Bezpłodność wyleczyła się sama…
CEGŁA • dawno temuOsiem lat staraliśmy się z mężem o dziecko. Przy czym, ja biorąc ślub miałam już prawie 30 lat, a byliśmy ze sobą długo i dla mnie to dziecko mogło być już dawno temu, na kocią łapę. Takiego rozwiązania nie chciał mąż, dlatego dopiero po ślubie zrezygnowaliśmy z antykoncepcji. W końcu skapitulowałam, a w gruncie rzeczy to się zbuntowałam...
Droga Cegło!
Osiem lat staraliśmy się z mężem o dziecko. To znaczy, nie na zasadzie, że dostaliśmy świra i wyprawialiśmy cuda na kiju, bo chcieliśmy mieć. Przy czym, ja biorąc ślub miałam już prawie 30 lat, a byliśmy ze sobą długo i dla mnie to dziecko mogło być już dawno temu, na kocią łapę. Takiego rozwiązania nie chciał mąż, dlatego dopiero po ślubie zrezygnowaliśmy z antykoncepcji.
Byłam już wówczas we własnej opinii nieatrakcyjna – przytyłam, na potęgę wychodziły mi włosy. Najpierw lata „uważania”, potem rozczarowanie, że ciąży nie ma. Zaczęłam się odchudzać, ćwiczyć, ale stres i poczucie winy nie mijały, z każdym miesiącem miałam coraz mniej chęci na seks, a tu dwa „klany” wyglądają dzidziusia jak nie przymierzając, następcy tronu… Więc poszłam do lekarza, jednego, drugiego. Kręcili nosami, szukali różnych przyczyn, które zaburzają mi jajeczkowanie. Wreszcie „z polecenia” trafiłam do lekarza, który ostro zabrał się do rzeczy. Mąż był zawsze przy mnie, trzymał za rączkę, nie tracił nadziei ani cierpliwości.
Przyjmując leki hormonalne i przeciwdepresyjne, znowu utyłam, zaczęłam czuć się źle ze sobą. Dziwiło mnie, że mąż w ogóle interesuje się mną, ma siłę i ochotę próbować. Czasem wydawało mi się, że przesadzamy. Dlaczego człowiek najbardziej chce tego, co mu nie wychodzi, czego mieć nie może? Na myśl o adopcji mąż dosłownie wzdragał się, dla niego żadne opcje poza cudem natury nie wchodziły w grę.
W końcu ja skapitulowałam, a w gruncie rzeczy to się zbuntowałam. Powiedziałam: koniec, nie chcę już. Nawet gdyby się nam udało, przy maturze dziecka będziemy sześćdziesięciolatkami, jak zapewnimy mu studia, mieszkanie? A może, zamiast żyć swoim życiem, będzie musiało opiekować się nami i łożyć na nas? Moi rodzice są w tym wieku i już sporo chorują, wymagają wsparcia. Rok temu powiedziałam ostateczne i nieodwołalne stop w temacie dziecka.
Wtedy zdarzyły się dwie dziwne rzeczy, zła i taka sobie. Zostałam wbrew woli bohaterką opery mydlanej.
Mąż odszedł. Nie wzięliśmy rozwodu, bo „nie miał do tego głowy”, ale się wyprowadził. Do 26-latki, z którą spotykał się już półtora roku… Ja… nie wiem, co mi się stało. Kochałam męża, ale zamiast go znienawidzić, poczułam ulgę. Nareszcie trochę spokoju… (pewna niechęć przyszła, ale z opóźnieniem:)).
Pojechałam w góry i poznałam mężczyznę 3 lata młodszego, w antytypie męża – takiego luzaka. Stresy prysły. Spędziliśmy zakręcone 3 miesiące, po których okazało się, że jestem w ciąży. Ojciec dziecka radził mi z męskiej solidarności zawiadomić męża, który nigdy się nawet nie zbadał, że to może po jego stronie jest problem. Uznałam, że dziecko to nie choroba weneryczna. Skoro mąż nie zadzwonił do mnie nawet przez ten rok, to co ja mam mu do powiedzenia? Mam własne problemy, nie wiem, czy wychowywać dziecko sama, czy poważnie podejść do tej sytuacji i związać się z jego ojcem na stałe (zależy mu, ale nie napiera). Za szybko wszystko się stało i za krótko trwa, żebym umiała określić swoje uczucia do niego. Na pewno jest dobrym partnerem, a ja na pewno urodzę, to wiem.
Niedawno mąż zadzwonił, zaczął przebąkiwać o rozwodzie. Ma dobrą pozycję, pieniądze – widać tamta dziewczyna zaczęła domagać się ślubu… Byłam tak zaskoczona samym telefonem, że nie miałam warunków, by zacząć rozmowę o ciąży. Czuję w głowie młyn i nie wiem, jak się zachować. Kołacze się we mnie takie głupie uczucie, żeby męża… nie zranić. A jeśli to on jest całkowicie bezpłodny? Zawsze był ambitny. Teraz ma zacząć nowe życie z taką informacją?
Krycha
Droga Krystyno!
Jak słusznie zauważyłaś, masz teraz swoje sprawy, kilka kwestii do rozwiązania, decyzji do podjęcia. Mimo to martwisz się o uczucia i przyszłość męża, który, jak na konserwatystę, zachował się dość nietypowo. Najpierw żył z Tobą w związku nieformalnym, następnie, w trakcie starań o dziecko, regularnie Cię zdradzał, a wręcz prowadził życie równoległe. Ciekawe, jak by się zachował, gdybyś nie zrezygnowała z leczenia i walki o ciążę. Ciągnąłby dwa związki dalej, czekając, która z Was pocznie?
Rozwód nie jest przyjemnym procesem i nie sprzyja relaksowi, którego bardzo teraz potrzebujesz. W trakcie pierwszej rozprawy możesz już być w zaawansowanej ciąży. Uważam jednak, że dobrze się stało. Mąż, który odmawia współleczenia bezpłodności i do tego wikła się w nowy związek, nie wydaje się reformowalny nawet po tylu latach inwestycji w małżeństwo. Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że biedaczek był zestresowany i dlatego szukał pocieszenia u kogoś innego. Ale na takie dywagacje już za późno – skoro tak bardzo pragnął WŁASNEGO dziecka – nad czym tu myśleć? Przecież w zaistniałej sytuacji i tak nie wrócicie do siebie. A ze swoimi problemami mąż musi sobie poradzić sam – pod warunkiem, że mu je uświadomisz.
Nie wiesz, na jakim etapie jest Twoje uczucie wobec nowego partnera, tym bardziej więc ja tego nie wiem i w tej sprawie Ci nie doradzę. Myślę jednak, że o dziecku powinnaś powiedzieć mężowi natychmiast, a co do rozwodu – zrobić tak, jak będzie najwygodniej dla Ciebie, nie dla niego. Może warto wręcz odłożyć go na razie i wrócić do tematu, gdy dojdziesz do siebie po porodzie.
Warto by było zasięgnąć kolejnej opinii lekarskiej. Problemy z owulacją to jedno, a bezpłodność mężczyzny to drugie. Może mąż jest zdrowy, tylko Ty miałaś za dużo stresów w waszym małżeństwie? I tu dochodzę do niemiłej części praktycznej, której nie wolno Ci zaniedbać w związku z rozwodem: rób tzw. notatki, żeby przypadkiem nie doszło do sytuacji, że wyjdziesz z sali… obarczona winą za rozpad związku! Ludzie bywają nieobliczalni, a od tej strony jeszcze męża nie znasz. To on zdradził i opuścił dom. Twoja nowa relacja nawiązała się po rozstaniu. Nie trać z oczu tych faktów, by mąż nie wymigał się od odpowiedzialności za swoją nieuczciwość.
Co do dziecka. Cieszy mnie, że przestałaś bać się przyszłości. Może to zasługa nowo poznanego mężczyzny, z którym połączyło Cię coś spontanicznego i niewymuszonego? Na pewno nie warto skreślać tej szansy. Nie wszystkie decyzje muszą zapadać jednocześnie. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz, i zadbaj wreszcie o swoje interesy oraz pragnienia. Na Twoim miejscu byłabym optymistką – co nie wyklucza szybkiej wizyty u prawnika:).
Trzymam kciuki za przyszłość!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze