Kochanego ciałka...
ALICJA ZDZIECHIEWICZ • dawno temuWielkanoc wielu z nas kojarzy się z suto zastawionym, według tradycji, stołem i ukochanymi (mniej lub bardziej) ludźmi wokół. Pieczemy babki, mazurki, przekładańce, pichcimy kiełbasy, jaja w majonezie, kroimy chleb, szyneczki, polędwiczki, wędzonki, rozkoszujemy się poezją smaku... Chciałoby się dobrze podjeść, ale na każdym kroku jak nie lekarze, to natrętne reklamy dietetycznej margaryny, soków bezcukrowych i podobnych im napojów gazowanych wpierają nam w żywe oczy, że smaczne jedzenie to zbrodnia na własnym organizmie.
Jak tu zjeść sobie chrupiącego, smażonego boczku albo jajecznicy na kiełbasie, gdy w telewizji paraduje stuosiemdziesięciocentymetrowa modelka o wymiarach anorektyczki i zachwala, na przykład, margarynę, która lepsza jest w smaku i zdrowsza niż, na przykład, masło. A my, boże owieczki, wierzymy, że właśnie ta margaryna jest lepsza i zdrowsza, bo skoro nawet krowa z reklamy uwierzyła.
Nic to, jednak. Chwilowo ślepi i głusi na zalecenia ascezy („listek sałaty na śniadanie, surówka z jabłka i selera na obiad, marchewka na kolację”) siadamy do stołu i nozdrza nasze drażnią cudowne zapachy świątecznych potraw. Jeszcze kawałeczek szyneczki i jajeczka i chrzanu dla tradycji i kiełbaski i babki i ciocia Basia twierdzi, że tych kalorii to już zjadła za dużo i bez humoru stwierdza, że jutro nic nie zje. Popatrzcie na cudne modelki w telewizji, jak one są pięknie wycieńczone! O boskie ciała wybiegowych Wener, podajcie nam piszczel!
Kuzyn Mietek, znawca diety białkowej (Boże, co to jest?), ćwiczący dzielnie na siłowni, a skrycie zażywający sterydów, jest potężnie zbudowany, tak, że można policzyć żeberka na kaloryferze jego brzucha. Do niego pędzi młodsza część rodziny po poradę.
— Co tu zrobić — pyta dziewczę lat szesnastu, co w biodrach ma równy metr — żeby zgubić te wstrętne zwały tłuszczu?
Miecio patrzy na całkiem ładną kuzynkę, której opływowe kształty ponętnie wyglądają w powiewnej sukience w różyczki i tłumaczy jej, jak się katować, by zgubić nieco tu i tam. Wujek Kazik patrzy na swój brzuch i wzdycha za czasami, gdy robiło się zawody w jedzeniu pieczonego prosiaka na czas, a pękaty kociołek był synonimem bogactwa i zdrowia. O tempora! O mores! Marchewkę sobie pochrup, króliczku…
Tymczasem ciocia Hela z przerażeniem ogląda się w lustrze i stwierdza przybytek kochanego ciałka to tu, to tam, a babcia ją jeszcze dobija:
— Heluś, jak ty dobrze wyglądasz!
Babcia chce być miła, a w czasach jej młodości to stwierdzenie rozumiane było dosłownie i traktowane jak komplement. Dzisiaj, gdy coś dziwnego dzieje się z językiem, powiedzenie komuś, że dobrze wygląda równa się obeldze lub zauważeniu kilku nowych kilogramów. Tak więc ciocia Hela nie chce dobrze wyglądać. Chce być chuda jak szparag, a tymczasem mąż kocha ją w kształcie soczystej gruszki i szparag mu się nie uśmiecha. Hela tego nie widzi. Postanawia od jutra się odchudzać, przejdzie na ostrą dietę i będzie zatruwać rodzinie życie, bo jak Polak głodny, to zły.
Proponuję znieść święta. Precz z Wielkanocą! Precz z babkami i jajem! Towarzystwo zabrzuszone i obtłuszczone — na galery!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze