Najpiękniejsza rzecz, jaka mnie w życiu może spotkać
URSZULA • dawno temu"Ja tam nie chcę mieć dzieci. W ogóle nie wyobrażam sobie siebie jako matki. Dzieci są okropne, działają mi na nerwy, nie mogę na nie patrzeć". Takie opinie na temat macierzyństwa głosiły niemal wszystkie moje koleżanki. Brzmiało to mimo wszystko sensowniej w ustach dwudziestolatki, która właśnie wyfrunęła z domu cieszyć się studenckim, wolnym życiem niż deklaracje w stylu: "Och tak, zawsze marzyłam o tym, by mieć dzieci, jak najwięcej, co najmniej pięcioro. Pieluchy, spacerki, karmienie piersią - w tym się spełnię."
"Ja tam nie chcę mieć dzieci. W ogóle nie wyobrażam sobie siebie jako matki. Dzieci są okropne, działają mi na nerwy, nie mogę na nie patrzeć". Takie opinie na temat macierzyństwa głosiły niemal wszystkie moje koleżanki. Brzmiało to mimo wszystko sensowniej w ustach dwudziestolatki, która właśnie wyfrunęła z domu cieszyć się studenckim, wolnym życiem, niż deklaracje w stylu: "Och tak, zawsze marzyłam o tym, by mieć dzieci, jak najwięcej, co najmniej pięcioro. Pieluchy, spacerki, karmienie piersią — w tym się spełnię."
Wyemancypowanej dwudziestolatce nie takie pragnienia chodzą po głowie. Dla niej zajście w ciążę to tragedia porównywalna z zesłaniem na 5 lat robót w kamieniołomach. Zdarzyło mi się towarzyszyć koleżance wykonującej w pośpiechu, w szkolnej toalecie, test ciążowy, który dał wynik pozytywny. Dziewczyna natychmiast zalała się łzami i wpadała w histerię, co wówczas, moim zdaniem, było w pełni usprawiedliwione. Chłopak koleżanki miał duże trudności z odnalezieniem się w roli ojca dzieciom. Rodzice koleżanki okazali się równie pomocni: ojciec tłukł głową o ścianą, a matka wylewała hektolitry łez i nie mogła córce wybaczyć, że tak zaprzepaściła swoją przyszłość. Trudno więc dziwić się, że cały ciężar związany z pocieszaniem i ocieraniem łez spoczywał na barkach koleżanek. To one właśnie tłumaczyły biednej istocie, że to jeszcze nie koniec świata i że wszystko się zapewne dobrze ułoży, chociaż tak naprawdę same nie wiedziałyśmy, jakim cudem miałoby się ułożyć.
Ale właśnie te powtarzane przez nas do znudzenia słowa pocieszenia, choć tak mało wierzyłyśmy w to, że się spełnią, okazały się prorocze. Faktycznie wszystko się ułożyło: dziewczyna wyszła za mąż, dobrze się sprawdza w roli mamy, skończyła studia i ma się całkiem dobrze. Ale wtedy myśmy tego nie wiedziały. W naszych oczach ciąża była katastrofą przez duże K.
Ostatnio sytuacja zmieniła się diametralnie. Rok temu zadzwoniła do mnie Ania, o dwa lata ode mnie młodsza koleżanka. "A tak poza tym, co słychać u ciebie" - pytam, gdy już omówiłyśmy sprawę, w jakiej do mnie dzwoniła. "A wiesz, jestem w ciąży". Zatkało mnie zupełnie. Wreszcie wykrztusiłam: "O boże, to straszne", na co Ania zupełnie spokojnie odrzekła: "No co ty, to cudowne!!! Strasznie się cieszę. Już nakupowałam cały stos fachowych poradników, zdrowo się odżywiam, łażę po sklepach i oglądam śpioszki dla dzidziusia. Nawet nie wiesz, jakie to fascynujące…", po czym rozwijała temat przez kolejne pół godziny. Na dyskretne pytanie o ojca dziecka usłyszałam, że owszem, jest taki, Ania nawet go lubi, wezmą ślub, bo rodzice naciskają, ale tak naprawdę nie ma to znaczenia wobec faktu, że spodziewa się dziecka. Jak się orientuję, Ania urodziła niedawno ślicznego synka, poza którym świata nie widzi. Twierdzi, że już się nie może doczekać kolejnego dziecka. Marzy o córeczce.
Sądziłam, że przypadek Ani pozostanie na lata odosobnionym, kiedy to z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, wokół mnie zrobiło się gęsto do przyszłych matek, niezmiernie tym faktem podekscytowanych. Aktualnie w ciąży są cztery moje koleżanki. Ich sytuacje są bardzo różne, ale wszystkie twierdzą to samo: że ciąża to najpiękniejsza rzecz, jaka je w życiu spotkała.
Życie prenatalne, kwestie położnicze i ćwiczenia dla kobiet w ciąży to tematy, w których zdobyłam ostatnimi czasy pewną biegłość. Z koleżankami w ciąży przeglądamy czasopisma dla matek, dyskutujemy o poruszanych w nich problemach, rozmawiamy, co ich przyprawia o mdłości, a co mogłyby pożerać kilogramami, o tym, jak to wspaniale czuć jak dzidziuś wierci się w brzuchu, ale jak na razie nie dałam się przekonać. Nie wiem, co może być przyjemnego w dźwiganiu ogromnego brzucha, rozstępach, porannych mdłościach, lataniu co parę dni na badania kontrolne, prowadzeniu tzw. zdrowego trybu życia, który w praktyce oznacza, że wszystkiego, co przyjemne, trzeba sobie odmawiać. O wypadzie do pubu na piwko, gdzie jest zawsze zadymione, z chwilą zajścia w ciążę musiałabym zapomnieć na co najmniej 9 miesięcy! A potem jeszcze gorzej: nieprzespane noce, przewijanie, podgrzewanie mleczka i ani chwili dla siebie.
Jako się rzekło, koleżanki nie zachęciły mnie jeszcze do pójścia w ich ślady. Udało im się natomiast nieźle mnie nastraszyć: że któregoś dnia najdzie mnie to samo, co je naszło i stwierdzę, że nieprzespane noce, przewijanie, podgrzewanie mleczka i ani chwili dla siebie to najpiękniejsza rzecz, jaka mnie w życiu może spotkać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze