Dzikuska
CEGŁA • dawno temuJestem spragniona uczuć jak chyba każdy samotny człowiek, któremu ta samotność nie pasuje, lecz doskwiera. Mody na samotność nigdy nie zrozumiem. Sama żyć nie umiem, nie chcę, bardzo z tego powodu cierpię. Ostatnio uśmiechnął się do mnie ktoś serdeczniej niż inni, mimowolnie przytrzymał mój wzrok, spojrzenia spotykały się potem przypadkiem wiele razy, następnie już się szukały. Niestety on tak jak ja jest nieśmiały. Sama nie zdobędę się na wyjście poza krąg dotychczasowych spojrzeń i gestów, nie mam odwagi. Nie jestem wcale zadowolona z tego swojego strachu, ale jak go przełamać?
Droga Cegło!
Czuję się smutna i zagubiona wśród ludzi, nawet tych najbliższych. W nowym roku, zdawało się, zaświecił nade mną promyk nadziei, ale szybko zgasł… To takie banalne ludzkie sprawy, tęsknoty… Ot, uśmiechnął się ktoś serdeczniej niż inni w windzie, mimowolnie przytrzymał mój wzrok, spojrzenia spotykały się potem przypadkiem wiele razy, następnie już się szukały… Nie kryję się z tym, że jestem spragniona uczuć jak chyba każdy samotny człowiek, któremu ta samotność nie pasuje, lecz doskwiera. Bo ja mody na samotność nigdy nie zrozumiem. Może to jest wygodne i pomaga się rozwijać, tylko w jakim kierunku? Nie w tym, w którym mnie wychowano. Niestety, sama żyć nie umiem, nie chcę, bardzo z tego powodu cierpię, ale trudno i darmo.
Chłopak, który wysyłał mi sygnały, jest bardzo miły, wygląda na nieśmiałego, zwyczajnego, może tak jak ja troszeczkę niedostosowanego, zahukanego. Pracuje na innym piętrze, podobno serwisuje komputery w jakiejś firmie kurierskiej. Raz jedliśmy razem kanapki w barku, raz też odprowadził mnie po pracy na przystanek, ale nic nie mówił. Potem spostrzegłam kilka razy, że około siedemnastej kręci się na dole przy windach – żeby trafić na moment, kiedy wychodzę z pracy.
Dziewczyny z pokoju twierdzą, że komputerowcy są "oszołomami" i żebym sobie nie zawracała głowy kimś, kto nie odrywa oczu od monitora. Oczywiście naśmiewają się z tego, że patrzymy na siebie, ale nic nie mówimy. Może on mnie podpuszcza na nieśmiałka, a ma żonę i troje dzieci, jak to facet? — żartują sobie.
Nie będę przecież łapać go za rękę, sprawdzać, czy ma obrączkę. Obcy jest mi sposób myślenia, gdzie wszystkich podejrzewa się o najgorsze. Ale prawda, nie mam też własnych doświadczeń i nie umiem rozpoznać, co mężczyzna czuje, jakie ma zamiary. Mateusz (tak ma na imię, usłyszałam w rozmowie jego z portierem) podoba mi się, odbieram pozytywne wibracje, jakieś bijące od niego ciepło i życzliwość. Ale sama nie zdobędę się na wyjście poza krąg dotychczasowych spojrzeń i gestów, nie mam odwagi.
Nie po raz pierwszy rozmyślam, czy umyka mi sprzed nosa jakaś życiowa szansa, sama ją marnuję przez swoją nieśmiałość. Dziewczyny z pracy mówią, że jestem na poziomie dzikuski z przedszkola. Oczywiście zaoferowały pośrednictwo, chyba bym umarła ze wstydu, gdyby wprowadziły to w czyn… Nie jestem wcale zadowolona z tego swojego strachu, ale jak go przełamać?
Struśka
***
Droga Strusiu!
Spróbowałabym doszukać się pozytywnych stron Twojej sytuacji, a nawet tymczasowej samotności. Dobre jest to, że nie jesteś osobą zgorzkniałą ani zniechęconą do kontaktów w wyniku bolesnych przeżyć, rozczarowań. Często bowiem piszą do mnie ludzie nieufni, wielokrotnie oszukani czy wykorzystani przez innych, i właśnie z tej przyczyny nie potrafiący nawiązywać relacji uczuciowych, czy wręcz niechętni takim próbom. Z Tobą jest inaczej. Przeszkadza Ci nieśmiałość, wrodzony lęk przed odrzuceniem czy ośmieszeniem się, masz mimo to w sobie wiele optymizmu, sympatii dla innych.
Nie doceniasz i chyba nawet nie dostrzegasz tego, jak bardzo jesteś na ludzi otwarta – to rzadka, wspaniała cecha i nie warto jej w sobie zwalczać z obawy, że "oberwie się po nosie". Wcale nie musi tak być! Nie warto przemykać się pod ścianami ze strachu, że coś się nie uda. Ryzyko jest zawsze. Mateusz stanął na Twojej drodze w… dobrym momencie – gdy jesteś już bardzo wyczerpana i smutna z powodu swojego osamotnienia. Skoro więc nie odpowiada Ci samotność, wykorzystaj swoje atuty, by ją przerwać. Nie twierdzę, że spotkałaś właśnie miłość swego życia i to na pewno jest TEN. Tego nikt nie może Ci obiecać, zwłaszcza, że trafienie za pierwszym razem graniczy z cudem. Ale na pewno warto powalczyć – w swoim własnym stylu i tempie naturalnie – o dalszy rozwój tej znajomości, dać sobie szansę, przekonać się chociaż, jak się ona rozwinie.
Przy okazji – zauważyłam, że trochę za mocno uzależniasz się od cudzych opinii, które w całej sprawie są najmniej istotne. By rozgryźć intencje Mateusza, wystarczy Ci własna intuicja no i szczypta inicjatywy, bez niej ani rusz… Nie brałabym sobie natomiast do serca życiowych mądrości wygłaszanych przez koleżanki z pracy. Może i dobrze Ci życzą, może uwzględniają Twoją delikatną konstrukcję psychiczną i w ten sposób usiłują uchronić Cię przed zranieniem – to chwalebne, ale weź pod uwagę, że działają na bazie własnych przemyśleń, być może porażek. A tego kapitału nie możesz bezkrytycznie zastosować do oceny swojej sytuacji. Jesteś inna niż one, w innym punkcie życia, dzielą Was doświadczenia i oczekiwania. Dlatego powinnaś kluczowe decyzje i ruchy podejmować samodzielnie. Pomysł z "koleżeńską pomocą" też stanowczo Ci odradzam – delikatną, intymną materię uczuć tkajmy bez pośredników.
Bądź konsekwentna, szczera i naturalna w zachowaniu wobec Mateusza. Nie zaczynaj nagle go unikać, bo "a nuż" jest żonaty. To nieracjonalne. Prędzej czy później i tak się tego dowiesz. Jeśli Wasze spojrzenia spotkały się na dłużej i trudno im się rozstać – pójdź za ciosem. Wykorzystaj każdy lunch i spacer do przystanku na pogawędkę. Pierwsza przerwij milczenie, jeśli trzeba. Nie musi to być przecież od razu grad pytań czy nerwowa paplanina o niczym. Jedno dobrze wycelowane, neutralne pytanie, zagajenie powinno wystarczyć, by rozmowa popłynęła własnym nurtem. Zobaczycie, co z tego wyniknie.
Ważne jest jedno. On pierwszy okazał Ci zainteresowanie i podtrzymuje to. Jeśli je odwzajemniasz, musisz też mu to pokazać. Mężczyzna rzadko "zgaduje" uczucia kobiety – woli dostawać jasne sygnały, zwłaszcza gdy sam także cierpi na nieśmiałość. Bo takie sygnały podbudowują go, dodają mu pewności siebie. W przeciwnym razie jest zdezorientowany i zniechęcony. To chyba proste, prawda? Zatem – do dzieła!
Pozdrawiam i mocno palce za Was trzymam!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze