Bajka o złej macosze
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuPodstawową i ważną więzią, jaka waży na życiu każdego człowieka, jest jego więź z rodzicami. Ty to, jak widzę, doskonale wiesz – i starasz się tę więź z synem pielęgnować mimo rozpadu Twojego małżeństwa. To naprawdę chwalebne. Szkoda, że tak rzadkie. I szkoda, że Twoja obecna partnerka nie tylko nie potrafi tego docenić, ale też stara się zwalczać. Myślę, że wynika to z faktu, iż nie potrafi mentalnie oddzielić Twojej więzi z synem od więzi z byłą żoną.
Witaj,
Mam ma imię Krzysztof, mam 37 lat i jestem przed ważną decyzją w życiu – nie tylko dla mnie, ale także dla mojego synka Kuby. Ale od początku. Będzie trochę chaotycznie, za co przepraszam, ale taki jest w tej chwili stan mojego umysłu. Cztery lata temu rozwiodłem się, w czasie separacji poznałem moją obecną partnerkę. Jak wiadomo, rozwód nie jest łatwym okresem w życiu. Było ciężko. To ja odszedłem od żony. Mieliśmy wiele problemów. Kiedy byliśmy już dostatecznie zmęczeni wojną i zadawaniem sobie razów, postanowiliśmy zamknąć ten etap życia i starać się mieć normalne kontakty. Tzn. nie kłócimy się przy Kubie, kiedy się spotykamy, ona nie zabrania mi widzeń (bo tak też było). Wiem, że tak na początku jest zawsze. Ciężka praca się opłaciła. Mamy dobry kontakt, Kuba jest u mnie bardzo często. Nie ma ograniczeń.
Cios przyszedł ze strony mojej partnerki. Nie wyobraża sobie, żeby Kuba był tak często. Najlepiej rzadko. Każde zabranie go powoduje komentarze, że to jest wieczne pomaganie mojej eks. Relacje jej z Kubą są słabe. Były dni, że zamieniała z nim parę słów przez weekend. Dla mnie to koszmar. Chcę, aby miał u nas też ciepły, bezpieczny dom. Jest coraz starszy i myślę, że zacznie zauważać te relacje. Dlaczego tak jest? Myślę, że wina mocno leży po mojej stronie. Przeszliśmy długą drogę. Też uczyłem się pewnych zachowań. Bardzo się kochamy. Gdy nie ma Kuby, z jej strony jest sielanka. Gdy przychodzi, zaczyna się. Rozstaliśmy się już przez to 2 razy. Wracaliśmy do siebie znowu, parę miesięcy się nie wtrącała i potem znowu. Na przykład taka sytuacja: moja eks musi zostać w pracy, więc dzwoni do mnie i prosi, czy mogę zabrać Kubusia, bo ona wraca po 22, i czy może u mnie Kuba zostać na noc, że wie, iż to nie „mój dzień” na zabranie go, ale ma taką sytuację. My byliśmy już umówieni na urodziny ojca mojej partnerki. Oczywiście nie widziałem problemu. Zadzwoniłem do niej i powiedziałem, że muszę zabrać Kubę, bo nie ma kto go odebrać. I zaraz piekło, że inaczej byliśmy umówieni, że ciągle moje dziecko, że jeśli sobie moja eks nie radzi, to jej problem. I pewnie wiesz co dalej. Zabrałem Kubę i zostaliśmy sami. Pojechała sama.
Takich sytuacji jest więcej. Jestem wykończony. Ona ma 30 lat. Chce naszego dziecka. Ostatnio powiedziała, że swojego, ze mną czy beze mnie. Ja kocham Kubę nad życie. Rozwiodłem się, co nie znaczy, że rozwiodłem się z nim. Widzę, jak się cieszy, gdy jesteśmy razem. Wie, że ma dwa domy zawsze otwarte dla niego. Od 3 miesięcy mieszkam sam. Utrzymuję kontakty ze swoją partnerką, ale trzeba podjąć decyzję co dalej. Nie da się tak żyć. W dni kiedy jest Kuba, nie widujemy się. Spotykamy się, kiedy go nie ma. To chore. Czasami myślę, że może ja jestem jakimś nawiedzonym facetem. Że może dziecko wystarczy widzieć raz na tydzień i jest OK. Ja tak nie potrafię. Tęsknię strasznie, kiedy go nie ma. Wchodzę do pustego domu, widzę jego zabawki i cieszę się, że już jutro znowu tu będzie. Mam z tego zrezygnować? Kocham też kobietę, z którą jestem. Ostatnio przyjaciel mi powiedział: czy jeśli ktoś kogoś kocha, może wymagać takiego poświęcenia, aby zrezygnował z kontaktów z synem, z którym jest tak blisko?
Wiem, napisałem trochę chaotycznie, przepraszam. Ciężko to wszystko tak dokładnie przelać na papier.
Pozdrawiam ciepło,
Krzysiek
***
Drogi Krzyśku,
Ustalmy jedno: miłość, która tylko żąda, wymaga, stawia warunki – nie dając z siebie w zamian ani ćwierć ustępstwa, nie czyniąc ni pół kroku naprzeciw potrzebom drugiej strony – to nie miłość. To chęć posiadania, wchłonięcia, zabrania, pazerna potrzeba udowodnienia, że ma się władzę nad kimś. Z miłością nie ma to wiele wspólnego – jeśli, to z miłością do samego siebie. Nadmierną i bezkrytyczną.
Jeśli Twoją chęć opieki nad synem (i przebywania z nim) jest w stanie utożsamić wyłącznie z chęcią pomocy byłej żonie, to ja niestety nie wróżę Wam dobrej przyszłości. Przypuszczam, że w tle czai się zwyczajnie zazdrość o pierwszą żonę (zawsze trudno mi w tym zakresie zrozumieć osoby wiążące się z kimś „z odzysku”: niby godzą się na układ, że nie są tymi pierwszymi – w ich mniemaniu najważniejszymi, co jest najczęściej mocno błędnym pojęciem – a zaraz potem potrafią z tego powodu zatruć życie swojemu wybrankowi/swojej wybrance. Poważna niekonsekwencja…). Jestem przekonana, że Kuba już rozumie, iż nie jest mile widzianym gościem u swojej potencjalnej macochy. Dzieci dużo szybciej wykrywają emocje, są dużo bardziej szczere i niełatwo je oszukać.
Twoja partnerka mówi o dziecku. Własnym. I mówi to w tonie szantażu – „z tobą albo bez ciebie”. Jak dla mnie nie jest to deklaracja miłości (szacunku, szczerości i innych takich spraw, na moje oko ściśle związanych z miłością). Mało tego, jeśli się zastanowić, jak wyglądałoby Twoje ojcostwo dla obydwojga dzieci – widzę pewne niebezpieczeństwo, że do zazdrości o byłą żonę dołączy zazdrość o pierwsze dziecko. Cokolwiek zrobisz, będzie źle. Skrupulatnie będzie się domagała równiutkiego podziału uczuć, chociaż właściwie bardziej przewagi na korzyść drugiego dziecka – bo to przecież owoc prawdziwej miłości, nie tak jak z pierwszą żoną. Będzie zazdrosna o wszystko, co kupisz Kubie – bo przecież mógłbyś zatrzymać te pieniądze i Waszemu dziecku, temu „prawdziwszemu”, kupić coś lepszego. I w ogóle, według niej Wasze dziecko miałoby świetlaną przyszłość, gdyby nie ten bachor z pierwszego małżeństwa, którego pazerna matka ściąga z Ciebie wszystko. Wyrażenie „przyrodni brat” nie przejdzie jej raczej przez myśl, a tym bardziej przez usta. To oczywiście ten najczarniejszy scenariusz, ale nie tak bardzo znów niemożliwy…
Druga strona medalu jest taka, że jej pewnie trudno jest przyjąć fakt, iż w Waszym życiu wciąż obecna jest przeszłość. Przywykła do polskiego standardu, w którym tatuś albo sam się odsuwa, albo spychany jest na margines (czemu sprzyjają sądy, przyznając absurdalnie rzadkie spotkania z dziećmi). Najpewniej z trudem przyswaja myśl, że całe życie będziesz ojcem tamtego dziecka. Kwestie opieki postrzega wyłącznie jako kwestie praktyczne: gdzieś „zapodziać” dziecko. Nie myśli (tak mi się wydaje) o stronie emocjonalnej i rozwojowej Kuby podczas Waszych spotkań. Skupia się na sobie i na własnej „krzywdzie”, kiedy w centrum Twojego zainteresowania nie jest ona, tylko Twoje „byłe” życie – bo przecież wszystkie kwestie związane z byłą żoną powinny być dawno zamknięte – jak wspominałam, Twojego syna łączy z nią, nie z Tobą.
Rozumiem, że wścieka się, gdy Twoja opieka nad synem krzyżuje Wasze plany. To, że Kubę można by po prostu włączyć w ich realizację (pojechać z nim do ojca), jakoś nie przychodzi jej do głowy. Jednak powinna być na to przygotowana, zwłaszcza w sytuacji gdyby coś niedobrego stało się z matką Kuby: poważnie zachorowała albo gdyby jej brakło. Czy byłaby gotowa wejść w rolę macochy – nie tej bajkowej, która jest przyczyną wszelkiego zła – ale kogoś, kto w jakimkolwiek stopniu mógłby zapewnić dziecku uczucie, bezpieczeństwo, serdeczność, wsparcie? Myślę, że powinieneś się nad tym mocno zastanowić. To nie jest tak nierealne, jak wydaje się na pierwszy rzut oka… Jeśli już dziś nakazuje Ci niejako wybór między nią a synem, co później?
Podkreślę, że rozumiem targające nią uczucia. Rozumiem, że jest zazdrosna o Twoją przeszłość i nie chce widzieć jej śladów w swoim życiu. Tak się zdarza. Jednak nie ma prawa żądać od Ciebie zerwania stosunków z dzieckiem w imię swoich emocji. Zdecydowała się na związek z mężczyzną, który ma zobowiązania. Była ich świadoma. Jeżeli nie daje sobie z nimi rady już teraz – to uwierz mi, za kilka lat będzie coraz gorzej. Wówczas na świecie będzie tych dzieci więcej – i jeśli zdecyduje się odejść z dzieckiem pod pretekstem Twojej nieumiejętności wyplątania się z przeszłości (zdarzają się takie paniusie, naprawdę!), możesz mieć sporą trudność w utrzymaniu kontaktu z drugim potomkiem. Dla niej wszak wraz ze związkiem kończy się rodzicielstwo. Obawiam się, że taka abstrakcja jak dobro dziecka nie będzie szczególnie leżała jej na sercu.
Myślę, że nie jest Ci łatwo. Jednak jeśli dwakroć rozstaliście się i niczego to nie zmieniło, nie wróżę jakichś pozytywnych zwrotów w sprawie. Obym się myliła…
Rozważ jednak, że są na świecie kobiety, które potrafią być blisko na tyle, na ile to możliwe, z dziećmi z byłych małżeństw swoich partnerów. Które potrafią uszanować rolę ojca w życiu dziecka. Które będą ułatwiać raczej niż utrudniać kontakt – nie skupione na sobie, swoich emocjach, egoistycznie nastawione, aby wziąć z Ciebie wszystko. Wiem, że podniosą się oburzone głosy, że kobiety mają prawo żądać dla siebie w związku pełnego oddania. Owszem, w stosunku do innych kobiet. Ale nigdy w stosunku do dzieci. To jest zobowiązanie, które należy podejmować z całą świadomością, i budując w myślach świetlaną przyszłość z ukochanym, który ma zobowiązania – przewidzieć dla nich poczesne miejsce w swoim życiu. Albo dać sobie siana i nie zawracać głowy komuś, kto odpowiedzialnie kontynuuje rolę ojca w życiu swoich dzieci.
Ona nie jest zła. Ona ma po prostu taką konstrukcję, że musi mieć Cię w całości i nie przyjmuje do wiadomości, że Kuba w Wasze życie (skoro w Twoje, to i w jej, tak mi się wydaje) może wnieść wiele radości, bogactwa, szczęścia. Że może jej przyszłemu dziecku dać swoje braterstwo. Dla niej to niepojęte. Ona zna prawdopodobnie głównie te przypadki, gdy byłemu mężowi zamykało się drzwi do dziecka albo gdy były mąż zwijał manatki i znikał z życia dzieci – i to uznaje za normalne. Pewnie nie będziesz umiał tego zmienić. A może dla własnego (i Kuby) bezpieczeństwa i zdrowia psychicznego – wiej z tego związku, chorego na posiadanie i udowadnianie władzy? Nie wiem, co Ci doradzić poza tym, żebyś dbał przede wszystkim o Kubę – a dla niego o siebie. To najbardziej odpowiedzialne działanie.
Ściskam i życzę siły w dokonywaniu rachunku tego związku i podejmowaniu dalszych decyzji.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze