Chcę powiększyć rodzinę... Ale on nie!
KASIA KOSIK • dawno temuOd kilku lat dyskutujemy o kolejnej ciąży i nowym potomku, bez skutku. Mój mąż nie chce drugiego dziecka. Kiedyś dopuszczał liczbę mnogą. Co się zmieniło, co stoi na przeszkodzie? I jak przekonać go do swoich racji...
Podczas porządkowania stosu dokumentów w szufladach biurka natknęłam się na kartkę mojego męża, zapisaną w kilku punktach argumentami za i przeciw budowie domu. Jednym z argumentów przeciw był dowóz dzieci do szkół. Zrobiło mi się gorąco… Od kilku lat dyskutujemy o kolejnej ciąży i nowym potomku, bez skutku. Mój mąż nie chce drugiego dziecka. Ale jak widać kiedyś dopuszczał liczbę mnogą. Co się zmieniło?
Gdy planowaliśmy kupno działki pod lasem i budowę domu, nasz syn był półrocznym bobasem. Nie wiem, co zraziło mojego męża do kolejnego dziecka… Ale musiał się zrazić, bo jak widać w jego planach dzieci występowały przynajmniej podwójnie. Plany się zmieniają, wiadomo. Domu nie wybudowaliśmy na tamtej działce. Kupiliśmy dom używany, nie stary, osadzony nie pod lasem a w małym mieście. To był dobry wybór. Teraz to wiem. Czy tak samo jest w przypadku ograniczenia naszego rodzinnego przyrostu naturalnego… Tego nie jestem już taka pewna.
Co stoi na przeszkodzie według mojego męża? Finanse przede wszystkim. Przewijają się w każdej rozmowie. Mało zleceń, a dużo kredytów. Ledwo dajemy radę, dociągamy do kolejnej wypłaty lub pożyczamy drobne sumy. To nie jest komfortowa sytuacja i póki co nie ma widoków na zmiany. Ale czy małe dziecko generuje aż takie koszty, zwłaszcza że ma po starszym rodzeństwie i ubranka, i zabawki i wózek…. Jak to mówi moja mama, jak pojawia się dziecko, wszystko jakoś samo zaczyna się układać. Wierzę w to. A właściwie chciałabym wierzyć.
Gdy zaszłam w ciążę pięć lat temu, wynajmowaliśmy małe, dość brzydkie mieszkanko na poddaszu, piekielnie gorące latem. Było ciężko, bo rodziłam w czerwcu, w domu, mimo zaciągniętych zasłon, wiatraków i przeciągów, temperatura wciąż wskazywała 36 stopni, nocą spadała do 30. Było ciężko, ale daliśmy radę, a teraz prawie nie pamiętam złych momentów, wspominam te dobre i uśmiecham się do nich. Wszystko się ułożyło, wkrótce kupiliśmy nieduży dom i zamieszkaliśmy wygodniej.
Kolejną przeszkodą dla męża jest nasz wiek, nie jesteśmy rodzicami pierwszej młodości. Nie mam jeszcze 40 lat, ale jestem blisko, dla mojego starszego o 5 lat męża to niebezpieczne. Boi się Zespołu Downa i innych obciążeń, chorego dziecka i związanych z tym problemów. Ja sądzę, że narodziny kolejnego dziecka przed 40. to nie problem. Zam takie pary i wiem, że mamy chwalą sobie późne macierzyństwo bardziej niż to tuż po 20.
Innym argumentem na nie jest nasze obecne lokum, mały dom przy drugim dziecku może okazać się za ciasny, a to według męża oznacza kolejną przeprowadzkę, mękę remontu i biurokracji. Nie podzielam jego poglądu i nie zamierzam się już nigdzie przenosić, jako mistrz aranżacji wnętrz, uważam, że i z tym bym sobie poradziła w taki sposób, byśmy się zmieścili. Nasz domek ma 89 metrów, czy to za mało na czteroosobową rodzinę. Nie sądzę. Z trzech pokoi da się zrobić cztery.
Dochodzę do ostatniego argumentu na nie, te obawy także ja podzielam. Oboje dużo pracujemy, dokładnie pamiętam, jak bardzo byłam zmęczona przy pierwszym dziecku łącząc prowadzenie domu, z opieką nad dzieckiem i pracą. Był to wyczyn, który kosztował mnie dużo nerwów i zdrowia. Nie umiem wyobrazić sobie powtórki, zwłaszcza że jestem starsza, bardziej zmęczona, a na głowie miałabym jeszcze jedno dziecko, mojego pierworodnego syna i absolutnie nie chciałabym, by poczuł się odsunięty, choć wiem jak to trudne. Jak to połączyć, gdy ma się męża, który pomaga tylko wtedy, gdy się go poprosi, jest mało zorganizowany, powolny i robi z igły widły… To mnie przeraża najbardziej. Bycie w tym samotnie, na zasadzie — chciałaś to masz.
Te trudności to właściwie pierwsze 3 lata, potem z pomocą przychodzi przedszkole (na nianie nas nie stać) i odciąża zapracowanych rodziców. W zamian za trud ma się przyjemność usiąść przy większym wigilijnym stole, obserwować relacje rodzeństwa, cieszyć się z większej ilości wnuków, czuć jak dom tętni…
Tylko jak przekonać męża do swoich racji? Jestem za wspólną decyzją, nie za wpadką zaplanowaną, to nie w moim stylu, nielojalne… Ja także nie chciałabym być przymuszana podstępem. W jaki sposób poprowadzić rozmowę, by on zobaczył więcej plusów z powiększonej rodziny. Nie wiem…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze