Pan z windy - mój koszmar
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuMoja mama wciąż powtarzała: nie rozmawiaj z obcymi, nie częstuj się cukierkami i nigdzie z nimi nie chodź, nawet jeśli będą się uśmiechać, poproszą cię o wskazanie drogi i będą się podawać za naszych znajomych lub krewnych. Nigdy jednak nie mówiła mi by nie wsiadać do windy z nieznajomym.
Julita (16 lat, uczennica z Warszawy):
— Jestem uczennicą jednego z dobrych liceów. Z natury raczej spokojną dziewczyną. Chciałam opowiedzieć swoją historię ku przestrodze. Miałam zaledwie 12 lat. Wracałam któregoś dnia ze szkoły. Tak jak zwykle weszłam do windy w swoim bloku. Wraz ze mną wszedł zupełnie obcy mężczyzna. Nigdy wcześniej go nie widziałam. W sumie to nic szczególnego, bo przecież windą podróżują także nieznajomi, którzy na przykład przyszli do kogoś w odwiedziny. Wydawał mi się wtedy dużo starszy ode mnie. Dziś powiedziałabym, że miał około 25 lat. Jechaliśmy sami. Nacisnęłam swoje piętro. On nic nie wcisnął. Pomyślałam, że jedzie do któregoś z moich sąsiadów. Trochę się bałam i nie czułam się komfortowo, zwłaszcza, że jazda trwała chwilę, bo mieszkam na wysokim, ostatnim piętrze. Stałam w rogu windy i z niecierpliwością czekałam aż dojadę. Gdy drzwi się zatrzasnęły i winda ruszyła, on nagle zatarasował mi wyjście i zaczął rozpinać spodnie. Szedł w moją stronę. Zaczęłam krzyczeć. Próbował mnie uciszyć, zasłaniając mi twarz. Nie udało mu się to. Wyrwałam się. On spanikował. Zaczęłam płakać, dosłownie piszczeć i wciskać wszystkie przyciski w windzie. Wreszcie winda zatrzymała się na moim piętrze. Wybiegłam jak opętana. Nie kierowałam się w stronę mojego korytarza tylko przeciwnego, gdzie mieszkała moja koleżanka. Zaczęłam bardzo nerwowo dzwonić do jej domu. Wybiegła. Zobaczyła mnie rozpłakaną i roztrzęsioną. W tym czasie drzwi windy zamknęły się za nim. Gdy jechał na dół moja koleżanka wydzierała się i wyzywał go, bo w tych ułamkach sekundy zdążyłam z przerażeniem wskazać jej windę. Domyśliła się, że ktoś próbował zrobić mi krzywdę i że to był mężczyzna. Potem natychmiast pobiegłam do domu. Tata otworzył drzwi i jak później mi opowiadał, nigdy nie widział mnie w takim stanie. Ze strachu popuściłam. Było mi wstyd…
Nigdy więcej nie widziałam tego człowieka. Mimo to zaczęłam się bać. Na początku rodzice na zmianę odprowadzali mnie do i ze szkoły. Każdy się ze mnie śmiał, że taka duża dziewczyna i rodzice odbierają ją ze szkoły. Potem wracałam z przyjaciółką. Nikomu nie opowiedziałam, dlaczego boję się sama chodzić. Nie uwierzyliby mi. Zresztą uważałam, że to tylko moja sprawa.
Kiedyś, trzy lata po zdarzeniu w windzie wracałam z gimnazjum sama, bo koleżanka z którą zawsze chodziłam, poszła do szkoły o godzinę wcześniej. Nagle zobaczyłam idącego z naprzeciwka mężczyznę. Był strasznie podobny do tamtego z windy. Przyspieszyłam. Wręcz biegłam do szkoły. W szatni rozpłakałam się. Potem opowiedziałam o tym mojej koleżance. Też mieszka w wysokim bloku, na ostatnim piętrze. Przyznała, że ona także boi się jeździć windą z nieznajomymi. Woli sama.
Tamta historia ma związek z moim obecnym stanem psychicznym, z lękami i brakiem zaufania. W autobusie, na przejściu dla pieszych, w sklepie — jeśli gdziekolwiek stał obok mnie jakiś nieznajomy mężczyzna, nie czułam się komfortowo. Potrafiłam go po prostu odepchnąć bez przyczyny, bo przecież nawet na mnie nie spojrzał. Czułam dyskomfort, że stał metr ode mnie. To trwało bardzo długo. Gdy jakikolwiek chłopak próbował mnie podrywać, potrafiłam być tak nieprzyjemna, że dawał sobie od razu spokój. Nie okazywałam uczuć. Skrywałam je w środku. Tym sposobem straciłam też wielu ważnych w moim życiu przyjaciół. Z kolegami z klasy i podwórka mam dobry kontakt, ale lęki przychodzą wtedy, gdy stoją zbyt blisko mnie.
Długo nie miałam żądnego chłopaka, wreszcie zaczęłam się spotykać. Jednak bałam się dotyku mężczyzny. Nienawidziłam gdy on mnie obejmował. Mam uraz. Nie umiałam sobie z tym poradzić i przestałam się spotykać z moim chłopakiem. Uważał, że jestem strasznie zimna. Pewnie miał rację. Przestał się odzywać. To bolało, bo lubiłam jego towarzystwo, ale nie miałam pewności co do niego, nie umiałam mu zaufać. Jedynymi mężczyznami, z którymi czułam się bezpiecznie, byli moi najbliżsi: tata, dziadek, brat cioteczny, wujkowie i mój młodszy o rok sąsiad, którego znam od dziecka.
Po jakimś czasie zauroczył mnie inny chłopak, wreszcie umiałam zaufać, ale nie całkowicie. Od czasu do czasu budził się we mnie niepokój. Potrafiłam rozpłakać się bez przyczyny lub ze strachu. Czasami nie chciałam, by mnie dotykał. Zresztą on często był zbyt nachalnych. On też mnie zostawił. Okazało się, że chciał mnie tylko "zaliczyć". Zrzucałam jednak całą winę na siebie, że ciągle nie mam pełnego zaufania, że boję się mężczyzn.
Teraz jestem w związku z bardzo sympatycznym chłopakiem. Dwa lata wyciągał mnie z załamania po tamtym, któremu chodziło tylko o jedno. Został moim przyjacielem. Mamy podobne zainteresowania i zawsze się dogadywaliśmy. Opowiedziałam mu o tym, co wydarzyło się w windzie. Ufam mu. Potrafię się do niego przytulać. Jednak są momenty, w których odzywają się dawne wspomnienia. Wtedy nie chcę go widzieć, nie chcę żeby mnie dotykał. To go rani.
Czasem w nocy dopadają mnie koszmary, w których znów widzę twarz mężczyzny z windy. Śni mi się, że goni mnie i chce zgwałcić. Budzę się wtedy w środku nocy i nie mogę zasnąć. Boję się. Na co dzień żyję normalnie. Nie zamykam się w sobie. Jestem coraz bardziej otwarta. Boję się jednak, że tamta sytuacja zmieni kiedyś moje podejście do relacji damsko — męskich. Wiadomo, jestem w okresie dojrzewania. Nie raz myślę o współżyciu. Często jednak ogrania mnie strach przed tym.
Bardzo długo myślałam, że mężczyznom tylko o to chodzi. Może jakaś iskra prawdy w tym jest, ale przecież nie każdy ma nadwyżkę testosteronu, która uderza do głowy… Chciałabym się zmienić. Opanować swój strach już tak ostatecznie, ale może wtedy byłabym zbyt ufna? Chciałabym nie śnić koszmarów.
Postanowiłam podzielić się moją historią by ostrzec młode dziewczyny, żeby nigdy nie wchodziły do windy z nieznajomym. Wiem, że miałam bardzo dużo szczęścia, ale nie każdy może je mieć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze