Stara miłość nie rdzewieje
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: stara miłość nie rdzewieje. Piękne, prawda? Nie rdzewieje jednakowoż pod jednym, drobniutkim warunkiem: że jest w stałym użyciu. Tylko wówczas nie zastoją się tryby, nie obrosną rudo zębatki i zapadki. Inaczej.... Każdą ruinę można odczyścić, odszlifować, przelać odrdzewiaczem i nabłyszczyć. Zwłaszcza, że moda na starocie. No i co – i odczyszczamy, i wprawiamy w ruch, i okazuje się, że lata bezczynności pozostawiły ślad.
Droga Margolu,
Moja historia zaczyna się banalnie: miałam wspaniałego chłopaka, który bardzo mnie kochał, był moją pierwszłą wielką miłością, chcieliśmy się pobrać i założyć rodzinę. Nosił mnie na rękach, było nam ze sobą wspaniale. Po jakimś czasie moje uczucie do niego osłabło, ale nadal czułam się z nim bezpieczna, kochana, dopieszczona. Najwidoczniej to przestało mi wystarczać, bo porzuciłam go dla innego, a raczej wyłgałam się z tego związku, tak po prostu zaczęłam wymyślać problemy, nie odbierałam tygodniami telefonów, mówiłam, że mam kryzys i z nikim się nie widuję, kombinowałam – jak to skomentowała moja przyjaciółka – jak koń pod górę. Chciałam, żeby to on ze mną zerwał, bo ja nie miałam odwagi tego zrobić, a przede wszystkim nie miałam odwagi mu powiedzieć, że już się spotykam z innym. W końcu wszystko się wydało, skompromitowałam się tymi kłamstwami nie tylko w jego oczach, ale i znajomych, a on mimo to czekał na mnie jeszcze rok.
Miałam wtedy 22 lata. Z perspektywy czasu widzę, że w tym wieku jest się na tyle młodym, że łatwo o lekkomyślne błędy, a jednocześnie na tyle dorosłym, że nie ma już przyjemności z ich popełniania. Byłam naiwna, przekonana, że przez długie lata będę wyglądać równie młodo i atrakcyjnie, że wokół mnie zawsze będzie się kręcić tylu zakochanych we mnie na zabój mężczyzn. Jednocześnie byłam świadoma tego, że beztroskie życie studentki lada moment się skończy, byłam, jak każdy w moim wieku, jak zawodnik przed wielkim turniejem: miałam chwilę na odpoczynek, rozgrzewkę, trochę beztroskiej zabawy, a wszystko to po to, by zebrać siły przed długimi i wyczerpującymi zmaganiami, w którym muszę dać z siebie wszystko – poszukiwaniem pracy, a potem jej utrzymaniem, codziennym rannym wstawaniem, oszczędzaniem latami na nowe meble, kuchnię, samochód… i tak aż do emerytury. Mogliśmy co najwyżej wieść nudne, ale stabilne życie. Jego przedsmak poznałam, gdy spędzałam z nim i jego rodzicami weekendy na działce, wieczory przed telewizorem i wyjścia na zakupy z jego mamą, której głos był decydujący w każdej sprawie. Jego wujek, który miał BMW, z dumą ogłaszał: “tym samochodem zawiozę was do ślubu”, a oglądając katalog z meblami jego tata mówił: “Taką kanapę z fotelami dostaniecie ode mnie w prezencie ślubnym. Ciemną czy jasną skórę chcecie?”.
Związek z moim chłopakiem mimo wszystko odpowiadał mi, nie odpowiadała mi natomiast przyszłość z nim; mam na myśli przyszłość, jakiej spodziewałam się, prognozę przyszłości, bo przecież przyszłości nie zna nikt. Bałam się, że jeśli z nim zostanę dłużej, to ugrzęznę w małżeństwie i w tym wszystkim, co w nasze życie wniosłaby jego rodzina.
No i porzuciłam tę małą stabilizację dla przygody, wygodniejszego życia i — co mi teraz wszyscy przypominają, gdy próbuję poskarżyć się na swój los — pieniędzy. Ale to nie było tak do końca. Mój nowy narzeczony był przystojniejszy, inteligentniejszy, bardziej oczytany, był energiczny, roześmiany i zabawny, wydawało mi się, że przy jego boku nie może być mowy o nudzie czy też rutynie, ale też prawdą jest, że będąc jego żoną, nie musiałabym oglądać każdej złotówki pod światłem, a nawet pracować. Piszę był, ponieważ dziś już mam duże wątpliwości, czy rzeczywiście ma/ miał te zalety. Nasz prawie 4-letni związek okazał się wielką pomyłką, już po roku moje zauroczenie nim prysło i zaczęłam żałować swojej decyzji, a teraz, gdy rozstaliśmy się z obopólną ulgą, o niczym bardziej nie marzę, niż o powrocie do mojego poprzedniego chłopaka. Gdy przyszłość stała się teraźniejszością, okazało się, że pragnę właśnie tego, czego – jak kiedyś myślałam – pragnąć nigdy nie będę.
Gdyby nie było na to szans, nie pisałabym do Ciebie, ale on zadzwonił. Powiedział mi, że wprawdzie jest z dziewczyną do dwóch lat, ale prawie się już rozstali (nie wiem, co miał na myśli – czy to kryzys przelotny, czy decyzja ostateczna) i chce się spotkać. Obiecał, że mnie zaprosi do restauracji na kolecję we dwoje, ale minęły 2 tygodnie, a on ponownie nie zadzwonił. Czekam na jego telefon, drżę na każdy dźwięk dzwonka, wieczorami niemalże czuwam przy telefonie, ale cisza. Zadzwoniłabym, ale ostatkiem silnej woli powstrzymuję się przed tym krokiem – wygląda na to, że pogodził się z dziewczyną. Mogłabym o niego powalczyć, ale gdyby mi się udało dopiąć celu, to co dalej? Namieszam w jego życiu, wywołam towarzyski skandal, spalę kilka mostów i… A co jak zapragnę znowu odejść? A może to tylko mój kaprys albo gorzej – desperacja kobiety, która nie potrafi ułożyć sobie życia bez mężczyzny. Boję się, że szybko wróciłyby te same problemy, które nas od siebie odsunęły. A jednocześnie śnię o nim, wszystko mi się z nim kojarzy, prześladuje mnie jego głos, tak jak bym na nowo się w nim zakochała, mimo że go nie widziałam od dwóch lat, kiedy to przypadkowo spotkałam go na ulicy. Nawet staram go sobie obrzydzić, mówię sobie, że pewnie utył i że mu się zakola pogłębiły, ale mój cellulit też nie jest w odwrocie. Zatem ta metoda nie działa.
Czy warto dać nam szansę? Czy jest możliwe odbudowanie zaufania po tym, co mu zrobiłam? Proszę o radę.
Awanturnica
***
Droga Aw,
Teraz pozostaje stwierdzić, jaki jest ten ślad: czy dodaje maszynie uroku i stylu, nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, czy też działanie uległo bezpowrotnemu uszkodzeniu, a zgrzyt zastałych zawiasów uniemożliwia myślenie. To wszystko można sprawdzić, wprawiając maszynę w ruch. Ale czy Ty masz prawo wprawić ją w ruch?
Odbudować można wszystko, nie tylko zaufanie. Ale w wypadku budowania ważna jest elementarna uczciwość: czy buduję z dobrych materiałów? Czy przestrzegam sztuki murarskiej? Czy daję solidny fundament? Czy nie zmieniam czegoś w projekcie, aby było taniej, szybciej? A nade wszystko: jaki przyświeca mi cel? Dobra budowla to taka, w której później można zamieszkać. Trwała i rzetelna. A jeśli targają Tobą wątpliwości, czy nie porzucisz inwestycji w połowie, jeśli czujesz, że nie masz środków, które mogłabyś zaangażować – to czy masz prawo przystępować do budowania? Robić nadzieję przyszłym mieszkańcom, którzy współinwestują z Tobą? Wiem, uczciwość w interesach to cecha rzadka. Ale czy nierzetelność to wzór, który chcesz powielać?
Spójrzmy na Twoją historię z innego kąta: niespłacony kredyt, ucieczka do innego banku, powrót i starania o umorzenie odsetek. Słabo to widzimy, prawda? Pozostaje przekonanie banku, że wracamy z silnymi aktywami, które nie tylko spłacą dawne zadłużenie, ale wygenerują zysk, z którego procent zasili kredytodawcę. No to kochana, przystąp do zliczania stanu. Stać Cię na ten powrót? I jakie warunki możesz wynegocjować, aby były realne do spełnienia…
Takie oto mam techniczne skojarzenia. Zupełnie nie przystaje Ci to do wizji miłości, prawda? A tu tak właśnie jest. Tak rzadko patrzy się na miłość jak na partnerstwo we wspólnym interesie, w którym obowiązują zupełnie rynkowe zasady: kupiecka solidność, plan inwestycyjny, harmonogram przeglądów i konserwacji. Może to racjonalizowanie do granic absurdu, ale ma ono głębokie uzasadnienie: miłość musi przynosić obopólne zyski, tylko wtedy spółka może nie tylko funkcjonować, ale i się rozwijać, inwestując. Interes to interes.
No dobrze, tyle dywagacji ekonomicznych, teraz szczerze i prosto z mostu: czego oczekujesz od swojego dawnego chłopaka? Czy nie gonisz przypadkiem za swymi dawnymi emocjami, dziś mając w sobie zgliszcza po nieudanym związku? Miło jest przypomnieć sobie te niewinne chwile pierwszej poważniejszej miłości… Dziś jednak przychodzisz do niego inna, bogatsza o doświadczenia, które bynajmniej nie ułatwiają życia. On też ma już za sobą historię, która zmieniła jego życie emocjonalne. Nie wiadomo, czy te historie mogą znów do siebie przystawać. Czy macie jeszcze jakikolwiek wspólny fundament? Nie zapominaj też, że w ten, na którym budowaliście całe lata temu, wsadziłaś parę kłamstw, oszustw i drobną nielojalność, które rozsadziły go jak dynamit. Ostrożnie zatem z tym odbudowywaniem. I zważ, że jeśli do tej niepewnej opoki dołożysz krzywdę dziewczyny, którą Twój były miłośnik skwapliwie porzuci (bo skoro „prawie”…) – kiepskie będą dla Was rokowania…
No i, kochana, rodzina! Wrócisz w układzik, w którym teściowa wybiera Ci fason sukienek i bucików oraz meble do kuchni, wujek kanapę i telewizor, a dziadek reguluje Twoje pożycie małżeńskie twardo stojąc na straży poglądu, że do dwóch lat po ślubie powinnaś powić na świat potomka, najlepiej płci męskiej. Ślub teść zamówi w katedrze, gdzie wujek jest prałatem, a po hucznym weselu na 200 osób Twój uległy narzeczony, po uszy tkwiąc w mieszczańskim trybie życia, z powagą zasiądzie w kapciach przed telewizorem, domagając się obiadu. Tego się obawiałaś, prawda?
Wspomnienia to piękny materiał, tylko mało budowlany. Mogą najwyżej posłużyć do dekoracji wnętrz. Sentyment nie jest doradcą na całe życie. Dziś wydaje Ci się, że kochasz go na nowo, że wszystko Ci się z nim kojarzy. A tymczasem kojarzy Ci się to z Twoimi dawnymi emocjami, nie z nim. Z czasem, gdy byłaś jeszcze beztroska, miałaś życiowe perspektywy. Czas nie stanął w miejscu, ale nie przeliczaj go na cellulit. Przelicz go na porażki i sukcesy. Sukcesami się ciesz, z porażek wyciągnij wnioski.
Jeśli z tych wniosków, ale takich prawdziwych, bez oszukiwania się, snutych na podstawie rzetelnej oceny stanu własnych oczekiwań i emocji, wyłoni Ci się szeroka droga, po której ramię w ramię stąpać będziesz z dawnym narzeczonym, to świetnie. Poczekaj na niego przy wejściu na szlak. I nie dzwoń. To on musi uporządkować w sobie szok po tym, jak dowiedział się, że jego motyl znów fruwa i można za nim pobiegać z siatką. I dopiero, jeśli z tą siatką zapuka do Twoich drzwi, posadź go na kanapie i powiedz, że z motyla zostałaś budowlańcem.
I jeśli zakasze rękawy, włoży walonki i wybierzecie działkę pod budowę, to żyjcie długo i szczęśliwe.
A jeśli nie zadzwoni…
…pamiętaj, z odgrzewanych potraw smakuje tylko bigos. A bigos to bardzo wąska specjalizacja kulinarna…
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze