Legalizacja związków homoseksualnych
MAGDALENA LITTERER • dawno temuPoziomowi liberalizmu towarzyszy - mówię o tym, bo choć to spostrzeżenie banalne i nieodkrywcze, wiele osób zamyka oczy na następującą zależność - pewien adekwatny poziom kultury życia. I odwrotnie - pewne wyznaczniki poziomu życia i kultury społeczeństwa idą w parze z określonym stopniem tolerancji, poszanowania praw i wolności osobistych.
Legalizacja związków homoseksualnych to temat ciągle w Polsce nierozstrzygnięty i, co warte podkreślenia, najgorętszymi zwolenniczkami ustawy o konkubinacie par nie tylko heteroseksualnych są kobiety. Jest to chyba jedyna taka sytuacja, gdy polska opinia publiczna jest skłonna wybaczyć większy liberalizm poglądów kobiecie niż mężczyźnie - wiadomo, feministka, a jak feministka to skrajnie liberalna. Elektorat kobiety — feministki, gdy takowy jest, nawet jeśli nie oczekuje po niej walki o prawa gejów, to przynajmniej nie ma nic przeciwko. Mężczyzna — polityk, który by z zaangażowaniem walczył o legalizację związków gejów, narażałby się na uznanie go przez opinię publiczną za jednego z nich, co niechybnie oznaczałoby koniec jego kariery politycznej.
Mężczyźni lewicy nie pytani nie wyrywają się do propagowania idei legalizacji konkubinatu par homoseksualnych, aczkolwiek programowo — taką gębę narzuciła im cała lewica zachodnioeuropejska — są na tak. Mężczyźni prawicy są zdecydowanie na nie, zwłaszcza ci należący do Ligi Polskich Rodzin, która wezwała członków SLD — gejów i ich partnerów — do ujawnienia się. Warto zatem postawić pytanie, co osiągnie LPR doprowadzając do ujawnienia nazwisk lewicowych polityków o innej orientacji seksualnej? Jakie zwycięstwo moralne odniosłaby prawica? Na pewno owych homoseksualnych członków SLD spotkałyby nieprzyjemności. Na pewno nie zabrakłoby gorliwych, którzy by tę informację powielili sprayem na murze ich domu. Iluś ludzi ze strachu, by nie być kojarzonymi z wymienionymi z nazwiska i imienia gejami, by się od nich odwróciło, a to zapewne nie cała lista przykrości, które mogą spotkać homoseksualistów w naszym głęboko katolickim kraju. Przegrana tego czy innego posła-geja, a zwycięstwo jego prawicowego heteroseksualnego konkurenta wydaje się w takim przypadku bardzo prawdopodobna. Ale co to ma wspólnego z obroną wartości chrześcijańskich, z troską o kondycję moralną narodu polskiego?! Cel apelu LPR, który liderzy tej partii skrycie marzyli osiągnąć, wydaje mi się moralnie wątpliwy, natomiast politycznie przejrzysty.
Jak by nie było, LPR stara się przedstawić homoseksualizm jako problem moralny, kwestię światopoglądową, produkt zgnilizny moralnej, którą promują liberałowie — ateiści, jeden ze sposobów na obrazę uczuć religijnych. Politycy reprezentujący prawicę dopuszczają się tym samym nadużycia: traktując homoseksualizm jako świadomy, podjęty z premedytacją amoralny wybór, zaprzeczają naukowej wiedzy na ten temat, która wskazuje na biologiczne, pozostające poza świadomą kontrolą człowieka przyczyny homoseksualizmu. Obserwacje biologów nie pozostawiają wątpliwości, że nie tylko wśród ludzi i innych ssaków — zwierząt inteligentnych, o których — przyjmijmy — wrażliwości i motywach nie wszystko musimy wiedzieć, ale zwierząt stojących na niższym szczeblu ewolucji część osobników czuje seksualny pociąg do przedstawicieli własnej płci — nawet muszki owocówki, które mózgu mają tyle co nic, kochają inaczej. W przypadku tych ostatnich z całą pewnością możemy wykluczyć, że ktoś dawał im złe wzorce, czytał prozę markiza de Sade'a, wychowywał w pogardzie dla wartości chrześcijańskich oraz popychał przemyślnie do rozpusty. Liga Polskich Rodzin wychodząc z fałszywej tezy, że homoseksualizm to zło moralne, automatycznie przywłaszczyła sobie miano obrońcy wartości, gdy przystąpiła do ofensywy przeciwko homoseksualistom i wszystkim tym, którzy popierają ich prawa do legalizacji konkubinatu.
W propagowaniu idei tolerancji dla odmiennej orientacji seksualnej wielki wkład, jak już zauważyłam wcześniej, mają kobiety aktywnie walczące o prawa kobiet, w tym o legalność aborcji. W związku z powyższą konstatacją rodzi się pytanie, co ma wspólnego prawo do aborcji oraz zwalczanie wszelkich przejawów dyskryminacji kobiet z legalizacją związków homoseksualnych? Te dwa zagadnienia zwykle są wypowiadane jednym tchem, choć przecież prawo do aborcji, czy też gwarancja równych wynagrodzeń dla kobiet i mężczyzn za pracę na tym samym stanowisku może świetnie funkcjonować w kraju, w którym prawo nie odnotowuje takiego zjawiska jak konkubinat osób tej samej płci. Związek idei równości płci i tolerancji wobec osób o odmiennej orientacji seksualnej staje się widoczny dopiero poprzez konfrontację państw, które starają się uczciwie realizować powyższe postulaty z państwami, których prawodawstwo w najlepszym przypadku ich nie uznaje.
Spójrzmy zatem jak wygląda sytuacja w krajach arabskich: na ulicach dominują ilościowo heteroseksualni mężczyźni, bowiem ich kobiety siedzą zamknięte w domach niczym wielbłądy w zagrodzie, a homoseksualiści — oczywiście ci, których „nakryto” - czekają w więzieniach na egzekucję. Zresztą więzienia nie tylko zaludniają skazani na śmierć za orientację geje. Przepełniają je kobiety, które świadome, że czeka je dożywocie, zabiły męża — tyrana. Nie muszę dodawać, że rokrocznie do tego desperackiego kroku tysiące arabskich kobiet popycha brak perspektyw, by, że się tak wyrażę, w trybie legalnym pozbyć się małżonka. Strefa podbiegunowa to nie tylko w sensie geograficznym doskonała opozycja do strefy podrównoleżnikowej. W krajach skandynawskich formalna równość płci ma odbicie w prawie doskonale zbliżonych zarobkach, rzeczywistym parytecie kobiet i mężczyzn w parlamencie, rządzie, na stanowiskach kierowniczych; zalegalizowane związki homoseksualne wydają się naturalnie wynikać z panującego w tych krajach ducha tolerancji i poszanowania prywatności.
Gdy w danym kraju strach przechodzić przez ulicę by nie zostać przejechanym, chodzić po ulicy by nie zostać okradzionym, toaleta w przeciętnym domu, o ile w ogóle jest, to prymitywna kloaka, w służbach publicznych panuje niekompetencja i korupcja, a na ulicach tłum młodych mężczyzn otwarcie i nachalnie proponuje cudzoziemkom seks, możemy mieć pewność, że w tym kraju takich słów jak aborcja i para homoseksualna lepiej nie wymawiać. Jeżeli za to w danym kraju kierowca zaczyna zwalniać, gdy mu pieszy zamajaczy na horyzoncie, poszanowanie własności jest regułą, nikt nie śmie zaproponować urzędnikowi czy policjantowi łapówki, mężczyzni nie nagabują kobiet na ulicy czy to z wyuczonej przyzwoitości, czy z obawy przed oskarżeniem o molestowanie seksualne, a w pierwszej lepszej toalecie, jak to się mówi kolokwialnie, można jeść z podłogi, to z pewnością jesteś w kraju tolerancyjnym w kwestii aborcji i mniejszości seksualnych.
Gdzie na skali rozpiętej między biegunami szwedzkim i arabskim jest polskie społeczeństwo w kwestii tolerancji wobec homoseksualistów i uznania praw kobiet, w tym do decydowania o macierzyństwie? Jest ono dokładnie o tyle bardziej otwarte i pragmatyczne, o ile nasze klozety są przyjemniejsze w użyciu niż arabskie i o tyle bardziej ksenofobiczne i opresyjne, o ile ich zapach jest mniej przyjemny od szwedzkich.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze