Wyrodna matka
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuZ jednej strony pokutuje przeświadczenie, że dobra matka to ta, która poświęca się dla dziecka i oddaje mu się bez reszty. Z drugiej strony kpimy z takich kobiet, nazywając je pogardliwie Matkami Polkami, przesadnie przejętymi swoją rolą. Na drugim biegunie są matki wyrodne – które nie dają się zwariować. To, co dla nich jest normalne, dla innych jest zaniedbaniem i brakiem wyobraźni.
Z jednej strony pokutuje przeświadczenie, że dobra matka to ta, która poświęca się dla dziecka i która oddaje mu się cała, bez reszty. Z drugiej strony kpimy z takich kobiet, nazywając je pogardliwie Matkami Polkami, przesadnie przejętymi swoją rolą, degradujemy je do roli mamusiek „z Haribo w głowie”. Na drugim biegunie są matki wyrodne – które nie dają się zwariować i umieją znaleźć czas dla siebie. To, co dla nich jest normalne, dla innych jest zaniedbaniem i brakiem wyobraźni.
Anna (26 lat, mama na wychowawczym, Gdańsk):
— Kiedy tylko zaszłam w ciążę, wiedziałam, że nie będę mamą w stylu Matki Polki. To, że stałam się „wyrodną matką”, jak lubimy nazywać się w sieci, to inna sprawa. Od wieków uwielbiam ostrą muzykę, taki styl ubierania i życia, więc dziwne by było, gdybym nagle została sztywną dziunią w dresach. Żyję rockendrollowo i tak wychowuję mojego synka. Myślę, że to przyda mu się w życiu – i dlatego, że jest chłopcem, i dlatego, że życie to dżungla. Od kiedy skończył miesiąc, nie noszę go, nie niuńkam, co więcej – pozwalam mu płakać i grymasić. Niech się uczy wyrażać zdanie, walczyć o swoje, radzić sobie z odmową.
Często jest tak, że Borys grasuje sobie po domu raczkując, a ja w tym czasie czytam książkę czy siedzę przy komputerze. Gdybym oddała mu się cała, ganiała za nim od rana do wieczora, byłabym sfrustrowaną nieszczęśnicą. A tak? Fajnie nam razem w domu. Nie jestem niewolnicą powinności – jak pada deszcz albo strasznie mi się nie chce, to nie wychodzę z małym na dwór i kilka dni. Jak mi się nie chce gotować – nie gotuję. Nie przejmuję się tabelami żywieniowymi — jasne, że nie dam niespełna roczniakowi żeberek, ale chleb czy – no nie wiem – kiełbasa? Ze mną nikt się nie szczypał i nic mi nie było. Nie będę wychowywać lalusia. O, od dawna nie karmię też piersią (wytrzymałam dwa miesiące, to dla mnie mega sukces!), bo cenię sobie niezależność, a mąż to rozumie – zostawiam go z butelką i instrukcją, jak zrobić Młodemu papkę z mleka modyfikowanego i cześć.
Nie raz zdarzyło nam się, ale Borys wtedy jeszcze nawet nie siadał, że wychodziliśmy z mężem na imprezę (ale bezalkoholową, spokojnie), zostawiając małego samego na noc. Co mogło mu się stać? Zazwyczaj się nie budził, był najedzony. To było nawet zabawne, bo nas – dusze towarzystwa, nasi znajomi już po godzinie wypychali do domu, nie mogąc znieść tego, że niemowlak jest sam. Nie czuję się nieodpowiedzialna czy krótkowzroczna. Znam siebie, znam swoje dziecko i wiem, czego możemy się po sobie spodziewać. Nie bawię się w konwenanse i nie wchodzę w utarte schematy. To naprawdę nie mój problem.
Blanka (25 lat, mama na wychowawczym, Olsztyn):
— Jestem mamą, kocham swoje dziecko i dbam o nie, choć wiem, że niejedna mamuśka by to zanegowała. Najbardziej na świecie nienawidzę sterylności i przesadnego dbania o higienę – także w odniesieniu do dzieci. Uważam, że właśnie to jest przyczyną alergii i chorób. Nie wyparzam butelek, nie myję zabawek, nie latam ze szmatkami, żeby wycierać rączki i nie świruję, że w butli Kamy woda stoi trzeci dzień. Jedzenie w piaskownicy? Trzeba zobaczyć miny mamusiek, kiedy moja córka wsuwa drożdżówkę, gdzieś pomiędzy jedną babką a drugą! Co więcej, pozwalam naszym psom (mamy maltańczyka i yorka), spać w naszych łóżkach, a dziecku – bawić się z nimi na legowiskach. Nie omdlewam, kiedy córka zje coś, co upadło jej na podłogę albo grzebie w psich miskach.
Czy jestem złą matką? W swoim przekonaniu lepszą niż stado nadgorliwych mamusiek. Nienawidzę tych ich pogadanek przy piaskownicy i przesadnego przejmowania się. One wychowają kaleki, nie szczęśliwe dzieci! Większość maluchów, które znam, są wychuchane, wycmoktane, zupełnie nieprzygotowane do życia! Od początku mają świat u stóp, wszystko co najlepsze. Kąpane w drogich, koniecznie hypoalergicznych emulsjach, ubrane w markowe ciuchy, szczepione szczepionkami za grube tysiące. Masakra! Ja swoje dziecko od zawsze myję w zwykłych mydełkach, ciuchy kupuję na aukcjach i w szmateksach, a szczepienia? Kama, jak większość dzieci, otrzymuje te bezpłatne. I jakoś żyje.
Mierzi mnie, kiedy dzieciom zabrania się wszystkiego – wchodzenia do piaskownicy (bo brudna), biegania (bo się przewrócisz), pożyczania (a ktoś ci pożycza?), wchodzenia na drabinki (bo spadniesz). Zawsze jestem przy dziecku, ale nigdy nie siedzę mu na karku. Asekuruję, ale nie zabraniam. Chcesz biec? Biegnij, jak się wywrócisz, na drugi raz będziesz uważać. Drabinki? A proszę bardzo, najwyżej złapię cię w locie. Dzieci od najmłodszych lat muszą trenować wyobraźnię. No i najlepiej uczą się na własnych błędach.
Zdecydowanie nie szaleję na punkcie zdrowia, wyglądu i rozwoju córki – staram się mieć luz. Kocham ją nad życie, ale nie chcę, żeby wyrosła na cukierkową lalę, a na silną, która poradzi sobie w każdych okolicznościach. Jak ja.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze