Problemy i „problemy” – jak je rozróżnić?
CEGŁA • dawno temuJestem mocno zorientowana na mężczyzn, na których można polegać w trudnych chwilach. Uważam, że to cecha ważniejsza niż inteligencja, dowcip, uroda i zaradność życiowa razem wzięte. Pewnie wzięło się to z domu, z obserwacji strapionej mamy - i taty uciekającego od swoich spraw, ilekroć było coś trudnego do załatwienia lub stawienia czoła.
Kochana Cegło!
Jestem mocno zorientowana na mężczyzn, na których można polegać w trudnych chwilach. Uważam, że to cecha ważniejsza niż inteligencja, dowcip, uroda i zaradność życiowa razem wzięte. Pewnie wzięło się to z domu, z obserwacji strapionej mamy — i taty uciekającego od swoich spraw, ilekroć było coś trudnego do załatwienia lub stawienia czoła. Rodzice są razem, utrzymali związek dzięki mamie, a ja już nie mam okazji widzieć, nie mieszkając z nimi, na ile i czy w ogóle tata się zmienił, rzadko też rozmawiam od serca z mamą, brakuje mi na to czasu, co powinnam chyba zmienić.
Mam starszych siostrę i brata, wyrośli na bardzo twardych ludzi, ja raczej nie. Pamiętam z dzieciństwa śmierć naszego kota, jak we troje z mamą kopaliśmy mu grobik w ogródku u babci i robiliśmy „pogrzeb”, tata oczywiście akurat musiał cały weekend spędzić w pracy nad pilnym zleceniem. Wiele lat później brat wyleciał ze szkoły za pobicie kolegi. Chłopak leżał w szpitalu, jego rodzice szturmowali nasze mieszkanie, mama przyjmowała ich w przedpokoju, a tata zamykał się na balkonie za firanką z drinkiem i palił. Nie poszedł ani razu ani do szkoły ani do szpitala, wszystkim zajmowała się mama.
To tylko dwa z całego pasma zapamiętanych wydarzeń. Moja siostra udawała zawsze, że jej to nie rusza, ale wiem co innego. Obserwowałam jej związek z chłopakiem, niestety nieudany z powodu jego egoizmu, lenistwa, nie wiem, jak to nazwać. Kiedy pojawiła się ciąża, chłopak siostry przyjął wiadomość, jakby usłyszał, że na kolację będzie chleb, bo bułek zabrakło. Nie chciał z nią chodzić do ginekologa, nie przejął się zupełnie. Siostra próbowała nim potrząsnąć, zmusić do zainteresowania się jej stanem i odczuciami, zagroziła nawet, że usunie. Wtedy ten palant odszedł od niej. Był tak głupi, że nawet nie policzył, nie zorientował się, że na zabieg jest już o wiele za późno i to była tylko próba zwrócenia na siebie uwagi. A po porodzie to obraził się już na amen. W efekcie siostra jest od kilku lat samotną mamą i niby tzw. kobietą sukcesu, ale facetom nie ufa i trzyma ich na duży dystans.
Nie chciałabym, żeby mnie coś podobnego spotkało, chyba niestety mam zadatki i w tej sprawie chciałam się poradzić – może to jakaś „choroba” kobiet w mojej rodzinie, że przyciągamy facetów umywających rączki od wszystkiego? Mam 20 lat i paskudny nałóg palenia po tacie, czego mój chłopak po prostu nienawidzi (ciekawe, że jest ze mną w takim razie). Naprawdę czasem nie wystarcza mi paczka dziennie, a przy maturze doszłam do 40. Tej jesieni zachorowałam na grypę, potem na zapalenie oskrzeli. Lekarz badający mnie po kuracji antybiotykowej robił kwaśne miny podczas osłuchiwania, stękał i narzekał, strasznie mnie rugał za te papierosy (które zresztą podczas choroby zupełnie przestały mi smakować). Kazał zrobić prześwietlenie i powiedział, że lekarz opisujący wynik zdecyduje, czy mam wrócić na dalsze leczenie, czy też jest OK. Ale mówił to tak złowróżbnie, że wyszłam z gabinetu z przeświadczeniem o raku płuc.
Na dodatek rentgen robiło się rano, a po zdjęcie z opisem należało zgłosić się wieczorem. Byłam osłabiona i bardzo zdenerwowana, czułam jakieś kłucia w plecach. Prosiłam chłopaka, żeby poszedł ze mną na to prześwietlenie, a potem po wynik. Odparł, żebym się nie martwiła, bo płuca nie bolą, a iść nie może z powodu ważnego dnia w pracy od rana do nocy (jest sporo starszy i faktycznie ma odpowiedzialne stanowisko, ale we wszystkim odpowiedzialny to raczej nie jest).
To był okropny dzień. Byłam sama w obcym mieście, zero przyjaciół, bo mieszkam dopiero od października, mama i siostra daleko… Cały czas z nimi na telefonie. Tylko do mojego faceta bałam się dzwonić, żeby przypadkiem nie usłyszeć, że mu w pracy przeszkadzam. O 18.00 odebrałam wyniki na miękkich nogach. Dobra, nie mam tego raka. O 20.00 zadzwonił mój ukochany, znalazł czas… Nie życzę nikomu, żeby bał się tak, jak ja przez cały ten dzień. Na pewno rzucę palenie, wiem to, ale zastanawiam się, czy tylko palenie… Co daje facetom prawo uciekać od wszelkich problemów, czy lampka sumienia im nie pika?
Donutka
***
Kochana Donato!
Ludzie nie są jednakowi, ale jeśli mamy już generalizować, to myślę, że faceci raczej rzucają się ochoczo na takie problemy, które można konstruktywnie rozwiązać, gorzej natomiast radzą sobie z emocjami.
W związku z tym, poczynając od końca Twojej opowieści – wybacz, ale uważam uchybienie Twojego chłopaka za dość błahe i martwi mnie raczej, że tak je rozdmuchujesz. Przypuszczam, że nie mógł, a może nie uważał za konieczne wziąć urlopu na dzień Twojego prześwietlenia płuc z racji… bezradności. Umówmy się, zdjęcie rentgenowskie u pacjenta chodzącego o własnych siłach nie jest badaniem wymagającym asysty. Nie jest inwazyjne ani bolesne. To po pierwsze.
Po drugie, na wynik trzeba było czekać cały dzień. Ale przecież nie pod gabinetem. Rozumiem Twój lęk. Czy jednak jesteś pewna, że Twój chłopak się nie martwił, będąc w pracy? Martwił się i pamiętał. Miał jednocześnie świadomość, że między rankiem i wieczorem nie da się w tej sprawie nic zrobić, niczego przyspieszyć.
Po trzecie wreszcie, nie można cofnąć czasu. Przez kilka lat narażałaś zdrowie paląc papierosy. Czy chciałabyś, żeby ktoś przez cały dzień gderał Ci nad uchem na ten temat? On prawdopodobnie nie umiałby się powstrzymać i wiedział o tym… Zachował się racjonalnie, robiąc unik przed ewentualnym konfliktem i nakręcaniem negatywnych emocji. Tak to widzę.
Dziwisz się, dlaczego z Tobą jest, chociaż brzydzi się Twoim nałogiem? Cóż, odpowiedz sobie sama na to pytanie. Może On również oddziela cechy ważne od mniej istotnych, a w Tobie dostrzega przewagę tych pierwszych. Doceń Jego wybór i przy okazji… siebie. Więcej zaufania i dojrzałości, moja droga. Nie musisz być twardzielką, jak siostra, ale powinnaś sobie radzić samodzielnie z pewną grupą codziennych sytuacji. Rola biednej sierotki kiepsko się sprawdza jako postawa życiowa w obliczu każdej napotkanej troski.
Na koniec chciałabym wrócić do Twoich doświadczeń, wyniesionych z domu rodzinnego. Są nieproporcjonalne do tego, co ostatnio przeżyłaś. Co do ojca – wyraźnie miał duży problem ze sobą, a mama – z nim. Można mówić o ciągłym, chronicznym braku wsparcia w momentach naprawdę trudnych. Tata prawdopodobnie cierpi na lęk przed wszelkiego rodzaju konfrontacją, może nawet leciutko „zapija” problem, a mama nie stawiała mu nigdy wymagań, nie próbowała go zmienić. To ich sprawa i tylko oni mogą to rozwikłać, jeśli oboje zechcą – pamiętając, że większość ludzi z wiekiem staje coraz bardziej impregnowana na bodźce do zmian. Inna rzecz, w jaki sposób zaważyło to na Was – dzieciach. Mama, pomimo wysiłków, nie zdołała w pojedynkę oszczędzić Wam traum, lecz w tym momencie nie ma sensu Jej za to winić. Jesteście dorośli i musicie odnaleźć własne drogi, uczyć się na błędach.
Lekcja Twojej siostry była szczególnie bolesna. Ta dziewczyna płaci wysoką cenę za to, że nie wierzyła w siebie – udowadnia sobie i światu, że nikogo nie potrzebuje. Ale żeby kogoś potrzebować, trzeba najpierw nauczyć się go rozumieć i akceptować. Widać zarówno ona, jak ojciec jej dziecka byli zbyt młodzi, by stanąć na wysokości zadania.
Zagranie z groźbą aborcji – przykro mi to mówić — było niedorzeczne i zniszczyło ten związek. Siostra nie miała żadnych przesłanek ku temu, by tak zaszantażować partnera – z wyjątkiem subiektywnego przeświadczenia, że powinien był przeżyć pozytywny szok na wieść o ciąży, a następnie towarzyszyć jej fizycznie i dosłownie na każdym jej etapie. Owszem, chodzenie do ginekologa parami jest sympatyczne, partnerskie i modne, ale nie każdy człowiek jest od pierwszego dnia na to gotów, rodzicielstwa różni ludzie uczą się w różnym tempie, a miłość zakłada wyrozumiałość i cierpliwość między innymi w tej kwestii. Z mojego punktu widzenia nie było powodu do robienia „afery”, chłopak natomiast miał prawo poczuć się potraktowany dość nikczemnie i dwukrotnie oszukany… Widać wtedy nie było go stać na więcej niż urazę i odejście. Takich „metod wychowawczych” w związku się po prostu nie stosuje, niezwykle trudno potem odbudować zaufanie i poczucie sensu. Warto by było naprowadzić siostrę na taką refleksję, dopóki jest jeszcze młodą, nie do końca zgorzkniałą kobietą.
Pilnuj się, Donatko, by zbyt wygórowane wymagania wobec drugiej osoby nie wypaczyły Ci proporcjonalnej i sprawiedliwej oceny rzeczywistości.
Życzę Ci wiele miłości, bez żadnych wyimaginowanych zmartwień.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze