Mężczyzna Zdradzony
URSZULA • dawno temuI wszystko byłoby dobrze i cukierkowo, gdyby nagle nie okazało się, że Michelle ma oprócz Bartka jeszcze dwóch innych chłopaków. A odbyło się to wszystko bez większych dramatów, bez śledzenia się, podsłuchiwania rozmów, odczytywania nie swoich smsów. Po prostu, w jednej, nic nie znaczącej rozmowie wspomniała o innym chłopaku (nazywając go dosłownie „mój inny chłopak”), a gdy Bartek, zaniepokojony, zaczął drążyć temat...
Zadzwonił do mnie ostatnio kolega, który mieszka i studiuje w Anglii, a do rodzinnego kraju wraca tylko na wakacje. Koniecznie zapragnął się ze mną spotkać. Powiedział, że mu smutno i chce pogadać, a wszyscy znajomi porozjeżdżali się…. Nawet się ucieszyłam, gdyż jakiś czas już go nie widziałam, poza tym ciekawa byłam opowieści z wielkiego świata. Lecz kiedy dostrzegłam go w głębi kawiarni, zrozumiałam, że nie będzie to miła, lekka i przyjemna pogawędka. Znad kufla z piwem spoglądał na mnie typowy Mężczyzna Zdradzony: dwudniowy zarost, podkrążone oczy, wymięte ubranie i spojrzenie z serii „jak ja nienawidzę kobiet.”
Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, o kogo może chodzić — czy aby nie o żadną z moich przyjaciółek i czy nie zostałam tu wezwana na spytki. Ale jednak nie. Gdy ostatni raz widziałam Bartka, a było to tuż przed sylwestrem, szedł pod rękę z piękną, smukłą, jasnowłosą dziewczyną, którą przedstawił mi jako Michelle. Nie musiałam go ciągnąć za język, żeby opowiedział mi o swoim szczęściu: Michelle jest Francuzką, studiowała z nim na jednym wydziale, przypadkiem gdzieś na siebie wpadli, umówili, poszli do kina, do restauracji i tak dalej — każdy wie, o co chodzi — aż w końcu okazało się, że żyć bez siebie nie mogą. Bartek nawet przyjechał z nią na Święta Bożego Narodzenia do Polski, aby przedstawić swoją piękność rodzicom.
I wszystko byłoby dobrze i cukierkowo, gdyby nagle nie okazało się, że Michelle ma oprócz Bartka jeszcze dwóch innych chłopaków. A odbyło się to wszystko bez większych dramatów, bez śledzenia się, podsłuchiwania rozmów, odczytywania nie swoich smsów. Po prostu, w jednej, nic nie znaczącej rozmowie wspomniała o innym chłopaku (nazywając go dosłownie „mój inny chłopak”), a gdy Bartek, zaniepokojony, zaczął drążyć temat, Michelle uściśliła, że spotyka się jeszcze z dwoma innymi mężczyznami. Bartek zareagował właściwie, jak przystało na przedstawiciela naszego kręgu kulturowego, czyli zdenerwował się, zbił jakiś talerz, czy co tam miał pod ręką, krzyknął: „Ty zdziro, jak mogłaś zrobić mi coś takiego!”, po czym wyszedł i trzasnął drzwiami. Po paru dniach otrzymał od Michelle list, w którym pisała, że u niej w kraju przyjęte jest, że przed ślubem można sobie pozwalać na jakieś historie na boku. Robią to zarówno mężczyźni, jak i kobiety, nie afiszując się z tym zbytnio, ale też nie popadając w nadmierną hipokryzję. Kochają oczywiście swoich partnerów, a poboczne flirty kontynuują ot tak, żeby życie miało smaczek… Następnie Michelle wielkodusznie zapewniła, że jest w stanie zrozumieć reakcję osoby, która wychowała się w katolickim kraju i zupełnie inaczej do tych spraw podchodzi, dlatego, ponieważ jej zależy na Bartku, zredukuje pozostałe znajomości… No i w ten właśnie sposób Mężczyzna Zdradzony wylądował w Polsce ze złamanym sercem, pełen rozterek natury moralnej.
I kiedy tak słuchałam tej smutnej historii, wypijając kolejne pięćdziesiątki, które stawiał mi Bartek, to wzbierało we mnie coraz silniejsze przekonanie, że zaczynam znajdować wspólnym mianownik z takim Giertychem, nawet podobne pomysły mi przychodzą do głowy. Bo kiedy czytam w jakimś uroczym żeńskim pisemku typu “Cosmopolitan”, że jeżeli przestaną mi wystarczać cosmoorgazmy z moim cosmofacetem, to zawsze możemy iść na imprezę dla „swingersów” i wymienić się partnerami na jedną noc z jakąś inną cosmoparą, to sama mam ochotę zorganizować Paradę Normalności. I nie chodzi tu wcale o to, że popieram wizję zdrady prezentowaną w pisemku dla gospodyń domowych, w artykule pod tytułem ”Kiedy mąż zdradza” (pomiędzy reportażem: ”Zaatakował mnie wściekły nietoperz”, a przepisem na maseczkę z kiszonej kapusty), gdzie można w nim wyczytać następujące złote rady: „Kiedy mąż zdradza, znaczy to, że coś popsuło się w waszym związku. Porozmawiaj z nim spokojnie, dowiedz się, dlaczego to robi. Pamiętaj- nie krzycz i nie rób mu wyrzutów. Uświadom sobie, że to także twoja wina.”
Dla mnie zdrada to zdrada — dramat, łzy, rozpacz, a nie tak po prostu — z nudów, dla rozrywki i rozmaitości. Jeżeli się kogoś kocha, naturalną sprawą jest, że zdrada boli. Może świadczyć o kryzysie uczuć lub o nieodpowiednim doborze partnera, może doprowadzić do końca związku lub jego naprawy, zawsze jednak jest wydarzeniem dramatycznym, burzącym stary świat. Moim zdaniem ludzie, dla których zdrada nie jest żadnym specjalnym wydarzeniem, nie potrafią naprawdę kochać.
Dlatego gdy Bartek w końcu spytał mnie, co mu radzę w związku z tą parszywą sytuacją, odpowiedziałam jak typowy przedstawiciel Młodzieży Wszechpolskiej:
“Znajdź sobie jakąś miłą dziewczynę z Polski.”
I wychyliłam kolejną pięćdziesiątkę wódki.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze