Przeczytała jego SMS-y
EDYTA LITWINIUK • dawno temuCałkiem przypadkiem lub wcale nie przypadkiem Agnieszka przeczytała korespondencję SMS-ową swojego chłopaka do jego byłej. Odkryła te same słowa, wyrażenia jakich używał również w stosunku do niej, ten sam sposób rozmowy jaki z nią prowadził. Nie wie, co teraz zrobić. Przyznać się czy lepiej milczeć i udawać, że nic się nie stało? Napisała list do redakcji.
Agnieszka (30 lat, graficzka z Warszawy):
Może rzeczywiście źle zrobiłam. Może powinnam uznać jego prawo do prywatności. Dostosować się do umowy, że przeszłość zostawiamy za sobą. Nie potrafiłam. Przeczytałam. Teraz już za późno.
Wszystko zaczęło się od tego nieszczęsnego telefonu. Może raczej powinnam zacząć od opowiedzenia o Nim. Ale to bardzo długa historia. Chyba wystarczy, że streszczę ją w kilku zdaniach: pojawił się w moim życiu dwa lata temu, byłam rozbita po poprzednim związku i dzięki niemu stanęłam na nogi. Na początku miał być tylko przyjacielem, z czasem coś się zaczęło z tego wykluwać. I to do tego stopnia, że mówiliśmy już o wspólnej przyszłości, domu z ogródkiem i gromadce dzieci. No a potem był ten telefon…
Pożyczyłam od niego. To był stary grat. Po prostu potrzebowałam aparatu bez simlocka. Potem już nie był mi potrzebny i przeleżał na półce. A po jakiś dwóch miesiącach sięgnęłam po niego, włożyłam nową kartę i zaczęłam przeglądać. Myślałam, że aparat powinien być wyczyszczony z informacji pozostawionych przez poprzedniego właściciela. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy natrafiłam na kilkaset wiadomości SMS.
Tak naprawdę nad tym czy czytać zastanawiałam się przez kilka sekund. Ciekawość zwyciężyła. Nie ukrywam, że zaintrygowała mnie też pierwsza wiadomość. To były życzenia walentynkowe. Trochę dziwne. Na początku nie bardzo wiedziałam, o co chodzi. Domyśliłam się po nadawcy. SMS-y pochodziły z czasów, kiedy mój facet spotykał się ze swoją poprzednią kobietą. Wiem, że trwało to około roku, a potem z jakiś powodów się rozeszli. I tyle. Zaczęłam czytać kolejne SMS-y, bo górę wzięła zwyczajna zazdrość.
Wiadomości były bardzo osobiste. Zresztą, jakie miały być pomiędzy dwiema bliskimi sobie osobami? Po przeczytaniu dwóch żałowałam, że to w ogóle zrobiłam. Ale było już za późno. Brnęłam dalej. I z każdą kolejną truchlałam. Te same słowa, podobne wyrażenia… Kurczaczku, żabko, biedronko… Chcę się w ciebie wtulić, całuję słonecznie… Tak samo mówił do niej, jak teraz do mnie. Wściekłam się.
Czy wszyscy faceci mają tak, że nie potrafią dla nowej kobiety wymyślić nowego określenia, że powtarzają te sprawdzone z poprzedniego związku? Ja nigdy nie nazwałabym swojego faceta tak, jak nazywałam poprzedniego. Czułabym, że porównując do poprzednika, obrażam go… A on to robi. Myślałam, że jestem dla niego wyjątkowa, a teraz czuję się tak, jakbym kogoś zastępowała. Wkurzyło mnie to. A w ogóle to cóż za baran! Nie czyści swojego archiwum wiadomości?
Wiadomości w komórce krok po kroku opisywały poprzednią znajomość mojego faceta. Czytałam z zapartym tchem przez blisko godzinę. Od hurraoptymizmu i „jak ja cię kocham”, po „dajmy sobie drugą szansę”… A to na pewno nie były wszystkie. Ostatnie wiadomości pochodziły z początku kwietnia, a wedle słów mojego faceta tamten związek zakończył we wrześniu. Tyle mi jednak wystarczyło. Zaczęłam analizować poszczególne słowa. Porównywałam. Niektóre były prawie identyczne z tymi, które ja dostawałam. Inne wyglądały na bardzo wylewne, intymne. Do mnie w taki sposób nie pisał. Czyżby z nią był bliżej niż ze mną? I fundamentalne pytanie: czy ją kochał bardziej ode mnie? Czy można kogoś kochać bardziej, a kogoś mniej? A może każdego kochamy na inny sposób? Może mój facet nie jest już tak wylewny jak wcześniej, bo zraziło go to, że się nie udało i teraz woli być ostrożniejszy w wyrażaniu uczuć?
Nie wiem. Nic już nie wiem. Tyle myśli krąży po głowie. Nie mogę odpędzić od siebie wrażenia, że jestem w jakiś sposób gorsza od poprzedniczki… Wiem, że to głupie, ale nic nie poradzę. Nie wiem, co robić. Przyznać się, że przeczytałam? A może skasować wszystko i spróbować zapomnieć? Ale przecież ziarno niepewności i tak już zostało zasiane… Mam świadomość, że mój problem może się wydawać komuś przerośnięty. Ale czy żadna z kobiet nigdy, ale to nigdy nie obawiała się, że on wróci do tej poprzedniej? Zawsze przecież można spróbować od początku, jak to napisał w jednym ze swoich SMS-mów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze