Przebudzenie królewny
CEGŁA • dawno temuGdy widzę na ulicy mężczyznę, który choć trochę go przypomina, trzęsą mi się ręce i nie mogę opanować bicia serca. Zmieniłam się – jestem mniej pewna siebie, patrzę w lustro i zauważam swoje wady, wpadam w kompleksy. A może było mi to właśnie potrzebne? Myślę, że zaprzepaściłam swoją szansę, pokazując dojrzałemu mężczyźnie, jaką jestem pustą i głupią lalką.
Witam!
Mam 23 lata, a czuję się jak 16-latka, gdy pomyślę o tym, co przechodzę. Zakochałam się, tak mi się przynajmniej wydaje…
Ale od początku… Jestem szczęściarą. Miałam dobre dzieciństwo. Ludzie mnie lubią i lgną do mnie. Dostałam się na wymarzony kierunek. Nie jestem brzydka, może inaczej — nigdy nie narzekałam na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej..
Płakałam przez facetów tylko wtedy, kiedy sama sobie znajdowałam problem, np. obrażałam się o to, że ktoś przez dwie godziny zapomniał puścić mi sygnał, bo ja przecież przez 24 godziny na dobę musiałam być adorowana i uwielbiana – to był mój typowy „foch na sprawdzenie”, jak bardzo mu na mnie zależy — on w nerwach przeprasza, szlocha, prosi o wybaczenie, prawie klęka – i dla mnie to było zdobycie faceta…
I co? I w końcu sama przepadłam. Trzy lata temu przypadkiem poznałam mężczyznę 30-letniego. Jeździłam z kumpelami pobawić się do klubu w każdy weekend, a on tam pracował. Pamiętam moment, w którym poczułam coś, czego nie czułam nigdy. Jeszcze go nie znając, poprosiłam, żeby mi coś potrzymał, bo akurat zakładałam kurtkę. Wystawiłam torebkę w jego kierunku, nawet na niego nie patrząc, a on spojrzał i powiedział po prostu: „Nie. Masz tu stoliki, koleżanki obok, dlaczego akurat ja mam trzymać twoją torebkę?!”
Już wtedy mnie zaintrygował… Był pierwszym mężczyzną, który nie starał się włazić mi przysłowiowo w d…, traktował mnie na luzie, co z jednej strony wzbudzało moje zaskoczenie, a z drugiej strony… rozpalało żądzę zdobycia go za wszelką cenę.
Przez następne pół roku rozmawialiśmy na każdej imprezie po 4 godziny — to był taki „czysty flirt z niedomówieniami” - widziałam, że on coś do mnie czuje, że ciągnie nas do siebie, bo takie rzeczy się wie, ale żadne z nas nie mogło się odważyć na ten pierwszy krok.
Wiesz, Cegło, w czym tkwił problem? Chyba w tym, że on BYŁ TAKI SAM JAK JA. Tzn. traktował kobiety w podobny sposób, w jaki ja traktowałam mężczyzn — z góry. Nie wyznałam mu nigdy swojego uczucia ani nie okazywałam go po sobie, robiłam mu tylko mętlik w głowie, próbowałam np. zdobyć go, wzbudzając w nim zazdrość. Czasami byłam niby obojętna, kiedy podchodził i chciał porozmawiać, ignorowałam go, bawiłam się z innymi facetami na jego oczach. I generalnie — zrobiłam dużo rzeczy, których nie powinnam. To był taki głupi wstyd — panicznie się bałam, że się dowie, jak bardzo szaleję na jego punkcie…
Pewnej soboty przyszłam do klubu i on się tak bardzo ucieszył na mój widok (chodził za mną, łapał mnie za rękę), że byłam w istnym szoku ze szczęścia, ale oczywiście musiałam jeszcze trochę „poszarpać mu nerwy”, więc celowo usiadłam sama w loży z jego kolegą i gadałam z nim przez dwie godziny, pokazując, że mi wcale nie zależy (a tak naprawdę myślałam o nim przez cały czas…) Podszedł po tych 2 godzinach, był zły i tak od słowa do słowa pokłóciliśmy się strasznie. Zwyzywałam go, on powiedział, że ma gdzieś to, co o nim myślę, i wtedy chyba wszystko się skończyło… Przestaliśmy rozmawiać, widywaliśmy się jeszcze później na imprezach — zawsze się uśmiechał, ale już nigdy nie podszedł. To zresztą taki typ twardziela, w dodatku piekielnie przystojny — rzadko pokazywał po sobie jakieś emocje. Wszystko z nim było takie „50 na 50” - na zasadzie: czuje coś, a może totalnie go nie obchodzę — skutecznie robił mi wodę z mózgu i w ten sposób zabijał mnie moją własną bronią.
Najgorsze, że my nigdy tak naprawdę nie spotkaliśmy się poza dyskoteką, a on nawet nie poprosił mnie o numer telefonu – oczywiście, moja „duma” nie pozwoliła mi samej to zaproponować… Myślałam, że zdobędę go tak, jak udawało mi się zdobywać do tej pory każdego, ale im bardziej się starałam, tym bardziej on wydawał się obojętny… I tak się wszystko spaprało.
Od momentu naszej kłótni upłynęły 2 lata, a ja go…chyba kocham? Myślę o nim na okrągło, odkąd go poznałam. Śni mi się. Gdy widzę na ulicy mężczyznę, który choć trochę go przypomina, trzęsą mi się ręce i nie mogę opanować bicia serca. Zmieniłam się – jestem mniej pewna siebie, patrzę w lustro i zauważam swoje wady, wpadłam w kompleksy… A może było mi to właśnie potrzebne? Myślę, że zaprzepaściłam swoją szansę, pokazując dojrzałemu mężczyźnie, jaką jestem pustą i głupią lalką.
Pół roku temu rozjechaliśmy się oboje za granicę. Ostatnio zdobyłam jego adres mailowy — okazało się, że jesteśmy w tym samym państwie i na dodatek mieszkamy 45 km od siebie! Zaproponowałam wspólne piwo, będąc lekko wstawiona i zdobywając się wreszcie na odwagę. Odpisał, że pracuje codziennie, bo prowadzi własną firmę, ale jak jego kolega dołączy w niedługim czasie, to będzie mu lżej i się spotkamy. Upłynęło 10 dni i ja wariuję, bo chyba dociera do mnie, że on już nic do mnie nie czuje – o ile kiedykolwiek czuł.
Cegło, czy to jest naprawdę miłość z mojej strony, czy może wszystko przez to, że to pierwszy mężczyzna, który mi się „opierał” i nie dał się omotać w ciągu 5 minut? Czy ja nie jestem chora psychicznie, a może tak niedojrzała, co to jest?! Stwierdzenie, że „czas leczy rany”, w moim wypadku się nie sprawdza, bo ja wciąż tym wszystkim żyję, co było między nami, to silniejsze ode mnie. Chciałabym cofnąć czas i postąpić inaczej, albo… usłyszeć z jego ust, że nic nigdy do mnie nie czuł, że nigdy nie będziemy razem – może byłoby mi łatwiej. Póki co, codziennie błagam los, żeby pozwolił mi z nim być.
Pusta i głupia Księżniczka
***
Witaj, Księżniczko!Wiesz co? Ja w kwestii ksywki postawiłabym raczej na Śpiącą Królewnę, którą spotkało po latach przebudzenie nie tak sielankowe, jak w bajce… Oraz – tak, na niedojrzałość, skoro sama pytasz. Nie Twoją. Was obojga. Wiek nie ma tu nic do rzeczy, zwłaszcza, że oboje już dawno temu skończyliście 16 lat. Warto się zastanowić, dlaczego tego po Was nie widać…
Jedno bardzo mi się w Tobie podoba: niewielu ludzi umie nazywać rzeczy po imieniu – zwłaszcza gdy dotyczą ich samych i są, powiedzmy, dyskusyjne. Ty masz tę odwagę – jesteś spostrzegawcza i samokrytyczna, nie wybielasz siebie.Nie chciałabym jednak, byś się w tej samokrytyce zagalopowała, pogrążyła głębiej w kompleksach, których i tak masz już mnóstwo… Tak, Księżniczko. Uwierz mi. Nie jesteś i nigdy nie byłaś osobą pewną siebie – ten jeden raz pomyliłaś się w samoocenie. To, że rozstawiałaś facetów po kątach, kaprysiłaś i stawiałaś warunki, świadczy o czymś dokładnie odwrotnym: skrywasz w sobie małą dziewczynkę, przestraszoną i spragnioną akceptacji za wszelką cenę. Ale gdy już ją masz, okazuje się, że to za mało, prawda?
Nie rozpaczaj jednak i nie gryź się z powodu tego niby-związku na odległość, który w niezmienionej formie ciągnie się latami i niestety, nie posuwa się naprzód ani o milimetr. Po prostu – trafiła kosa na kamień, a może raczej: spotkał się żuraw z czaplą (jeśli kojarzysz tę kolejną bajkę, dość trafnie ilustrującą Twój „przypadek”…) Od 3 lat droczycie się ze sobą jak dzieci, trzymając przy tym spory dystans. Czy to miłość czy tylko zraniona duma? Mnie nie pytaj…
Teraz może o Nim. Piszesz, że jest superprzystojnym macho, po trzydziestce, z własną firmą, którą rozkręca za granicą… Pomyśl racjonalnie i chłodno. Co może powstrzymywać takiego faceta przed zrobieniem pierwszego kroku, zdeklarowaniem się wobec dziewczyny, która mu się naprawdę podoba? Nieśmiałość? A może raczej Jej wiecznie nadąsana mina i maniery nieprzystępnej Księżniczki? Pamiętaj, że większość facetów woli czytelne komunikaty. Nieprawda, że poświęcą całe życie na uganianie się za kimś, kto zachowuje się wobec nich obojętnie. To kolejny schemat, mit, który czyni wiele szkody w stosunkach męsko-damskich. Każdy człowiek (Ty także) pragnie sygnału sympatii, wzajemności, komunikatu: zależy mi właśnie na Tobie! Wy się takimi komunikatami nie wymieniliście – poprzestaliście na towarzyskich przekomarzaniach i niewinnym, jak sama piszesz, flircie.
Nie chcę Cię martwić, ale najwięcej mogła tu zawinić Twoja taktyka, którą z przelotnych i nieistotnych znajomości przeniosłaś żywcem na kogoś, kto naprawdę Ci się spodobał. Niestety, nie umiałaś go wyróżnić, dać mu poczucia, że jest kimś wyjątkowym. Może dlatego wszystko się „spaprało”?
Na pocieszenie powiem jedno: miłość zawsze znajdzie drogę:). Zaczekaj na maila. Nie wpadaj w panikę i nie egzaltuj się czymś, co jeszcze się nie wydarzyło. Jeśli on się nie odezwie, to będzie „tylko” koniec Twoich złudzeń na własny temat i pewnego etapu w Twoim życiu – etapu dorastania. A jeśli się odezwie? Wtedy być może powolutku odbudujecie to, co się kiedyś między Wami zarysowało. Jego uczuć nie znam. Ale jeśli Ty nadal masz mu coś ważnego do zaoferowania – namawiam serdecznie: nie ukrywaj tego nigdy więcej, ok?
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze