotkami się nie zdradził. Ja też. Czy on się mnie bał? Że go zbiję w szpitalu, obleję kwasem? Postanowiłam nie walczyć. Laska starsza, atrakcyjna, wykształcona. Może 17-latkowi to imponuje, takie zainteresowanie. Mogło chodzić o seks, którego my jeszcze tak do samego końca nie uprawialiśmy, bo zresztą Gaweł nie naciskał…
Dzwoniłam jeszcze tylko kilka razy – spytać o zdrowie, jak zwykła koleżanka. Gaweł cały czas ściemniał, że z ręką jest źle. Tymczasem w czerwcu już pobiegł półmaraton! Chyba trzeba być idiotą, żeby myśleć, że po tylu latach rodzice czy znajomi mi nie powtórzą, jak jest naprawdę, nawet bez pytania, nie rozumiem tego upartego kłamania. Przestałam z psem wychodzić, żeby go przypadkiem nie spotkać, nie musieć patrzeć w te nieszczere zielone gały… Teraz zresztą i tak go nie ma, znów pewnie obozy sportowe, a może kolejna rehabilitacja.
Raz jeden na początku lipca udało mu się mnie dobić, no, zastrzelić. Zadzwonił, że chce się spotkać. Czemu nie, wystarczy wyjść z bloku, jak za dawnych czasów. Nawet byłam ciekawa, co mi sprzeda. Poszliśmy do ogródka na pizzę. Gawlik wyglądał superzdrowo i kwitnąco, tylko na „chorej” ręce miał taki dziwny, elastyczny, czarny pokrowiec. Kolejna ściema? Nie spytałam.
Rozgadał się jak na siebie. Najpierw mnie przeprosił za tamto mówienie o kalece. Nie kłamał, naprawdę się bał. Ale krótko. W rzeczywistości chciał mnie miękko spławić, bez bólu, a nie wiedział jak, bo nie ma doświadczenia, biedactwo. Rzeczywiście, poszło o tamtą laskę. To nie było poważne z jego strony, ale rzuciło mu się na mózg, chciał spróbować. Podobno to ona się narzucała, mimo że mówił: mam kogoś. Wszystko trwało kilka tygodni, zostali przyjaciółmi, ona go odstawiła. Przez chwilę pomyślałam, że Gaweł otwiera furtkę, przeprasza i chce wrócić. Sprawdza mnie. Ale miałam taki straszny żal, że nic nie powiedziałam. Potakiwałam i słuchałam. Rozstaliśmy się jak koledzy.
Ostatnio dzwonił do mnie ze zgrupowania. Opowiadał o sukcesach, że z ręką coraz lepiej. Zapytałam go złośliwie, czy w innej dziedzinie też odnosi sukcesy. Zaśmiał się i powiedział, że na razie się rozgląda, a co, jestem zazdrosna? Na tym skończyliśmy. Powiedz mi, Cegło, czy on robi podchody, podpuszcza mnie? Bo bardzo wiele kosztowało mnie rozstanie z nim i nie umiem już rozpoznać, kiedy Gawlik żartuje, a kiedy mówi serio. Ale znów cierpieć nie chcę, zranił mnie. Nie chodzi po świecie wielu takich jak on, dlatego chyba ciągle go kocham, ale już nie ufam. Jest jeszcze coś – wydaje mi się skażony, a kiedyś marzyłam, że będziemy dla siebie pierwsi…
Calineczka
***
Droga Calineczko!
Twoja bajkowa imienniczka miała mnóstwo beznadziejnych propozycji matrymonialnych – na szczęście w porę wiała, gdzie pieprz rośnie, wierząc w prawdziwe szczęście. Doradzam skorzystanie z jej doświadczeń:).
Jeśli się głębiej zastanowić – może to i lepiej, że nie ma wysypu takich chłopaków jak Gaweł? Muskularne, urocze, rozkochane w sobie przystojniaki ciągną za sobą kilometry kłopotów. Kochaj z całym tym bagażem albo rzuć, trzeciego wyjścia nie ma. Czujesz się na siłach wejść po raz drugi w te zdradliwe wody? Pierwsza miłość nie rdzewieje? Proszę bardzo. Czasami ryzyko się opłaca. Tylko… jakim kosztem? Do przemyślenia.
Jedno trzeba Gawłowi zapisać na plus: nie jest zepsutym cynikiem, nie próbował ciągnąć dwóch związków jednocześnie. Ale już wykonanie – żałośnie dziecinne, tchórzliwe. Szczególnie niedobrym sygnałem jest to, że Gaweł bagatelizuje teraz swój romans, lekceważy tamtą dziewczynę, nie rozumiejąc, że takie podejście tym mocniej uderza w Ciebie. Zdradę z wielkiej miłości można ewentualnie zrozumieć i pogodzić się z nią, wyjść ze związku bez kompleksów. Ale zdrada z kimś, kto nie jest ważny? Kiepsko to świadczy o zdrajcy…
Niestety, sportowcy to specyficzna rasa, wciąż pod ostrzałem damskich spojrzeń i w oparach westchnień. Młodziutki, atrakcyjny chłopak, podrywany przez panie w różnym wieku, może zgłupieć, jeśli jego rozum jeszcze nie okrzepł. A potem dorabia do tego odpowiednią mitologię, by w swoim mniemaniu nie stracić twarzy ani wątpliwej męskiej charyzmy.
Podobno (często to słyszę i uszy mi się marszczą) „odpowiednia kobieta” potrafi przypilnować swojego mężczyznę i przeprowadzić go bezpiecznie przez rafy młodzieńczego temperamentu, ja jednak jestem przeciwna takiej wizji związku. Człowiek to nie pies, któremu kontrolujemy długość smyczy, żeby nie nabroił. Człowiek jest wolny i myśli samodzielnie. Odpowiada również za swoje błędy, które czasem są nieuniknione. Dlatego myślę, że Gawłowi jest trochę łyso, ponieważ poświęcił Ciebie i dostał podwójnego kosza. Nie znaczy to jednak, że masz być nagrodą pocieszenia.
Byliście razem długo, ale ciągłość została dosyć brutalnie zerwana. Mit o wyrozumiałej Penelopie nie należy do moich ulubionych, zwłaszcza że Twój Odyseusz nie wypełniał żadnej ważnej misji, która by go choć częściowo usprawiedliwiała. Czar Waszej miłości prysł, na dodatek bardzo przeżywasz, powiedzmy, złamanie niepisanych ślubów czystości. W naszej kulturze – jakkolwiek to oceniać – wierność i zaufanie są na szczycie listy miłosnych priorytetów i prędko się to nie zmieni.
Reasumując, mało widzę argumentów po Twojej stronie, przemawiających za spróbowaniem raz jeszcze. A czy do tego właśnie zmierza Gaweł, to już jego problem. Według mnie zabiera się do sprawy niewłaściwie, pogrążając się coraz bardziej. Ty jednak też jesteś wolnym człowiekiem i musisz sama zdecydować, czy bawi Cię dalsza gra w tę grę.
A może pora wychylić nos z podwórka i zbadać odleglejsze lądy? Życie przed Tobą, Calineczko.
Wysokich lotów życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze