Gdy on podziwia inną...
KASIA KOSIK • dawno temuZazdrość... podobno nieodzowna od miłości. Pomijając totalnych zazdrośników, trzeba przyznać, że minimum tego destrukcyjnego uczucia jest potrzebne. Zazdrość może też być budująca, choć bywa, że niszczy niejeden udany wydawałoby się związek. Czy bohaterki tych historii mają się czego bać?
Zazdrość… podobno nieodzowna od miłości. Pomijając totalnych zazdrośników, trzeba przyznać, że minimum tego destrukcyjnego uczucia jest potrzebne. Zazdrość może też być budująca, choć bywa, że niszczy niejeden udany wydawałoby się związek. Czy bohaterki tych historii mają się czego bać?
Julia (32 lata, mama trzylatki z Warszawy)
– Gdy przychodzi do nas na kolację lub na nocne rozgrywki w Monopol… wpada jakieś takie światło do naszych czterech kątów. Nie tylko mój mąż to zauważa, ja też. Prawniczka, oczytana, inteligentna i obyta. Czerwony pazur, piękna apaszka, powiew cudownych perfum, nienaganna fryzura i spódnica zawsze tuż przed kolanem. Zna się właściwie na wszystkim, potrafi komentować zarówno informacje ze świta polityki, mody jak i sportu. Mężczyźni są nią zachwyceni. Do tego jest wolna. I choć nie wyglądam jak mop, też jestem zadbana, mam piękne włosy, cerę i fajne ciuchy, to nie dorównuję jej, mało tego nawet nie próbuję. Gdy kiedyś podjęłam temat pracy zawodowej albo powrotu na studia podyplomowe, mój mąż mi odradzał, za to bardzo ochoczo wypowiadał się na temat kolejnego dziecka, zapomniał tylko, że ono znów zatrzyma mnie na kolejne trzy lata w domu. Zazdroszczę jej, ale taka jak ona nie jestem. Lubię jej towarzystwo, jej blask, ale nie lubię, gdy po jej wyjściu mój mąż rozmarza się w fotelu lub pełen zachwytu komentuje, co powiedziała.
Mariola (38 lat, redaktorka z Grodziska)
– Prowadzimy dom otwarty. Ja redaktorka, on grafik, ciągle ktoś wpada na kawę, na ciasto, na wino, na film, na gadki o polityce. Mamy spory ogród z werandą, co przyciąga znajomych z miasta. Żyjemy w konkubinacie, nie mamy dzieci. Ale nigdy nie traktowałam tego jak wolnego związku. Nie przyszło mi do głowy rozstanie, romans, zdrada. Dobrze nam. Świetnie się rozumiemy i bardzo lubimy swoje towarzystwo. Moim zdaniem to podstawa. Ale ostatnio przechodzę jakiś emocjonalny kryzys. Nigdy nie byłam przesadnie zazdrosna, ale zaczęłam wpadać w paranoję, gdy mój partner oznajmił, że miewa erotyczne sny z moją psiapsiułą o pokaźnym biuście i super fajnych nogach. I że są one bardzo realistyczne. Ewa jest rzeczywiście piękną kobietą, taką do zjedzenia… Nigdy jednak nie traktowałam jej jak konkurencji i obiektu seksualnego dla faceta, z którym od 12 lat żyję. I co ma powiedzieć kobieta wobec tak szczerego wyznania, jak się zachowywać, gdy ona znów się tu pojawi, urwać kontakt – przecież to byłoby ewidentne i głupie, jesteśmy dojrzałymi ludźmi, a to był tylko sen, tak?
Anna (45 lat, graficzka z Gdańska)
– Co byś zrobiła na moim miejscu, gdybyś się dowiedziała, że współpracowniczka męża mówi do niego „kochany”, śle całuski, buziaczki na facebooku, wkleja dziwne grafiki i zdjęcia, niby zabawne, ale z podtekstem. Nie jestem małolatą, ale też nigdy do czynienia z czymś takim nie miałam. Ona wie, że jesteśmy małżeństwem, że mamy dwoje dorosłych dzieci. Zna mnie, no może przesada, ale wie, kim jestem, jak wyglądam. To właśnie mnie martwi. Młodsza ode mnie o ponad 10 lat. Nogi jak szyja żyrafy, zawsze odziane w jakieś fajne trapery lub trampki, świetnie skrojone sukienki lub modne spodnie, fioletowe lub czarne krótkie paznokcie, krótka fryzura i makijaż, który uwydatnia jej piękne oczy i usta. Ufam mężowi, nie przechodzimy kryzysu i nigdy nie było mowy o zdradzie, seks jest taki, jaki był, a nawet ostatnio lepszy… więc może nie ma się czego obawiać. Mimo to nie jestem w stanie pojąć, dlaczego ona mówi do niego „kochany”, to taki korporacyjny żargon? Tak twierdzi mąż. Ale ja stałam się czujna i nie lubię siebie za to.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze