Skok w przepaść
CEGŁA • dawno temuJesteśmy z moim chłopakiem wierzący, odkładamy seks do ślubu. Niestety, pokłóciliśmy się o kwestie dosyć poważne i najważniejszy dzień życia trzeba było przełożyć. Wywiązała się między nami dyskusja o dzieciach i o przyszłości. Nasze małżeństwo zawisło na kołku, zapadło między nami ponure milczenie. Myślę, że każde z nas przeżuwa swoje racje i nie chce ustąpić. Może powinnam zadać sobie pytanie, gdzie tu miejsce na miłość? Może oboje powinniśmy?
Droga Cegło!
Jesteśmy z moim chłopakiem wierzący. Mamy po 25 lat, odkładamy seks do ślubu. Niestety, mieliśmy falstart. Pokłóciliśmy się o kwestie dosyć poważne i najważniejszy dzień życia trzeba było przełożyć (pierwotnie mieliśmy się pobrać na początku grudnia zeszłego roku).
Niechcący — ale bardzo dobrze! — wywiązała się między nami dyskusja o dzieciach i o przyszłości – obie sprawy się wiążą. Michał będzie niedługo lekarzem i podtrzymuje chęć przeprowadzenia się do Szwecji na stałe (tam mieszkają jego rodzice), czemu ja jestem przeciwna. Miałam, przyznam, nadzieję, z czasem mu to wyperswadować. Druga rzecz to dzieci. Mam kłopoty zdrowotne i już od wielu lat mam prawo sądzić, że być może będę mieć problem z urodzeniem własnych. Uważam, że alternatyw jest mnóstwo, a bez dzieci nie wyobrażam sobie domu i swojej rodziny. Michał, człowiek oświecony, na dodatek z zamiłowania przyszły lekarz — ginekolog! w ogóle nie dopuszcza opcji innej niż moja udana ciąża, on wierzy w opatrzność. Ja w takich sprawach akurat bywam sceptyczna i bardziej "naukowa", a z drugiej strony, wiem przecież, na ile sposobów można czynić dobro!
Udałam się do psychologa w świeckiej poradni, do której Michał pójść ze mną nie chciał. Po przemyśleniach dochodzę do wniosku, że może jego negatywna intuicja była w jakiś sposób słuszna. Specjalista, którego napotkałam, praktycznie jeszcze przed ślubem chciał nas rozwieść! Po kilku głębokich moim zdaniem spotkaniach i rozmowach postawił diagnozę, że nie pasujemy do siebie, bo między nami niemożliwe są kompromisy, a jedynie jednostronne (moje) ustępstwa, prowadzące do poczucia nieszczęścia i pretensji. Powiedział, że zmierzamy do modelu patriarchalnego, w którym mam podporządkować się narzeczonemu we wszystkim, a to niedopuszczalne i bardzo złe w perspektywie dla mnie.Ze zrozumiałych powodów nie relacjonowałam narzeczonemu tych sesji – głównie z urazy, że nie chciał w nich uczestniczyć, choć mu wybaczyłam, nie wierzyłam, że znajdę u niego zrozumienie, sama zresztą uznałam te porady za zbyt drastyczne na tym etapie.
Następnie poszliśmy – razem — do księdza mediatora dla par w naszej parafii – absolwenta psychologii humanistycznej, żeby było jasne. Ksiądz do pewnego stopnia pozytywnie mnie zaskoczył w kwestii macierzyństwa, gdzie od duchownych spodziewamy się zawsze "najgorszego", najbardziej rygorystycznego podejścia. Michał musiał wysłuchać, że moje życie jest jednak przed życiem dziecka, ponieważ ja już istnieję, a dziecko nie. Moje życie musi być w tej sytuacji chronione nakazem okresowej wstrzemięźliwości, by poczęcie mi nie zagrażało. Natomiast adopcja, która nie ma nic wspólnego z in vitro ani instytucją matki zastępczej, to szlachetna misja, której na pewno możemy i powinniśmy się podjąć, by życie było pełne. Michał przełknął tę gorzką dla niego pigułkę, gdyż druga sprawa znalazła rozwiązanie w ustach księdza po jego myśli.
Zostałam mianowicie pouczona o posłuszeństwie wobec męża i o tym, że moje wykształcenie umożliwia mi pracę w innym kraju, dlatego do wyjazdu nie ma przeciwwskazań. Inne moje argumenty, na które brak tu miejsca, nie były dla księdza do przyjęcia.
Nasze małżeństwo zawisło na kołku, zapadło między nami ponure milczenie. Myślę, że każde z nas przeżuwa swoje racje i nie chce ustąpić. Może powinnam zadać sobie pytanie, gdzie tu miejsce na miłość? Może oboje powinniśmy? Żadna z uzyskanych porad nie przyniosła mi ulgi, spokoju ducha ani rozwiązania.
Natasza
***
Droga Nataszo!
Nie jestem w stanie odnieść się do Twojej opowieści "w duchu ekumenicznym", gdyż poglądy na pewne sprawy mam ugruntowane – możesz je nazwać skostniałymi. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.Nie stanę też jednoznacznie i twardo po niczyjej stronie: psychologa, księdza, Michała czy Twojej. To cztery żywioły, które trochę walczą, a trochę się przenikają. I nie będzie Ci łatwo odnaleźć prawdziwej siebie w tym chaosie.
Czy wniosę cokolwiek do sprawy, mówiąc Ci, że:
wszystkie decyzje w związku podejmuje się wspólnie, nie ma innej opcji?w sytuacji, gdy ciąża zagraża zdrowiu lub życiu kobiety, obowiązkiem partnerów jest stosowanie 100-procentowo skutecznej antykoncepcji, z pobudek racjonalnych, etycznych i uczuciowych?podobieństwa scalają związek mocniej niż różnice – zwłaszcza, gdy te drugie dotyczą rzeczy fundamentalnych. Znam szczęśliwe małżeństwa, które ewidentnie dzieli stosunek do szpinaku, wspinaczek górskich i muzyki country, w związku z tym konfliktują się czasem ostro w kuchni, przy stojaku z płytami czy w okresie urlopowym, ale da się z tym żyć. U Was nie chodzi o szpinak ani o country, lecz o poglądy i cele życiowe. Jedni nazwą to wielkim ryzykiem, inni wyzwaniem, a Ty?pary, które mieszkały razem i/lub uprawiały seks przed ślubem, mają większe szanse na harmonijny związek?
Nie chcę urazić czy zignorować Twoich poglądów. Ich sztywność to między innymi cecha młodości, idealizmu. Testuję więc, czy rzeczywiście są spójne, harmonijne. Najbliżej mi oczywiście po trasie laickiej, która wcale nie wyklucza duchowości. Miłość to taki twór z pogranicza wyznań, a Twoja rozterka jest szalenie trafna. Nie walczycie o siebie nawzajem, lecz każde walczy o siebie. To jest ta przepaść, która Was dzieli. I niewykluczone, że to niedostatek miłości – czymkolwiek ona dla Was jest. Wyczuwam zresztą w Tobie więcej niż tę jedną wątpliwość…
Jestem zdecydowanie za opcją przedłużonego narzeczeństwa, a czas ten powinniście przeznaczyć na dojrzewanie – być może nawet osobno – do poważnego, usankcjonowanego związku. Nie przeszliście pierwszej próby? Nie szkodzi! Teraz… podnieście sobie poprzeczkę. Życia nie buduje się w rozmowach z doradcami, choćby najmądrzejszymi. Robi się to w praktyce i w intensywnych przemyśleniach, w rozwoju pod wpływem kolejnych doświadczeń. Wy ich nie macie. Macie jedynie idee i wyobrażenia – każde własne. Przestańcie się bać i zasłaniać tezami, teoriami — zacznijcie je weryfikować. Małżeństwo to poważna sprawa, pełna obowiązków i pułapek. Nie wchodźcie w nie przedwcześnie, ze zawiązanymi oczami. Będziecie się bez przerwy mijać, zamiast spotykać – w zasadzie już tak trochę jest…
Przemyślanej decyzji życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze