Czy związek na odległość ma sens?
EDYTA LITWINIUK • dawno temuSą razem, chociaż nie mieszkają ze sobą. Para, narzeczeni, małżeństwo. Przez kilka, kilkanaście lat podążali ściśle wyznaczoną serpentyną dróg, torów i korytarzy powietrznych. Samochodem, pociągiem, samolotem. Na spotkanie z drugą połową. Potem był powrót i znowu dni, tygodnie, miesiące rozłąki.
Jarek i Ela
Ela wspomina, że najtrudniej było na początku. Byli wtedy kilka lat po ślubie i mieli dwójkę małych dzieci. Ania miała 5 lat, Sławek 3. To przede wszystkim z ich powodu Jarek musiał szukać pracy w innym mieście. Z zawodu był leśnikiem. To była jego pasja. Ela nie miała serca kazać mu pracować w innym zawodzie. Dlatego, kiedy nie znalazł zajęcia w miejscowości, w której mieszkali, sama podpowiedziała mu, żeby szukał gdzieś dalej. Jarek znalazł w końcu pracę w miejscowości oddalonej o blisko 40 kilometrów. Wtedy pojawił się problem: gdzie będą mieszkać.
Ela pracowała w urzędzie miejskim, może nie była do końca zadowolona ze swojej pracy, ale na pewno nie tak, żeby z niej zrezygnować. Jarkowi zależało na nowym zajęciu, zaproponowano mu tam wysokie stanowisko. Dyskutowali kilka dni, aż doszli do porozumienia, że na razie będą próbowali pogodzić tę nową pracę. Ela miała zostać tam, gdzie mieszkają, zwłaszcza, że miała tu do pomocy dwie babcie. W miejscu gdzie znalazł pracę Jarek na pewno byłby problem z opieką nad dziećmi.
Wtedy oboje stwierdzili, że to rozwiązanie tymczasowe. Czas pokazał jak bardzo się mylili. Najpierw awansowała Ela, potem Jarek. Na początku jej mąż przyjeżdżał do domu codziennie, potem co kilka dni. Po kolejnym awansie dostał mieszkanie służbowe i dużo więcej pracy. Bywał już tylko raz na tydzień. Nie było tak, że się od siebie oddalali. Po prostu wraz z „robieniem kariery” mieli mniej czasu. A przez cotygodniowe wizyty Jarka, Ela nie czuła, że traci on kontakt z dziećmi. Zresztą, pocieszali się nawzajem: większość ludzi też nie ma dla siebie czasu w ciągu tygodnia. Powoli temat przeprowadzki schodził na dalszy plan.
Ela sama nie wie, kiedy minęło te 16 lat bycia ze sobą na odległość. Nie wie, jakim cudem ich związek się przez ten czas nie rozpadł. Teraz już przyzwyczaili się do sytuacji. Tylko Eli trochę doskwiera samotność — dzieci dorosły, wyprowadziły się. W starym mieszkaniu została praktycznie sama. Nie licząc rudego kota-staruszka. Z drugiej strony w życiu zawodowym oboje zaszli już tak daleko, że nie ma sensu szukać pracy gdzie indziej. Ostatnio Ela stwierdziła, że chyba zamieszkają ze sobą dopiero wtedy, kiedy przejdą na emeryturę, w sumie niewiele im już do tego czasu zostało.
Bartek i Kamila
Znajomi nazywają ich papużki-nierozłączki. Razem w podstawówce, w szkole średniej, na studiach. Zawsze para, zawsze świetnie się dogadywali. To, że się pobiorą, było już tylko kwestią czasu. Oni postanowili zaczekać aż skończą studia, znajdą pracę, będą na swoim. Tyle że z tym znalezieniem zatrudnienia nie było tak łatwo. Kamila musiała się dużo nagimnastykować, aż znalazła pracę w swoim zawodzie. Taką pracę, po której nie wracałaby do domu sfrustrowana i wściekła. Gorzej było z Bartkiem. Niby praca dla architektów zawsze się znajdzie, ale on jakoś nie miał szczęścia. W końcu jeden ze szkolnych znajomych powiedział, że znalazł mu pracę, tyle że w Trójmieście. Na początku odrzucili ten pomysł. Wiadome było, że nie mogą się wyprowadzić z Warszawy, kiedy Kamila ma tutaj dobrą pracę. Awansowała, nie chciała znów zaczynać od początku. Jednak Bartek, choć najpierw przytaknął, potem zaczął się zastanawiać na przeprowadzką.
Wtedy pierwszy raz w życiu pokłócili się. Kamila nawet wyprowadziła się na jakiś czas. Jednak „ciche dni” długo nie trwały. Spotkali się i postanowili całą rzecz przedyskutować. Przedstawiali swoje „za” i „przeciw”. Bartek przekonywał, że to będzie tylko rozwiązanie tymczasowe. Że to dla niego szansa, że znajdzie jej tam dobrą pracę. Przekonał ją. Choć na początku była na „nie”, po tej rozmowie zgodziła się na rozłąkę.
Bartek szybko zaaklimatyzował się w nowej pracy, dobrze mu tam szło. Widywali się praktycznie co tydzień. Raz ona jechała pociągiem na północ, żeby zobaczyć się z narzeczonym, w następnym tygodniu on wsiadał w pośpieszny do Warszawy. Z czasem przyzwyczaili się do tych podróży, choć przyznają oboje, że były bardzo męczące. Wbrew wcześniejszym obietnicom Kamila nie bardzo miała ochotę rezygnować z pracy w Warszawie. Pięła się tam w górę, zarabiała coraz lepiej, była po prostu zadowolona. Temat ślubu i wspólnego mieszkania powracał co jakiś czas, ale delikatnie odsuwali go na bok. Tak było dobrze.
I pewnie jeździliby do siebie kolejne kilka lat, gdyby nie okazało się, że Kamila jest w ciąży. Widocznie te podróże rozregulowały jej organizm – stwierdziła. Okazało się, że za jakieś 7 miesięcy będą mieli dziecko. Kamila na początku wpadła w panikę. Dziecka nie było w jej planach na najbliższą przyszłość. Owszem gdzieś, kiedyś, ale nie teraz. Jednak ten nieuchronnie zbliżający się fakt urodzenia potomka zmuszał ich do decyzji. Przynajmniej do pewnych ustępstw. Kamila zadecydowała, że pójdzie na urlop i na jakiś czas przeprowadzi się do Bartka. Mieszkanie w Warszawie na razie wynajmą. Po urodzenia dziecka będą zastanawiali się co dalej. Kamila nie ma ochoty zostać w Trójmieście na stałe. Wolałaby Warszawę. Nad tym jednak będą zastanawiać się za kilka miesięcy.
Maciek i Kinga
Kiedy oświadczyła Maćkowi, że jedzie do Anglii, nie był zadowolony. Powtarzał, że on ma tutaj pracę, że dadzą sobie radę, że jest w stanie utrzymać rodzinę. Ale Kinga miała już dość wiecznych pożyczek i pomieszkiwania u rodziców. Chciała, żeby wreszcie mieli dom, żeby byli na swoim. Dlatego, kiedy koleżanka zaproponowała, że znajdzie jej pracę na wyspach, zgodziła się bez wahania.
Maciek długo nie chciał się zgodzić na ten wyjazd. Chciał nawet jechać z nią, ale wspólnie stwierdzili, że to bez sensu – tu na miejscu miał w miarę dobrą pracę, a co ważne – legalną. Dlatego miała jechać sama.
Przez pierwszy miesiąc wysyłali do siebie SMS-y praktycznie codziennie. Potem coraz rzadziej, ale za to w każdej wolnej chwili pisali do siebie przez komunikator. Starali się, żeby się od siebie nie oddalić. Co jakiś czas Kinga leciała do Polski, albo Maciek spędzał urlop u niej. Byli razem, chociaż na odległość. Kinga cierpliwie odkładała każdy grosz na wspólne mieszkanie, Maciek robił to samo w kraju.
To nie tak, że było idealnie. Kinga miała wiele obaw. Wiedziała, że zostawiła faceta samego na tak długo. Najbardziej się bała tego, że znajdzie sobie inną. Praktycznie codziennie się nad tym zastanawiała. Maciek podobnie – co rusz podpytywał ją, czy sobie aby kogoś tam nie znalazła. Kinga nawet nie miała ochoty szukać, to z Maćkiem chciała spędzić resztę życia. Ale jak miała mu wierzyć, kiedy nie był tuż obok…
Cała ta sytuacja trwała kilka lat. Oboje przyznają, że nie było to zdrowe. Były wzajemne obwiniania i mnóstwo strachu o to, czy ta druga osoba nie kłamie. Jak się okazało, najgorsze było przed nimi. Bo wcale nie rozłąka okazała się najtrudniejszym orzechem do zgryzienia, ale ponowne przyzwyczajanie się do siebie. Przez te kilka lat życia oddzielnie oboje nauczyli się nawyków, których teraz ciężko było się pozbyć. Kłótnie wybuchały nawet o styl ścielenia łóżka czy sposób postawienia kubka na suszarce do naczyń. To chyba wtedy bardziej zbliżyli się do momentu kryzysu w ich związku, niż kiedy mieszkali oddzielenie. To Kinga zdecydowała, że się wyprowadzi. Że dadzą sobie w ten sposób moment na odsapnięcie, więcej przestrzeni. Nie wiedzą jeszcze, czy znowu zamieszkają razem, czy dalej będą prowadzić związek na odległość, tym razem ze świadomego wyboru. Czas pokaże.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze