Gdy teściowa chce odzyskać syna
CEGŁA • dawno temuMój główny grzech to ciąża (teściowa nie dostrzega w niej pierwiastka męskiego:)). Do tego jestem starsza od jej syna AŻ o 4 lata i rujnuję mu plany studiowania, chociaż sama „sprytnie” studia skończyłam, żeby „mieć z tym spokój, rozwalić się na kanapie i rozpęknąć” – to jeden z moich ulubionych cytatów z księgi złotych myśli tej kobiety.
Biorąc ślub, byliśmy w ciąży. Nie zaawansowanej, ale widocznej, po prostu. A ja składałam przysięgę w wersji dla niewierzących. Zrobiłam to z szacunku dla wiary innych ludzi, szczególnie męża. Nie boję się wejść do kościoła, ale czy powinnam kłamać przy tylu świadkach, że coś obiecuję w imię istoty, której nie czczę?
Ten ślub właśnie i moja żółta sukienka zamiast białej przypieczętowały los mój i męża, z czego ja jestem zadowolona, on chyba mniej, ale trwa przy mnie i zawsze tak było. Nie jestem sekutnicą, buntowniczką, niczego nie robię na złość. Mój główny grzech to ciąża (teściowa nie dostrzega w niej pierwiastka męskiego:)). Do tego jestem starsza od jej syna AŻ o 4 lata i rujnuję mu plany studiowania, chociaż sama „sprytnie” studia skończyłam, żeby „mieć z tym spokój, rozwalić się na kanapie i rozpęknąć” – to jeden z moich ulubionych cytatów z księgi złotych myśli tej kobiety.
Nawet byłabym w stanie ogarnąć jej podejście, ona jest modelowa jak z komedii, gdyby nie fakt, że sama 3 lata temu urodziła śliczną córeczkę — moja mała szwagierka (?) szła za nami w kościele i sypała kwiatuszki, na co mama łaskawie się zgodziła. Patrząc świeżym okiem na córkę, przerabiając drugi raz macierzyństwo, mogłaby chyba wykazać więcej sympatii dla zjawiska rozmnażania się innych, zwłaszcza własnego syna?
Niestety, tak nie jest. Może przed ciążą miałam u niej jeszcze jakieś szanse. Po otrzymaniu „radosnych” wieści znienawidziła mnie i rozpoczęła swoją krucjatę. Uważam się za silną, ale płakałam kilka nocy, kiedy np. nagabywała mnie o badania prenatalne, których sama, pomimo wieku, nie robiła! Argument miała wyjątkowo paskudny – chorobę mojej mamy. A przecież wie świetnie i od dawna, że moja matka nie jest niczym obciążona, tylko wypadek wywołał niepełnosprawność, to żadna tajemnica!
Skończyły się wizyty, obiadki, oferta pomocy synowi. Teściowa oświadczyła, że będzie go wspierać pod każdym względem, nawet wynajmie mu mieszkanie – pod warunkiem, że podejmie studia dzienne na renomowanej (wybranej przez nią) uczelni. W przeciwnym razie z nimi koniec. Zaiste, ciepłe matczyne ultimatum, zwłaszcza w sytuacji, gdy ja mieszkanie mam i mąż już od 2 lat mieszkał ze mną przed ślubem.
Pracowałam na studiach i nadal to robię – z domu. Myślę, że gdyby nie dzidziuś, przetrwalibyśmy studia męża i utrzymałabym 2 osoby na bardzo skromnym poziomie. Tato nie może nam pomóc, bo siedzi w domu i opiekuje się mamą. Ale przy dziecku nie damy rady, jeśli mąż nie zmodyfikuje planów i nie pójdzie do jakiejś pracy, studiując chociaż kilka lat zaocznie. On zresztą nie ma z tym problemu, wszystko uzgodniliśmy. Tylko teściowa czyni wszystko, żeby mu uświadomić popełniony błąd i wmówić, jak bardzo będzie ze mną nieszczęśliwy i przegra życie…
Tupet tej kobiety mnie zadziwia. Najpierw lamentowała, że będzie miała wnuka kalekę. Teraz zmieniła front i skupiła się na czym innym: namawia syna, żeby zamieszkał z nią i z siostrą, będzie mu łatwiej. A mnie może przecież odwiedzać, kiedy zechce! Mąż jej z kolei zajeżdża Biblią i zakładaniem własnego gniazda, od pewnego czasu zaciekle się kłócą, czego wcześniej nie było. Czuję się winna, mimo że staram się nie denerwować, bo lada chwila mam rodzić. Byłabym w stanie nawet namówić męża na ten wariant – niech sobie z nią mieszka, dzięki temu nie będę musiała jej oglądać… On jest przeciwny, powtarza, że chce być ze mną, a jego matce nie wolno ustępować, bo będzie chciała coraz więcej, aż nas zniszczy.
Nie brzmi to za wesoło, prawda? Nie mamy wsparcia psychicznego, bo moja rodzina jest mała i zajęta sobą, a narzeczony teściowej to właściwie osoba dla nas obca, mieszka oddzielnie i dystansuje się od takich problemów, mam wrażenie, że też jej nie lubi, tylko zależy mu bardzo na córce i ciągnie ten związek.
Jaśmina
***
Droga Jaśmino!
Cóż począć: trafiliście akurat do tej niewesołej bajki i na sielankę nie ma co liczyć. Dziwisz się, że późne dziecko nie zmiękczyło charakteru teściowej… Mnie się wydaje, że mogło być wręcz odwrotnie. Nie twierdzę, że nie kocha córki. Podejrzewam jednak, że to również była ciąża niezaplanowana, jeszcze bardziej zaskakująca niż Wasza, i teściowa wcale nie zamierzała robić rewolucji w swoim życiu ani w swoim związku. Pewien chłód ze strony partnera może ją boleć (nawet jeśli sama go sprowokowała), tymczasem jest z nim związana, i to pewnie bardziej, niż by sobie życzyła, jako osoba władcza i samodzielna. A to już wystarczający powód do rozgoryczenia i przenoszenia swoich odczuć na innych.
Nie znam dokładnie sytuacji. Możliwe, że teściowa jest zaabsorbowana córeczką, zmęczona i boi się kolejnych obowiązków związanych z byciem babcią. Albo inaczej: chce się bawić w młodą mamę i perspektywa posiadania wnuków jej uwłacza, krzyżuje plany. Prawdopodobne też, że jest nadopiekuńcza wobec syna i uważa go za nieprzygotowanego, zbyt młodego na zakładanie rodziny – do takiej subiektywnej oceny ma prawo, podobnie jak do swoich prywatnych ambicji względem jego kariery. Na pewno z trudem akceptuje naturalny bieg rzeczy i brakuje jej filozoficznego spokoju, pogody ducha. Przyczyn tego teraz nie rozstrzygniemy, gdyż tkwią w przeszłości. Jedno wiemy: momentem newralgicznym, który zagroził poprawnym stosunkom, była Twoja ciąża.
Uważam, że przy takim podejściu teściowej Twoja walka z nią nie ma sensu – w tym szczególnie walka o jej sympatię. Stawiałoby Cię to w upokarzającej i niesprawiedliwej sytuacji petenta, który musi błagać o akceptację i zasłużyć na nią. Z wątpliwym, jak mniemam, skutkiem. A masz teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
Nie jesteś niczemu winna i w związku z tym nie musisz się bronić. Odpuść. Niech teściowej da do myślenia fakt, że kolejna osoba odsuwa się od niej, przestaje zabiegać o jej względy. Jeśli nie da, to trudno. Twój mąż wydaje się podchodzić do sprawy bardzo mądrze i rozsądnie, najbardziej obchodzi go nowa rodzina. Nie wpływaj na niego, niech rozegra to po swojemu. Absolutnie nie wypychaj go z domu i nie namawiaj na ustępstwa, bo poczuje się z tym fatalnie! Ty również. Pomysł z zamieszkaniem osobno dla świętego spokoju (czyjego w końcu?) jest iście szatański.
Żyliście już razem, poznaliście się. Nie ma powodu, by związek cofał się w rozwoju w chwili próby, gdy pojawiają się nowe obowiązki. Skoro spontanicznie podeszliście do planowania rodziny, trzeba improwizować dalej:). Większość ludzi zdanych w takiej sytuacji na siebie, z perspektywy czasu ocenia swoje dokonania bardzo pozytywnie. A jakakolwiek „pomoc” w atmosferze niechęci i konfliktu jest tak naprawdę bezużyteczna, wręcz szkodliwa. Dlatego też mąż powinien zapanować nad emocjami i przestać się z mamą kłócić ząb za ząb – to akurat możesz mu doradzić.
On już dawno wydoroślał i odszedł z domu, miała czas na pogodzenie się z tym, ale widać potrzebuje go więcej. Przyszłość nie musi, ale może przynieść niespodzianki. Musicie być cierpliwi i ze swej strony zachowywać się normalnie, tzn. przyzwoicie. Nie zrywać stosunków, lecz oswajać teściową z nową sytuacją, namawiać delikatnie do kontaktów z wnuczką czy wnukiem i… pozostawić jej wolną rękę. Być może, gdy zobaczy syna zadowolonego w roli męża i ojca, godzącego naukę z pracą – przywyknie, że Wasze życie toczy się swoim torem, nie tym wymarzonym czy wytyczonym w jej marzeniach, ale wcale nie gorszym. A wówczas kontakty się unormują.
Grunt to robić swoje i nie oczekiwać cudów – a nuż przyjdą same?
Tego Wam życzę z całego serca!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze