Łukasz czy Hubert... Którego wybrać?
CEGŁA • dawno temuPrzeżyłam historię jak z filmu, ale bez happy endu. Oszukuję teraz przynajmniej dwie osoby, w tym przede wszystkim siebie. Doszło do tego, że nie mam już ochoty na spotkania z moim obecnym chłopakiem, chociaż nic złego mi nie zrobił. O mojej platonicznej miłości z baru staram się nie myśleć, ale to „niemyślenie” wcale mi nie wychodzi. Co robić?! Kogo wybrać?
Droga Cegło!
Przeżyłam historię jak z filmu, ale bez happy endu. Oszukuję teraz przynajmniej dwie osoby, w tym przede wszystkim siebie.
Pod koniec zeszłego roku poznałam Huberta. Zły był to dla mnie czas, odchodziła moja ukochana babcia, nie było ratunku, a ja nie umiałam sobie z tym poradzić. Jednego dnia zasiedziałam się w szpitalu do 22.00, a wyszłam tak zdołowana, że wstąpiłam na drinka do dosyć obskurnego pubu. Piłam piwo za piwem, ale to nic nie pomagało. Dwa stołki dalej siedział samotny facet i też jakieś smutki zalewał, to był właśnie Hubert. Poprosił mnie o ogień i z punktu zaczęliśmy rozmawiać jak dobrzy znajomi, choć był starszy ode mnie kilkanaście lat. Rozmowa z nim była fascynująca, żadne nie mówiło o tym, co nas gnębi, tylko tak filozofowaliśmy…
To był dziwny wieczór, zakończyliśmy go spacerem nad Wisłą o 4:00 rano, zimno pomogło nam wytrzeźwieć. Umówiliśmy się na niedzielę – był piątek. Spotkaliśmy się jeszcze tylko dwa razy. Drugie spotkanie było ostrożnym odkrywaniem siebie, ale nie do końca. Pamiętam tylko, że Hubert w prostych i mądrych słowach bardzo mi pomógł „ustawić” się właściwie do nieuchronności tego, co miało nastąpić z babcią – pierwszy człowiek, właściwie obcy, który nie snuł banałów w rodzaju: pozostaje jeszcze modlitwa. Na trzeciej randce Hubert był jak w transie, wyrzucił z siebie wszystko. Powiedział, że w tym momencie nie nadaje się do stworzenia relacji. Był po rozwodzie, w środku burzliwej sprawy o alimenty, bez mieszkania, bez pracy, z kilkoma kredytami, które przestał spłacać i czuł na plecach oddech komornika. Przyjaciele się „dyskretnie” usunęli, jak to bywa w takich razach. Mógł liczyć tylko na siebie, a nie wiedział, od czego zacząć. Biła z niego rozpacz.
Jako dwudziestoparolatka niewiele potrafiłam pomóc, doradzić. Ten człowiek doświadczył już prawie wszystkiego, ja dopiero po raz pierwszy w życiu zaczynałam się oswajać ze śmiercią bliskiej osoby. Wiedziałam tylko, że czuję z nim wielką więź, chciałabym być z nim i mu pomóc samą obecnością.
Hubert odrzucił mnie wtedy, nie zgodził się. Powiedział, że jest wrakiem i byłabym tylko uczestniczką jego walki o przetrwanie, ponosiłabym tego konsekwencje, a niby z jakiej racji. To by mnie zniszczyło, i nas, to, co się między nami zaczęło, również. Był nieugięty i musiałam ulec.
Umówiliśmy się jak na filmie. Hubert dawał sobie wtedy pół roku na okrzepnięcie, podniesienie się do pionu. Pamiętam jak dziś: mieliśmy się spotkać 27 kwietnia, w tym samym pubie, co pierwszy raz. Wymieniliśmy też telefony, ale Hubert uprzedził, że nie będzie dzwonić i mnie prosi o to samo. To były naprawdę twarde warunki, ale wytrzymałam. W lutym umarła babcia i nawet wtedy nie zadzwoniłam, chociaż bardzo rozmowa z nim była mi potrzebna. Ale byłam jak w transie, przez cały ten okres oczekiwania czułam, jakby nasze ostatnie spotkanie odbyło się wczoraj.
A na umówioną randkę Hubert po prostu nie przyszedł. Czekałam 4 godziny, bo jakoś mi się to najpierw wydawało nieprawdopodobne, wierzyłam, że coś nas autentycznie łączy. Wreszcie zadzwoniłam – nie odebrał, nie można się było nagrać. Z esemesa zrezygnowałam, pomyślałam, że to żałosne. Zmienił zdanie i już. Nie tragizowałam, aż sama się dziwię, pół roku to kawał czasu, temperatura uczuć musiała opaść.
Czasami w życiu coś przed nami wyskakuje jak królik z kapelusza, akurat gdy jest potrzebne. Ja tak miałam podczas majowego weekendu. Pojechałam do siostry nad Narew, do pięknej chaty, gdzie od wiosny do jesieni przewija się barwny tłum jej znajomych. Tydzień beztroski zrobił swoje, zbliżyłam się z Łukaszem, fajnym chłopakiem w moim wieku, jeszcze studentem. To miało diametralnie inny przebieg niż krótka, platoniczna znajomość z Hubertem. Grillowanie, łowienie ryb, łażenie po lasach, dużo rozmów i nie tylko… Do Warszawy wróciliśmy z Łukaszem już jako para, spotykamy się prawie codziennie. Albo się zadurzyłam, albo miałam dość samotności.
W zeszłym tygodniu wieczorem zadzwonił do mnie Hubert! Akurat byłam z Łukaszem na nocnym rajdzie po Kampinosie. Bagatela, 3 tygodnie spóźnienia… Tłumaczył, przepraszał, błagał. Popełniłam chyba błąd, bo spotkałam się z nim w sobotę osobiście i – wszystko odżyło! Łukasz wydał mi się w tym wszystkim jakimś okrutnym, dziecinnym żartem, okropną pomyłką.
Nie pokazałam jednak nic po sobie, kiedy Hubert zwierzał się ze swoich osiągnięć, czułam urazę, udawałam znudzoną, ale serce biło mi jak wściekłe. Powiedziałam mu, że mam chłopaka, ale skłamałam, że byłam z nim już wtedy, gdy mieliśmy się spotkać, i że zamierzałam mu o tym powiedzieć. Prosił, żebym się jeszcze zastanowiła, dała nam szansę choćby na przyjaźń na początek. Obiecałam, że tak zrobię, pomyślę i wtedy zadzwonię.
Głupstwo za głupstwem, prawda? Nie mam w ogóle ochoty na spotkania z Łukaszem, unikam go od 5 dni, chociaż przecież nic złego mi nie zrobił. O Hubercie staram się nie myśleć, poza tym mam do niego żal, ale to „niemyślenie” wcale mi nie wychodzi. Co robić?!
Zewa
***
Droga Zewo!
Przyznaję, opowieść to bajkowa i romantyczna, o honorowym rycerzu, który chciał najpierw zmazać swe winy, nim zwiąże się z wybranką serca. Nie kpię i wierzę, więcej, wiem, że takie rzeczy się zdarzają. Poza tym, lepszy moim zdaniem facet, który ma za dużo kłopotów i wykłada karty na stół, niż taki, który kłamie, że nie ma żadnych…
W całym postępowaniu, w metodycznym planie Huberta jest dla mnie coś ujmującego. Mężczyźni z reguły okazują słabość po to, aby uzyskać jakąś korzyść – aby ktoś się nad nimi zlitował i zaopiekował, a najlepiej wyręczył w rozwiązaniu problemów. Nazywamy to najdelikatniej niedojrzałością, dlatego większość panów swoje kłopoty zataja lub spycha w podświadomość. W naszej kulturze nadal bezradność bardziej przystoi kobiecie.
Hubert zapewne marzył o tym, by stanąć przed Tobą silny, czysty i odrodzony, otworzyć nową kartę w życiu. Niestety, popełnił fatalny błąd i zburzył tę misterną budowlę, nie stawiając się na spotkanie. Powinien był zadzwonić – nawet wcześniej – i powiedzieć, co się dzieje. Może nie wyczuł, nie docenił, jak poważnie go potraktowałaś, nie wyobrażał sobie, że liczysz dni do spotkania. Tego braku sygnału rzeczywiście nic nie usprawiedliwia. Hubert nie ma ruchu. Pozostaje deklaracja, że nadal jest zainteresowany. Decyzja w Twoich rękach, bo to on nawalił. Wiem, że to niesprawiedliwe, ale taki jest świat.
Domyślam się, że masz z powodu Łukasza wielokierunkowe wyrzuty sumienia. Teraz Ci się wydaje, że „zdradziłaś” Huberta lub że stało się to zbyt szybko. Że związałaś się z Łukaszem, nie będąc pewną swoich uczuć. Odrzuca Cię myśl o konfrontacji z nim, bo myślisz, że go oszukujesz i oszukiwałaś od początku, był tylko lekarstwem na złamane serce. Przestań się zadręczać, bo to tylko dalsze brnięcie w grząski grunt.
Nie mogę Ci powiedzieć, czy zakochałaś się w Łukaszu naprawdę czy na niby. Tylko Ty to wiesz. Czy rzeczywiście jesteś tak chwiejna emocjonalnie, że nie potrafisz sama ze sobą tego rozstrzygnąć? A może należysz do nieuleczalnych romantyczek i poznanie Łukasza nie wytrzymuje porównania z historią z Hubertem, pełną smutków, przeszkód i wybojów?
Jedno jest dla mnie oczywiste: nie powinnaś przyjmować wspaniałomyślnej oferty Huberta i ciągnąć równolegle obu znajomości, aż się zdecydujesz, kogo wolisz. To faktycznie byłoby nieuczciwe, nawet gdyby spotkania z Hubertem pozostawały platoniczne. Jeśli Hubert jest Ci bliższy i pomimo zawodu potrafisz zaryzykować z nim – najpierw oczyść pole i powiedz prawdę Łukaszowi. Wasza znajomość mimo wszystko ma zaledwie parę tygodni i jeśli trzeba ją skończyć, to jak najszybciej. A zanim to zrobisz, przemyśl jeszcze pięć razy ostatnie spotkanie z Hubertem. Czy nadal jesteś nim oczarowana tak jak pół roku temu, mimo że już nie jest w dołku i wyszedł na prostą?
Nadal pozostaje ryzyko, że zostaniesz „z niczym”. To cena szukania szczęścia z otwartą przyłbicą. Za mało znasz obu, by już dziś wiedzieć, z którym będzie Ci bardziej po drodze. Ale cóż – gdy się człowiek znajdzie na rozstajach, nie może pójść jednocześnie w lewo i w prawo. Musi czemuś zaufać. Intuicji, rozsądkowi, twardym faktom?
Kciuki trzymam za Twój niełatwy wybór.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze