Nie rzucaj słów na wiatr!
KAJA FIETKIEWICZ • dawno temuNiedawno przypomniałam sobie, jak w podstawówce rozmawiałam z przyjaciółkami o naszych planach na przyszłość. Jedna chciała być fotografem, druga projektantką mody, a ja wypaliłam, że będę modelką, żebyśmy pracowały razem! Los jest jednak przewrotny, nie należy rzucać słów na wiatr, bo istnieje duże ryzyko, że nasze bezmyślnie wypowiedziane życzenie, spełni się.
Moja historia z modelingiem zaczęła się dosyć wcześnie, jeszcze wcześniej niż mi się z początku wydawało. Dopiero niedawno przypomniałam sobie, jak w podstawówce na lekcji wychowania fizycznego rozmawiałam z przyjaciółkami o naszych planach na przyszłość. Jedna chciała być fotografem, druga projektantką mody, a ja wypaliłam, że będę modelką, żebyśmy pracowały razem! Los jest jednak przewrotny, nie należy rzucać słów na wiatr, bo istnieje duże ryzyko, że nasze bezmyślnie wypowiedziane życzenie, spełni się.
Oczywiście każda mała dziewczynka marzy o tym, żeby kiedyś stać się jakąś sławą, aktorką, piosenkarką, modelką. Też czasami widząc zdjęcia Heidi Klum, czy Naomi Campbell zastanawiałam się, jak to musi być fajnie mieć taką właśnie pracę.
Tak jak większość nastolatek surfowałam po internecie w wolnych chwilach, czatowałam ze znajomymi i zakładałam konta/blogi na różnorodnych portalach. Na jednym z nich miałam umieszczonych kilka swoich zdjęć – tak, to jest właśnie to podświadome i zazwyczaj nieprzemyślane dążenie do nie-bycia anonimowym w internecie. Ostatecznie jednak całkiem nieźle na tym wyszłam.
Pewnego dnia dostałam wiadomość prywatną na tymże koncie, od jakiegoś nieznajomego. Brzmiała ona mniej więcej tak: Jesteś modelką? Prowadzę agencję modelek i chętnie zacząłbym z Tobą współpracę. Jeżeli już pracujesz dla jakiejś agencji, to nic i tak możemy razem pracować. Moje zdziwienie było wielkie. Pomyślałam sobie, że pewnie jest to jakiś głupi żart, któregoś z moich znajomych, albo też jakiś facet przechodzący kryzys wieku średniego, chce poderwać (w najlepszym wypadku…) w ten sposób nastolatkę.
Postanowiłam nie odpisywać. Dostałam jednak drugą wiadomość, z pytaniem czy odczytałam tę pierwszą, itd. Wtedy odpisałam, że nie mam zamiaru rozmawiać z nieznajomymi mężczyznami i nie mam pewności, że jest on tym, za kogo się podaje. W związku z tym, że nie wiem kim tak naprawdę jest, nie widzę żadnej możliwości współpracy! Na szczęście nieznajomy był wytrwały. Wysłał mi swoje dane, numery kontaktowe i stronę internetową agencji. Weszłam, posprawdzałam, przejrzałam różne fora modelingowe i… UPS… Okazało się, że rzeczywiście autor maila posiada agencję modelek, nawet całkiem dobrą. Ze skruszoną miną napisałam do niego wiadomość z przeprosinami, on powiedział, że doskonale rozumiał moje obawy, że często się to zdarza i nie ma najmniejszego problemu. — To kiedy przyjedziesz do Warszawy, żeby się nam pokazać?
To była długa, stresująca podróż. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Z racji braku jakiegokolwiek doświadczenia w tej branży nie miała pojęcia czy w ogóle się nadaję.
W końcu dotarłam do agencji modelek. Na ścianach wisiały zdjęcia, wycinki z gazet, na których przepiękne dziewczyny patrzyły na mnie to kpiącym, to przyjaznym wzrokiem. Potem wszystko działo się szybko, w tym szoku i stresie niewiele zapamiętałam.
— Musisz schudnąć – najlepsze wymiary to ok. 60 w talii i do 90 w biodrach. Przed tobą ciężka praca, żadnych słodyczy, tylko ćwiczenia. Poza tym zmień kolor włosów, wróć do swojego naturalnego koloru, najlepszy będzie jasny brąz. Mówisz bardzo dobrze po niemiecku? To nieistotne. Masz mówić perfekcyjnie po angielsku, najwyżej przenieś się do innej klasy lub szkoły po to, żeby mieć tygodniowo przynajmniej kilka godzin tego języka.
W ustach tych starszych ode mnie profesjonalistów, którzy wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi, co dokładnie, kiedy i jak trzeba zrobić, brzmiało to dosyć prosto. Sama jednak nie wiedziałam jak się do tego wszystkiego zabrać. A jednak praca, o której marzyłam w podstawówce, nie jest tak piękna i beztroska, jak się z początku wydawało.
Przefarbowałam włosy, to już jakiś początek. Klasy nie zmieniłam, dalej preferowałam język niemiecki, moja znajomość angielskiego w zupełności mi wystarczała. Gorzej było z odstawieniem słodyczy, dietami, ćwiczeniami. Ciężko jest, gdy ktoś nie ma silnej woli i cierpliwości. Co najgorsze efektów nie widać od razu, najlepiej byłoby schudnąć zaraz, na następny dzień. Trzeba jednak czekać, nie poddawać się, wytrwale pracować i zmagać się ze sobą samym. Miałam jeszcze trochę czasu, był dopiero początek jesieni, a w związku z tym, że przygotowywałam się do matury, zgodziłam się wstępnie na wyjazd do Japonii, Korei i Grecji dopiero późną wiosną i latem.
Z czasem człowiek uczy się, jak zacisnąć zęby, rezygnować z dobrej zabawy i słodkich smaków. Łatwiej jest, gdy ktoś nam w tej walce towarzyszy. Nie wiem, czy bardziej chodzi tu o współpracę i wzajemne wsparcie czy też rywalizację i konkurowanie. Mimo wszystko jest łatwiej. Dlatego też poważnie zaczęło się robić, gdy moja przyjaciółka stwierdziła: – W tym miesiącu musimy schudnąć.
Zaczęło się! Prawie codziennie chodziłyśmy na siłownię, piłyśmy jedynie wodę albo colę light. Ja do tego nałogowo pochłaniałam kawę, podobno nie chce się po niej jeść. Z drugiej strony można łatwo przedawkować i poważnie się pochorować, ale wtedy nikt się tym nie przejmował. Do tego doszły różnego rodzaju herbatki i tabletki odchudzające, no i rzecz jasna zero słodyczy. Biały chleb wymieniłam na razowy, ser żółty na odtłuszczony twarożek. Z czasem było coraz mniej produktów, które mogłam jeść (oczywiście w moim mniemaniu, nie byłam na tyle mądra, żeby pójść do dietetyczki i poprosić o profesjonalną radę). Dni wyglądały tak samo, rano herbatka, tabletki, kawa, pieczywko razowe. W szkole jakaś marchewka. Po szkole kawa, czasem dwie, tabletki, warzywka. Później znowu herbatka lub kawka. Często kręciło mi się w głowie, miałam problemy z koncentracją, po tych różnych chemikaliach zaczynałam być agresywna, cięgle zdenerwowana, humorzasta. Nie potrafiłam sprawdzić dokładnie swoich wymiarów, ale wchodząc na wagę widziałam, jak spadam z 59 kg na 57, 56, 55. Ważyłam się codziennie, w końcu dotarłam do 52. Na lekcji biologii sprawdziłam w jakiejś tabelce, czy nadal mam „nadwagę”, 52 – 53 kg przy 175 cm jak się okazało to jednak niedowaga. Z tego wykresu wynikało również, że nigdy tak naprawdę nie miałam nadwagi, byłam raczej normalna.
Powiedziałam sobie STOP! Bez przesady, nie dam się zwariować. Na spokojnie przemyślałam wszystko i doszłam do wniosku, że nie będę się katować drakońskimi dietami i szpikować różnymi chemikaliami. Jeżeli komuś się nie podobam, to trudno! Rzecz w tym, żeby nie przejadać się słodyczami, od czasu do czasu poćwiczyć, pobiegać, popływać w basenie. Tego dnia poszłam na pizzę. Humor miałam wspaniały, świat odzyskał barwy i, ku mojemu zdziwieni, nie stało się nic strasznego.
Trudno, najwyżej nie zrobię kariery modelki powtarzałam sobie, zresztą i tak bardziej koncentrowałam się wtedy na szkole. Wtedy ważniejszym celem były dla mnie studia. Teraz już wiem, że wszystko jest dobre, ale jedynie w granicach zdrowego rozsądku.
Dostałam się na wymarzone studia i zostałam początkującą modelką. Czas pokaże co dalej…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze