Brzydzę się swojego ciała!
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuKtóż z nas nie ma kompleksów, bo uszy zbyt odstające, nogi za grube, a usta za wąskie. Tyle, że zazwyczaj nie przeszkadzają nam w normalnym funkcjonowaniu i życiu społecznym. U osób chorych na dysmorfofobię wady urastają do rangi wielkiego dramatu. Chorzy wydają się sobie tak obrzydliwi, że najchętniej nie wychodziliby na ulicę.
Dysmorfofobia to dosłownie lęk przed brzydotą. Choroba dotyka ludzi niezależnie od płci, tylko z minimalną przewagą kobiet. Choć niewiele się mówi o zaburzeniu i rzadko osoby nim dotknięte trafiają do psychoterapeuty, jest ono dość częstą przypadłością — wedle różnych danych dotyczy 0,7–2 proc. populacji, występuje więc częściej niż na przykład schizofrenia.
W skrajnych przypadkach przypomina urojenia, obsesję na punkcie swojego ciała do tego stopnia, że pojawia się obrzydzenie własną fizjonomią. A wtedy osoby cierpiące na dysmorfofobię uważają siebie za odstręczających, ohydnych, zniekształconych. Najchętniej nie wychodziliby z domu, żeby ludzie ich nie widzieli. Skazują się na samotność, bo są przekonani, że nikt nie będzie chciał z nimi przebywać, nie mówiąc już o tym, żeby mogły znaleźć partnera.
Skąd się bierze dysmorfofobia?
Przyczyn zaburzeń należy szukać w doświadczeniach z przeszłości. Często w dzieciństwie rówieśnicy wyśmiewają się z wszelkich odchyleń od normy. Dziecko z odstającymi uszami ma przezwisko słoń, a z dużym nosem Pinokio. Dysmorfofobia może też brać się z poczucia braku akceptacji, kiedy nadambitni rodzice nie chwalą syna czy córki, ale wciąż więcej wymagają: dostałeś czwórkę, następnym razem naucz się na piątkę, szybciej biegaj, lepiej graj w szachy… Nie bez znaczenia są też media, które lansują niedościgniony, bez użycia photoshopa, model idealnego ciała, nawet u leciwej już gwiazdy. A tzw. normalni ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, że znane postaci też mają swoje wady, za to ślepo dążą do ideału, który nie istnieje, wpędzają się w obsesję.
Najczęściej dostrzegają brzydotę w jednej części ciała. Starają się zakryć swoje urojone niedoskonałości włosami, ubiorem, makijażem. Wielokrotnie, kompulsywnie sprawdzają stan swojego wyglądu: przeglądają się w lustrze, szybie samochodu, wypolerowanych meblach. Te zachowania wiążą się z napięciem, kiedy chory czuje wewnętrzny przymus, nie panuje nad nim, co przypomina natręctwa. Inni w ogóle nie mają luster, bo brzydzą się patrzeć sami na siebie. I przynajmniej raz na godzinę zatruwają sobie życie myślami o swoich niedoskonałościach.
Dysmorfofobia prowadzi do depresji i samotności. Skutkiem zaburzenia często jest niezdolność do pracy, kiedy trzeba pokazać się światu. Badania pokazują, że 27 proc. osób z tym zaburzeniem nie może w ogóle wyjść z domu. Większość chorych nie zawiera związków małżeńskich. A przy tym rzadko znajduje zrozumienie, wsparcie i pomoc. Bo nawet najbliżsi nie dostrzegają problemu. Wydaje im się, że nadmierna dbałość o wygląd to fanaberia. Uważają, że próżnością jest rozwodzenie się nad uszami czy nosem. Często problem w rzeczywistości nie istnieje, bo tylko osoba dotknięta zaburzeniem dostrzega u siebie wady, inni uważają, że jest zupełnie normalny. Najbliżsi widzą przed sobą atrakcyjną osobę i są zdziwieni, kiedy dochodzi do tragedii. W badaniach amerykańskich stwierdzono, że myśli samobójcze występują u 78 proc. chorych, a 24–28 proc. podejmuje próbę odebrania sobie życia.
Leczenie z urojonej brzydoty
Osoby dotknięte dysmorfofobią są nieświadome wyimaginowania swoich ocen i obaw. Na nic więc zdaje się mówienie, że są atrakcyjne, że wyolbrzymiają swoje wady. Najgorszym z możliwych rozwiązań jest operacja plastyczna. Może ona co prawda pomóc, ale tylko tym, którzy faktycznie mają jakiś duży defekt urody. Najczęściej jednak jest on zupełnie wymyślony. Więc zoperowanie jednej części ciała u osoby z dysmorfofobią kończy się obsesją na temat innej. Operacje plastyczne na krótko przynoszą ulgę i zdarza się, że chory poddaje się kilku w krótkim czasie.
Bardzo ważne jest, żeby udać się po poradę do psychiatry, kiedy zauważymy, że jakiś defekt urody nie daje nam spokoju. A to nie jest wcale takie łatwe, bo chorzy nie widzą, że problem jest urojony, są przekonani, że faktycznie budzą obrzydzenie. Efekty daje leczenie farmakologiczne z zastosowaniem leków przeciwdepresyjnych i przeciwpsychotycznych połączone z psychoterapią, która pozwala zwiększyć poczucie własnej wartości. Terapia choć trudna i długotrwała daje szansę na powrót do normalnego życia, radość z kontaktów z ludźmi i znalezienie partnera.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze