Gdy grzeczność jest nieprzyjemna
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuRodzice pouczają: „Ustępuj miejsca starszym, niepełnosprawnym i kobietom w ciąży”, „Przepuszczaj w drzwiach, pomóż zanieść zakupy”, „Bądź grzeczna”. Jeśli zostałaś dobrze wychowana, na pewno się do tych rad stosujesz. A co powiesz na to, że grzeczność nie zawsze jest stosowna, a uprzejme zachowanie może komuś sprawić przykrość? Wiedzą o tym bohaterki tego artykułu.
W ich przypadku sympatyczne zachowanie okazało się nieprzyjemne w skutkach. Przeczytaj, dlaczego twierdzą, że z grzecznością trzeba uważać, a dobre zachowanie nie zawsze się opłaca.
Emilka (24 lata, studentka, Poznań):
- Na własnej skórze przekonałam się, że dobre intencje nie muszą być trafione. Kiedyś na austriackiej stacji benzynowej stałam w bardzo długiej kolejce do toalety. Akurat postój miało tam kilka autokarów wycieczkowych i przy toaletach zrobił się tłok. Moją uwagę zwróciła młoda dziewczyna w ogrodniczkach, z widocznym brzuszkiem. Kręciła się, mierzyła wzrokiem kolejkę i nerwowo zaglądała na korytarz toalety. Pomyślałam, że jest w ciąży. Pamiętałam, jak to jest. W czasie ciąży o wiele częściej i bardziej chce się korzystać z toalety. Przypomniało mi się, ile to razy czułam się źle, stojąc w kolejce do publicznej toalety i ile razy było mi słabo, a nikt nie ustąpił mi miejsca w tramwaju. Zawołałam ją i z uśmiecham zaproponowałam, by stanęła przede mną. Grzecznie zapytałam innych ludzi, czy mogę przepuścić ciężarną, czy nikt nie ma nic przeciwko temu. Wszyscy bardzo chętnie zgodzili się, by weszła przede mną do kolejki, ale ona nie chciała.
Nagle w jej oczach zobaczyłam przerażenie. Spłonęła czerwonym rumieńcem. Patrzyła ze zdziwieniem na stojących w kolejce, na mnie i na swój brzuch. Powiedziała, że nie jest w ciąży, i pospiesznym krokiem wróciła do swojego autokaru. Ludzie zaczęli się śmiać, a mnie zrobiło się głupio. Była po prostu otyła, miała krągły brzuch i ogrodniczki, które u nas, w Polsce, ewidentnie kojarzą się ze strojem ciążowym. Chyba trafiłam w jej słaby punkt, prawdopodobnie miała kompleksy na punkcie swojej tuszy i dlatego nosiła obszerne, luźne spodnie na szelkach. Wtedy obiecałam sobie, że będę ustępować miejsca tylko w ewidentnych przypadkach, gdy kobiecy brzuch jest już naprawdę duży. Miałam dobre intencje, a wyszło zupełnie inaczej.
Małgorzata (23 lata, studentka, Warszawa):
- Jestem uprzejmą, sympatyczną i grzeczną osobą. Od dziecka uczono mnie, by ustępować starszym miejsca w autobusie, pomagać z wnoszeniem zakupów na piętro, przepuszczać w windzie. Zawsze się do tego stosowałam. Byłam ulubioną sąsiadką starszych osób w moim bloku. Raz moja grzeczność okazała się niestosowna. Był straszny tłok w tramwaju. Do wagonu wsiadł siwiuteńki, uśmiechnięty pan z laską. Dopchał się do miejsc siedzących, stanął nade mną i próbował trzymać się drążka. Gdy tramwaj ruszył, zachwiał się. Natychmiast wstałam, by ustąpić mu miejsca. Moje zdziwienie było wielkie, gdy starszy pan poczuł się tym urażony. Grzecznie podziękował i powiedział jednocześnie, że bardzo mu przykro, że wzięłam go za starucha. Zaczął opowiadać o sobie, jaki to jest wysportowany, że sam sobie gotuje, sprząta, robi zakupy, jeździ na rowerze, prowadzi samochód, że ma sokoli wzrok i świetny słuch, że prowadzi aktywny tryb życia i udziela się towarzysko, że ma o trzydzieści lat młodszą kandydatkę na żonę, z którą niejedno może.
Ludzie w tramwaju pękali ze śmiechu, a mnie było głupio. W dodatku tego dnia fatalnie się czułam, bolała mnie głowa. Zamiast siedzieć, stałam nad wolnym miejscem w tramwaju i wysłuchiwałam opowieści starszego pana o jego siłach witalnych, kwiecie wieku (miał z 70 lat) i jego życiu erotycznym. Po chwili wolne miejsce zajęła inna młoda dziewczyna, a ja zostałam wbrew swojej woli wciągnięta w rozmowę ze staruszkiem. Tak jechałam siedem przystanków, aż wysiadłam na docelowym i odetchnęłam z ulgą. Pan pojechał dalej. Ta historia spowodowała, że ustępuję miejsca już tylko naprawdę niedołężnym ludziom. Na babcie „bereciary”, które ochoczo i zwinnie wpadają do tramwaju, nie reaguję, chyba że zauważę ich błagalne spojrzenie.
Alina (32 lata, stomatolog, Warszawa):
- Studiowałam w Anglii. Poznałam tam przyszłego męża, Polaka. Po 10 latach wróciłam do Polski, bo tu chcieliśmy wziąć ślub. Odwiedziłam rodzinę i rozpoczęłam przygotowania do uroczystości. Biegałam po sklepach, szukając jakiejś eleganckiej sukienki. W sklepie spotkałam koleżankę ze szkoły średniej. Nie widziałyśmy się od 10 lat. Zmieniła się, ja także. Zaczęłyśmy rozmawiać. Pochwaliłam się, że wychodzę za mąż. Moja koleżanka pogratulowała i nie wiedzieć czemu poklepała mnie po brzuchu. Zdziwiło mnie to, ale nie aż tak bardzo. To, że przepuściła mnie i nie musiałam stać w kolejce do przymierzalni, uznałam za sympatyczny gest. Dopiero gdy poszłyśmy do kawiarni pogadać, domyśliłam się, dlaczego tak dziwnie się zachowuje. Zamówiłam sobie kufel piwa z tutejszego browaru i zapaliłam papierosa. Wtedy zrobiła mi wykład, że nie powinnam ulegać zachodniej modzie i palić, że truję dziecko. Wybałuszyłam na nią oczy, rozejrzałam się wokół. W kawiarni nie było żadnego dziecka. Pomyślałam, że może ona jest w ciąży. Pogratulowałam jej tego stanu i zgasiłam papierosa. Moja koleżanka zaprzeczyła i znów poklepała mnie po brzuchu: „O twoim dziecku mówię” – powiedziała.
Okazało się, że przez cały czas myślała, że wychodzę za mąż, bo jestem w ciąży. Najpierw się uśmiałyśmy z tego po pachy. Potem jednak straciłyśmy humor i chęć na dalszą konwersację. Wróciłam wściekła do domu. Sukienkę, którą miałam na sobie, zostawiłam na czasy, gdy będę w błogosławionym stanie. Miała ciążowy krój i bardzo mnie pogrubiała. Zawsze lubiłam luźne sukienki z wysokim stanem tuż pod biustem. Od tamtego dnia już jej nie założyłam. Był to też dla mnie impuls, by zapisać się na aerobik. 10 lat objadania się fast foodami zrobiło swoje. Przytyłam i dla kogoś, kto mnie tak długo nie widział, wyglądałam jak w ciąży. Przyjaciółka chciała być uprzejma, a konsekwencją tej grzeczności był zgrzyt i nieprzyjemna atmosfera.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze