Kokos. Ach ten kokos!
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuZamiast lepkiego od słodyczy mleka wnętrze kokosa kryło mętną, rzadką ciecz o mdłym smaku. Tak to już jest, że marzenia smakują zupełnie inaczej niż ich spełnienie. Wygląd kokosa w tropikach też mnie zaskoczył. Włochaty, brązowy i twardy, dobrze mi znany z polskich sklepów niewiele miał wspólnego z zielonymi olbrzymami, lubiącymi znienacka spaść z palmy. Tylko z takich kokosów pije się sok popularnie zwany mlekiem.
Wyobraź sobie, że leżysz na białym, miękkim piasku. Gorące słońce głaszcze twoje opalone na brąz ciało, lazurowe fale obmywają stopy, a nad głową kołyszą się smukłe palmy. Leniwym gestem sięgasz po kokosa i orzeźwiasz się jego delikatnym sokiem. Przyjemna perspektywa. Prawda?
Moja wyobraźnia faszerowana obrazami z katalogów biur podroży podsyłała mi takie wizje wielokrotnie, uznając jednoznacznie kokosa za stały element mojej prywatnej ziemskiej wersji raju. Kino też zrobiło swoje. Na filmowych plażach półnagie dziewczyny przechylają orzechy, a po ich opalonych brodach spływają strużki białego mleka. To musi być niebiańsko dobre — myślałam jako dziecko, wyobrażając sobie słodycz pomieszaną z głębią kokosowego aromatu i nie mogąc doczekać się dnia, w którym owej słodyczy doświadczę.
I wreszcie doświadczyłam, tyle że nie słodyczy, ale rozczarowania, bo zamiast lepkiego od słodyczy mleka wnętrze kokosa kryło mętną, rzadką ciecz o mdłym smaku. Tak to już jest, że marzenia smakują zupełnie inaczej niż ich spełnienie. Wygląd kokosa w tropikach też mnie zaskoczył. Włochaty, brązowy i twardy, dobrze mi znany z polskich sklepów niewiele miał wspólnego z zielonymi olbrzymami, lubiącymi znienacka spaść z palmy i głośnym stuknięciem wyrwać mnie z błogiego lenistwa. Tylko z takich kokosów pije się sok popularnie zwany mlekiem.
Mimo pierwszego rozczarowania kokosa jednak nie porzuciłam. Minęło kilka dni i dałam mu kolejną szansę. Zauważyłam też pewną zależność. Im bardziej znojna była wędrówka, im upał dłużej prześladował, tym kokos smakował wyborniej. Duże, zielone kule stawały się moimi sprzymierzeńcami. Były nie tylko łatwo dostępne, nie tylko doskonale gasiły pragnienie, ale też zaspokajały głód. Nawet w miejscach — zdawałoby się — zapomnianych przez świat i ludzi zdarzało mi się ujrzeć miniaturowy sklepik, a w nim oprócz zakurzonych i gorących puszek z coca-colą stertę kokosów. Wybór był wówczas oczywisty. A kiedy właściciel kramu wręczał mi łyżkę ukradkiem wytartą o poplamione spodnie i z łatwością, z jaką my przekrawamy jabłko, dzielił kokosa na cząstki, żebym mogła wyjeść z niego galaretowate bielmo, wybór przypieczętowałam najszerszym z możliwych uśmiechem.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam o dobrodziejstwach kokosa. A jest ich niemało. Woda kokosowa jest bardziej odżywcza niż mleko, choć ma mniej kalorii i nie zawiera cholesterolu. Podobno zawiera tyle elektrolitów co ludzka krew i więcej potasu i sodu niż napoje dla sportowców. Jest bezpieczna nawet dla małych dzieci. Biała jadalna warstwa znajdująca się wewnątrz kokosa też ma swoje zalety. Można z niej wycisnąć gęstą „śmietankę” lub wytworzyć olej, margarynę lub mydło. Po wysuszeniu można ją zetrzeć i zjeść lub wetrzeć we włosy albo skórę. Kopra (wysuszony miąższ) znajduje zastosowanie w wielu kosmetykach.
Na pamiątkowych zdjęciach palmy kokosowe ciemnieją na tle zachodzącego słońca, pochylają się nad szmaragdową wodą, zacieniają buddyjskie świątynie i urokliwe kafejki plażowe. Oprócz cieszenia oka turystów swą egzotyczną urodą spełniają znacznie ważniejszą rolę. Mając tylko jedno drzewo, można urządzić całe gospodarstwo. W sanskrycie palma kokosowa jest znana jako kalpa vriksha, co oznacza „drzewo, które daje wszystko, czego potrzeba do życia”. I faktycznie — odwiedzając taki kraj jak Sri Lanka, ma się wrażenie, że wyspa kokosem stoi. Na falach oceanu kołyszą się łódki z drzewa palmowego, domy rybaków kryją liście palmowe, z których również wyrabia się torby i kosze, wodę z rzeki czerpie się kokosową skorupą, a w garnku miesza podobną łyżką. Świątynne bramy przystrajane są ozdobami z łupin, a podwórza zamiatane miotłami z ich włókien. Nawet ryby wpadają w sieci pochodzenia palmowego, nie mówiąc już o meblach i pamiątkach.
W menu też zagościł kokos. Są naleśniki z kokosowym nadzieniem i pol sambol, czyli wiórki kokosowe z czerwoną cebulą i bardzo ostrymi przyprawami. Jest też wino toddy, wyrabiane z soku uzyskanego po nacięciu rośliny pod kwiatostanem. No i jest król arak, narodowy trunek Sri Lanki powstały w wyniku destylacji wina palmowego.
Podobno pewna legenda opowiada o tym, że Bóg poproszony przez mieszkańców piaszczystych wysp o coś, co zastąpi im rzeki z pitną wodą, łąki, zboża, owoce i zwierzęta domowe, czyli to wszystko, co jest na kontynencie, dał im palmę kokosową. Wszystko w jednym? Jakże to ułatwia życie!
Na Cejlonie pomieszkujemy w prywatnym domu. Każdego ranka dobiegają nas odgłosy kuchennej krzątaniny. Najpierw drapanie o podłogę sztywną kokosową miotłą, potem głuche stuknięcia, niechybny znak, że Tutu tłucze kokosy na śniadanie. W tym celu wykorzystuje długi metalowy pręt sterczący na podwórzu. Wprawnym ruchem nadziewa na niego orzecha, przekręca go i odrzuca łupiny pod ścianę. Spora ich sterta to zapas opału. Tutejsza odmiana drewna kominkowego.
Połówki kokosa nadziewane są na kolejny cejloński wynalazek, niewielką spiralę z rączką. Kilka ruchów korbą i do miski sypią się wiórki. Jeszcze cebula, przyprawy i już jest danie śniadaniowe. Zajadamy, ugniatając w dłoni makaron z pol sambol. Do tego łyk herbaty i można wyruszać na spacer drogą między palmami i rozpiętymi wysoko na nich linami. Liny to podniebny chodnik dla zbieraczy kokosów. Po co schodzić z drzewa, by za chwilę wejść na następne? Wygodniej jest spacerować wśród koron palm. Z góry słychać śmiechy bosonogich zbieraczy, gotowych za parę rupii pokazać nam, jak w kilka sekund wspiąć się na palmę, mając do dyspozycji tylko gołe stopy i dłonie.
— Hello! Coconut? Very cheap, very good! – słyszymy głos dobiegający z plaży. Brodaty mężczyzna w turbanie lawiruje między leżakami pełnymi brązowiejących na słońcu ciał.Pracy mu nie zabraknie. Wybrzeże Sri Lanki przyciąga turystów przez okrągły rok, a palmy rodzą kokosy każdego dnia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze