Jak żyć nie okłamując siebie
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuOkłamujemy innych. Bardzo często. Inaczej się nie da. Podziękowaniem za szczerość jest samotność. Ludzie odwracają się od tych, którzy mówią im prawdę. Ale najczęściej, najintensywniej okłamujemy samych siebie. Nikomu tak nie nałgałem jak Łukaszowi Orbitowskiemu. Kłamstwo jest przyjemne. Zsyła spokój i dobry sen.
Okłamujemy innych. Bardzo często. Inaczej się nie da. Podziękowaniem za szczerość jest samotność. Ludzie odwracają się od tych, którzy mówią im prawdę. Ale najczęściej, najintensywniej okłamujemy samych siebie. Nikomu tak nie nałgałem jak Łukaszowi Orbitowskiemu. Kłamstwo jest przyjemne. Zsyła spokój i dobry sen.
Mam trzy przykłady, wszystkie prawdziwe. Prawdziwych ludzi ukryję pod pseudonimami, dla ich własnego dobra.
Pierwszego z nich nazwijmy Ojcem. Wraz z żoną – dobrą i chłodną – wychowywał synka. Chłopiec jest już prawie dorosły i boleśnie boryka się z życiem.
Nasz Ojciec w dzieciństwie doświadczył ciężkiej ręki i przysiągł, że nigdy nie uderzy własnego syna. Dotrzymał słowa. Musiał jednak jakoś karać swoje dziecko, dając przy tym ujście własnej frustracji. Zamykał chłopca w ciemnym pokoju. Zabierał mu zabawki. Za każdą psotę karał podwójnie i poczwórnie (obcięcie kieszonkowego, szlaban, zabranie komputera i nieustanne prawienie mądrości), nade wszystko zaś wrzeszczał. Jego ryk niósł się po całym osiedlu, aż szyby się trzęsły. W tym wrzasku na przerażone dziecko powtarzały się słowa: „ciesz się, że nie jestem jak mój ojciec! On by ci dopiero pokazał!”.
Ojciec utożsamił przemoc z biciem. Bicia uniknął, przemocy jednak nie. Trwał w samozadowoleniu i uważał, że naprawił wszystkie błędy swojego tatusia. Wychował własnego syna w zdrowiej atmosferze, gdyż nigdy nie podniósł na niego ręki.
Drugiego mężczyznę zapamiętałem jako Męża. Był nawróconym dziwkarzem, który postanowił znaleźć wytchnienie u boku kochanej kobiety. Znam ją, rzeczywiście jest wspaniała. Dla takiej warto zapomnieć o reszcie świata. Więc, Mąż postanowił zapomnieć i trenował się w wierności. Powiedział sobie: będę wierny.
Nigdy nie poszedł do łóżka z inną kobietą. Choć pracował w podróży, ani razu nie zabrał dziwki do hotelu. Nieustannie flirtował na czatach. Codziennie kasował historię w swoim komputerze. Jego kolekcja porno niemal rozsadziła dysk twardy. Mąż trzepał się przed komputerem, jakby jego życie od tego zależało.
Umawiał się z kobietami tylko po to, żeby utrzymać w sobie przekonanie o własnej atrakcyjności. Chciał po prostu wiedzieć, że wciąż się podoba. Uwodził, rozkochiwał w sobie przez wieczór, a potem wzywał dwie taksówki. Pewnego razu palnął mi nawet przecudną przemowę o tym, że wierność nie rozciąga się na seks oralny. Był najmniej wiernym z wiernych. Lub najporządniejszym cudzołożnikiem.
Wreszcie, przykład trzeci. Nazwijmy go Pijaczyną. Nasz miłośnik butelczyny miał wysoce poukładane życie – jedną żonę, dwie prace, troje dzieci i cztery kredyty. Najbardziej zaś miłował alkohol. Pewnego dnia orzekł mi, że jest świadom tego niebezpieczeństwa i odstawia butelkę. Będzie pił tylko troszeczkę, z umiarem, raz w tygodniu.
Tydzień zaczynał się w czwartek, kończył w poniedziałkowy poranek, wraz z kacem gigantem. Przebieżkę do środy nasz milusiński ogarniał wlewając w siebie skromne cztery piwka co wieczór. Przez cały czas utrzymywał, że jest trzeźwy. Wcale nie pije. Najpiękniej przekonywał, chwiejąc się przy barze, z kieliszkiem w jednej i kiepem w drugiej dłoni.
Co się z nimi stało? Ojciec z trudem odbudowuje kontakt z synem. Nie może zrozumieć, dlaczego się między nimi tak spieprzyło. Mąż tkwi w separacji. Niedługo wykona skok w bok. I tylko Pijak ustabilizował swoje życie. Nie użyna się już w trupa. Pracuje, spłaca. Pomaga żonie. Bawi się z dziećmi. Dzień w dzień wypija cztery piwa.
Brzmi to dość przerażająco, prawda? I powinno. Ale prawda o sobie rzeczywiście przeraża. Wyobraźcie sobie, że widzicie siebie takimi, jakimi jesteście. Każda z was. Albo lepiej tego nie róbcie. Samo wyobrażenie może pozbawić was rozumu.
Nie ma recepty na życie w prawdzie o samym sobie. Ale istnieje parę rad, jak okłamywać się nieco mniej.
Mój Pijak czuł, że coś jest z nim nie w porządku. Nawet nie wiedział co, ale przyszedł z tym do mnie. Poradziłem mu, aby przez miesiąc, dzień w dzień zapisywał, ile wypił. Uczciwie, bez dodawania i odejmowania. Jak spije się tak, że ołówka nie utrzyma – spiszę za niego. Tak zrobił.
Po miesiącu zerknął na listę. I załamał się dokumentnie. Zwłaszcza, jak dowiedział się, ile pieniędzy przehulał. Następnie, wprowadził do swojego życia zmianę, o której wspominam wyżej. Czy jest szczęśliwszy? Chyba tak. Przynajmniej przyznał się do czegoś przed samym sobą.
Z Ojcem i Mężem nie poszło tak łatwo. Ale wierzę, że gdyby pierwszy wyliczył wszystkie swoje wrzaski na potomka, drugi zsumował liczbę lasek, z którymi flirtował przez ostatni rok – dotarłoby do nich to i owo.
Nie znam innej metody poza tą, poza kartką i papierem. Z jakichś przyczyn uważam, że notatnik w telefonie ani plik tekstowy do tego się nie nadają. Zapewne dlatego, że ręcznie stawiamy słowa ostrożniej, z większym namysłem. To wspomnienie z czasów szkolnych.
Naprawdę, warto czasem siąść z kartką i długopisem. Spiszmy to, czego chcemy od życia i co ostatnio zrobiliśmy. Rzeczy dobre i złe. Najprościej jak się da, bez żadnych ozdobników. Niech to wygląda jak lista zakupów do zrobienia. A potem przyjrzyjmy się tej karteczce, na spokojnie. Nic miłego. Ale warto.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze