Kwiaty są piękne, ale ja zbrzydłam…
CEGŁA • dawno temuCzyżbym postawiła rzeczy nieważne ponad ważnymi. Jestem zaślepiona pracą i troską o rodzinę? Przecież ja świata za nimi nie widzę! Czy to jest złe? Czy powinnam być egoistyczną, wyfiokowaną lalą – wtedy mąż by mi nie wymawiał po latach wspólnego życia, że się strasznie zaniedbałam? Jak by nie było, osiągnął jedno: czuję się stara, brzydka i niepotrzebna, a o jego kolejnej wizycie (pracuje za granicą) myślę z przerażeniem. Czy obejmie mnie jak zwykle i przyciśnie aż do bólu kości, czy może obrzuci spojrzeniem takim, jak się patrzy na zapasioną kurę domową?
Droga Cegło!
Mam 38 lat, posiadam małą kwiaciarnię w dobrym punkcie miasta. Wychowuję czworo dzieci już raczej samodzielnych na co dzień (18, 15 i bliźniaki po 12 lat) – napisałam „wychowuję”, ponieważ mąż od wielu lat pracuje w różnych zakątkach świata, starając się być w domu raz na 2–3 miesiące i częściej nie może. Czasami się śmiejemy, że u nas Gwiazdka jest 5 razy w roku – z suto zastawionym stołem, prezentami i balowaniem do białego rana. Przechodzę wtedy samą siebie, żeby poczuł się jak w domu i był dumny z tego, jaka jestem silna, zaradna, wdzięczna mu za to, że zarabia na godziwy start w przyszłość dla naszych dzieci.
Dla mnie również ciężka praca jest sprawą naturalną od ponad 20 lat, nie ukończyłam żadnych formalnych szkół, zaczynałam od noszenia skrzynek – i niewiele się zmieniło, tylko w międzyczasie pokochałam kwiaty i poznałam wszystkie ich tajemnice. Ale czy to znaczy, że moje życie jest nimi usłane? Nigdy nie miałam zbyt wiele czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Naszło mnie ostatnio, gdy mąż po świętach wrócił na swój kontrakt i nagle zaczęła się między nami nietypowa wymiana SMS-ów. A ja zaczęłam uważniej się przyglądać kobietom, które kupują u mnie kwiaty.
Liczne z nich są moimi rówieśniczkami, przed czterdziestką. Dla mieszkanki sporego miasta, z wszelkimi udogodnieniami i perspektywami, to jest młodość, pełnia życia i urody. Głowy od fryzjera, eleganckie płaszcze lub kurtki obszyte futrem, piękne dłonie, zgrabne nogi w luksusowych długich kozakach.
Ja wstaję o 4 rano i jadę na giełdę, a dzień kończę z głową w rachunkach lub w zgiełku sprzecznych interesów moich dzieci, złaknionych wszystkie naraz rozmowy. Nigdy nie było inaczej, nie znam innego modelu życia. Niedawno wróciłam do domu wyjątkowo wcześnie, byłam całkiem sama. Zamknęłam się w pokoju na klucz, rozebrałam się do naga przed lustrem, gdzieś czytałam, że to takie ćwiczenie, które ma na coś pomóc. Ale na co? Zobaczyłam niezbyt zgrabną kobietę o zaniedbanej skórze i co najmniej 15-kilogramowej nadwadze, z siwizną przeświecającą spod farby. Co się ze mną stało przez te lata?
To właśnie pytanie zadał mi mąż w naszej dyskusji na odległość. Powiedział, że przecież nie po to miota się po świecie, żebym ja się wyniszczała. Aż tylu pieniędzy nam nie trzeba. Czemu się tak zmieniłam, czy ja sama tego nie widzę? Ano, łatwo mu mówić. Też nie ma jeszcze czterdziestu lat, jest wysportowany, opalony, szczupły, świetnie i na luzie ubrany, chwycił ten światowy sznyt. Twierdzi, że praca go konserwuje (jest inżynierem, ale nie takim od papierków, tylko od konkretnej roboty). Jestem z niego dumna i nadal zakochana jak nastolatka, bo i pod każdym względem jest na kim oko zaczepić, obiektywnie rzecz biorąc.
Czasem teraz tak sobie siedzę, gdy mam czas, i myślę o tamtej rozmowie. Co chciała mi powiedzieć moja druga połówka pomarańczy? Że na mojej połowie pomarańczowej skórki jest za dużo i już go nie podniecam jako kobieta? Nie było mowy o rozwodzie, o spotkaniu kogoś innego. Tylko jakieś takie zniecierpliwienie, może rozgoryczenie z jego strony – że za mało go doceniam, by starać się być dla niego piękna jak dawniej. Czyli właściwie co? Mam zamknąć interes, zapisać się na siłownię, wyjechać do SPA, przejść na dietę i odmłodnieć o 20 lat do jego następnej wizyty, bo inaczej koniec z nami? Z drugiej strony, może on nie chciał powiedzieć wprost, że czuje do mnie obrzydzenie w moim obecnym stanie – a miał okazję dokładnie mi się przyjrzeć podczas świątecznego urlopu, w moich najlepszych i najgorszych momentach, bo zaharowałam się dla mojej ukochanej rodziny, żeby wszystko było „jak należy”.
Czy jest możliwe, żeby wszystko mi się w życiu pomyliło, żebym postawiła rzeczy nieważne ponad ważnymi ze zwykłej głupoty, zaślepienia pracą i troską o rodzinę? Przecież ja świata za nimi nie widzę! Czy to jest złe? Czy właśnie to należy zmieniać? Czy powinnam była być egoistyczną, wyfiokowaną lalą – wtedy mąż by mi nie wymawiał po latach wspólnego życia, że się strasznie „posunęłam” i zaniedbałam? Jak by nie było, „osiągnął” jedno: czuję się stara, brzydka i niepotrzebna, a o jego kolejnej wizycie myślę z przerażeniem. Czy obejmie mnie jak zwykle i przyciśnie aż do bólu kości, czy może obrzuci spojrzeniem takim, jak się patrzy na zapasioną kurę domową?
Zwiędła róża
***
Droga Różo!
Nie tylko Ty widujesz w swojej kwiaciarni zadbane, wyluzowane (często pozornie, ale mniejsza o to w tej chwili) kobiety. Mąż w wieloletnich rozjazdach też ma mimowolną okazję do licznych obserwacji i porównań. Wiadomo, że w krajach wysoko rozwiniętych kult młodości i aspiracje kobiet do bycia najlepszą we wszystkim rosną w postępie geometrycznym. Jest to zjawisko pozytywne, o ile nie przybiera rozmiarów obsesji. Inna sprawa, że w krajach tych udogodnienia socjalne sprzyjają godzeniu rozmaitych życiowych ról, a w Polsce jeszcze nam do tego hen, daleko.
Nie znaczy to jednak, że mąż nagle uznał Cię za kogoś „gorszego”, kto nierozsądnie gospodaruje swoim czasem i nie dba o siebie, a to w Jego oczach oznacza z kolei, że Tobie na Nim nie zależy. Nie sądzę, żebyś była zakochana jak nastolatka w mężczyźnie tak prostym i głupim, i nieczułym:).
Problem jest, jak sadzę, inny. Mąż dostrzegł nagle w całej rozciągłości wszystkie Twoje wysiłki, codzienne zmagania z rzeczywistością – i być może wizualne efekty tych zmagań – w efekcie czego zrobiło Mu się przykro i głupio, poczuł się współwinny Twojego zmęczenia i zaniedbania. I na swój nieporadny sposób dał temu wyraz. Może poczuł dyskomfort w związku z Waszą tak różną sytuacją, mimo że tworzycie rodzinę, a może zwyczajną tkliwość i czułość? Nie obraziłabym się nawet o współczucie z Jego strony.
Zdjęłaś Mu z głowy ciężar opieki nad dziećmi, by mógł rozwijać się zawodowo i zarabiać pieniądze, co przy czwórce potomstwa nie jest bez znaczenia. Nagle zobaczył, jaką cenę za to płacisz. I prawdopodobnie poczuł się z tym bardzo źle, a nie umiał dostatecznie taktownie dać Ci do zrozumienia, że komentuje pewne rzeczy z troski o Ciebie, WŁAŚNIE DLATEGO, że Cię kocha i zależy Mu na Twoim szczęściu, dobrym samopoczuciu etc.
Przestrzegam Cię przed nadinterpretacją tej poświątecznej rozmowy. Jeśli mąż obudził w Tobie coś, co przez lata zwyczajnie Ci umknęło – to wcale nie tak źle. Jesteś zbyt młoda, by zazdrościć innym. Wiele rzeczy w swoim życiu możesz nadgonić, poprawić, nawet zrewolucjonizować, jeśli będzie trzeba. Pod jednym warunkiem: nie będziesz działać w panicznej trwodze przed odrzuceniem ze strony męża, czy w poczuciu, że zagrożony jest Wasz związek, bo masz nadwagę i kilka siwych włosów. Musisz chcieć tych zmian dla siebie samej, widzieć w nich sens, znaleźć na nie czas fizyczny i psychiczny.
Mąż wyraźnie sugeruje, że mogłabyś sobie nieco odpuścić w pracy, bo Wasze finanse mają się dobrze. Czy to nie wspaniała świadomość? Jak sądzisz – ile kobiet ją ma? Przecież nie trzeba od razu rzucać wszystkiego, zmieniać swoich nawyków o 180 stopni. Wystarczy usiąść raz jeszcze do „papierków” – tym razem we dwoje – i zastanowić się, co by tu przeorganizować, byś miała więcej luzu, życzliwości i energii dla siebie. Miłość do kwiatów i nawyk ciężkiej pracy nie powinny Cię ograniczać, lecz dawać Ci coraz więcej możliwości. W tym możliwość wypoczęcia i odcięcia kilku kuponów od własnych „poświęceń”.
Mąż na pewno będzie szczęśliwy, gdy zrobisz krok w tym kierunku, by poczuć się lepiej sama ze sobą. Niby czemu nie, skoro przecież Ty już jesteś kobietą sukcesu, ze wszystkim, czego dokonałaś, choć tego nie dostrzegasz? Jestem przekonana, że wolałby zobaczyć Cię roześmianą i zrelaksowaną z powodu nowej fryzury czy udanej sesji aerobiku, niż pękającą z dumy po "wirtuozersko" przyrządzonym i zaserwowanym obiedzie z trzech dań. Wcale nie dla własnego zadowolenia czy ekscytacji. Po prostu, dla Ciebie, ponieważ Cię kocha.
Nie stawiaj więc sobie sama tego typu barier. Uwierz mi, najwspanialszy nawet posiłek zostanie strawiony i zapomniany, dlatego czasem warto zastąpić go sześcioosobową pizzą na wynos. A uzyskany w ten sposób czas przeznaczyć na wygładzanie pierwszych zmarszczek i wzajemny masaż obu połówek pomarańczy…
Życzę Ci w tym roku szczypty egoizmu…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze