Pobierzmy się w maju!
DOROTA ROSŁOŃSKA • dawno temuBiała beza, błękitna podwiązka i bukiet wielkości dorodnej dyni. Miesiąc z literką „r” a na weselu suto zakrapiane stoły z rosołem, flakami i schabowym na czele, kapela disco, oczepiny o dwunastej i żenujące konkursy dla rodziny. Takiego scenariusza wesela nikt już prawie nie chce. Więc jak teraz bawią się weselnicy?
W ten jeden dzień chcemy zrealizować wszystkie marzenia. Ma być pięknie i słonecznie, a najlepiej z tęczą. Zdarza się, że niektórzy gotowi są rzucić studia, by skupić się wyłącznie na wielomiesięcznej organizacji ślubnej uroczystości.
Pomysłów nie powinno zabraknąć, ale jak informują organizatorzy przyjęć weselnych, najczęściej przychodzą do nich pary, które absolutnie nie wiedzą, jak chcą spędzić ten wyjątkowy dzień.
— Mam też wielu klientów, którzy pracując poza granicami Polski, w Irlandii bądź Londynie, nie mogą zorganizować wesela w kraju samodzielnie – mówi Karolina Wojnicz z Agencji Wyjątkowe Wesele (www.wyjatkowewesele.com.pl) — Wtedy moja firma organizuje wszystko od A do Z konsultując się z klientami wyłącznie mailami. Para młoda przybywa do Polski na tydzień przed ślubem, by dopiąć wszystko na ostatni guzik.
A jakie obecnie panują trendy ślubne? Przede wszystkim modny jest miesiąc maj, który na przekór pozbawiony jest gwarantującej szczęście w małżeństwie literki „r”. Jak widać obecne pokolenie nowożeńców nie należy do przesądnych. Maj rzeczywiście bywa piękny, a przed nową parą jeszcze całe wakacje, by spędzić je miodowo w jakimś zakątku Polski czy świata.
Co ważne skończyliśmy z przesadą. Ostatnio w modzie są obiady weselne na średnio 40–60 osób.
— Trwają one około czterech, pięć godzin – mówi Karolina Wojnicz — W trakcie uroczystości przygrywa kwartet smyczkowy. Liczba gości ograniczona jest wtedy do najbliższej rodziny i sprawdzonych przyjaciół. Klimat jest elegancki, a jednocześnie kameralny.
Jeśli zastanawiamy się jak modnie zorganizować ślub, odpowiedź jest jedna: w ogrodzie pod białym namiotem. Pod nim znajdują się zarówno miejsca do posiłków, jak i sala taneczna, nie zapominając o ostatnio także modnych drink barach.
— Taki namiot jest bardzo wdzięczny przy dekorowaniu. W przeciwieństwie do wynajmowanych sal namiot nie narzuca wystroju, więc można w środku zrobić praktycznie wszystko – mówi Karolina Wojnicz — Pamiętam wesele, gdzie pod namiotem na podłodze była trawa. Przez środek stołów też przechodził pas świeżej zielonej trawy. Połączyliśmy ją z bielą dywanów i obrusów. Efekt był znakomity.
Odchodzi się też od ciężkich stołów, przy których zasiada rodzina i zaczyna wesele od rosołu. Teraz alkohol pije się w drink barach i nie jest to weselna gorzka żołądkowa, ale szlachetne wina. Oprócz jednego stołu dominują stoły tematyczne: serowy, rybny, słodki, owocowy.
Młodzi stawiają teraz na prostą elegancję. Śluby tematyczne, jak na przykład góralskie czy hiszpańskie modne były trzy lata temu. Teraz trącą myszką. Jeśli mimo wszystko chcemy zrobić wesele hiszpańskie, warto podkreślić południowy charakter serwowanymi w tym dniu daniami czy dekoracją. Jednak stroje nowożeńców niezmiennie pozostają klasyczne.
— Tylko raz zdarzyło mi się, że nowożeńcy ubrani byli na czarno, a goście na biało – wspomina Wojnicz.
O północy rzadko mają miejsce tradycyjne oczepiny. Co prawda jest rzucanie welonem i krawatem. Ale zamiast konkursów dla weselników proponowany jest profesjonalny pokaz pirotechniczny, albo wyjątkowo romantyczne puszczanie lampionów.
— Po albo przed degustacją tortu weselnicy wychodzą na świeże powietrze. Każdy trzyma w rękach lampion i na umówiony znak puszcza go w gwieździstą noc. Efekt jest zawsze niezapomniany – mówi Karolina Wojnicz.
Jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach i to w tej dziedzinie można spotkać najbardziej oryginalne pomysły jak na przykład obrączki z odciśniętymi liniami papilarnymi nowożeńców lub ich dziecka (jeśli takie już jest). Z kolei zamiast tradycyjnego papierowego zaproszenia można stworzyć zaproszenia owinięte wokół szyjki eleganckiej butelki z nalewką. W modzie są też ostatnio prezenty dla… gości. To drobne przedmioty jak gipsowe aniołki, kolorowe koraliki czy małe flakoniki perfum (wszystko zależy od funduszy), przy których dołączone są podziękowania za przybycie na uroczystość.
Jeśli nie czujemy się związani z Polską ani z liczną rodziną, warto zorganizować ślub za granicą. Najczęściej w grę wchodzi jedynie ślub cywilny, ale kościelny też jest możliwy.
— Zorganizowaliśmy ślub kościelny w małym miasteczku w Prowansji. Jeden hotelik, jeden kościółek wśród lawendy i dwie restauracje – mówi Julia z Warszawy — Był tam nawet polski ksiądz, do którego kontakt zyskałam przez znajomego fotografa. Tydzień wcześniej mieliśmy ślub cywilny w Polsce, na który zaprosiliśmy wszystkich znajomych. Do Francji pojechali z nami jedynie rodzice i rodzeństwo w roli świadków.
Gdy Julia organizowała swój ślub, przed nią w urzędzie składała dokumenty para, która postanowiła wziąć ślub na plaży na Hawajach. Są też bardziej filmowe scenariusze, jak ślub Marii i Norberta z Gdańska.
— Polecieliśmy do rodziny Norberta do Stanów. Norbert mówił coś o ślubie w Las Vegas, ale nie do końca mu wierzyłam. Ale stało się. Mamy certyfikat ślubu z Las Vegas, który podkreślam jest ważny w Polsce. Moje znajome kserują go sobie, by pokazać koleżankom jako ciekawostkę. Oprócz zdjęć z uroczystości zostały nam kieliszki, z których piliśmy szampana po nałożeniu obrączek. Są kiczowate, ale stoją w naszym mieszkaniu na honorowym miejscu.
Jeśli jednak nie chcemy rezygnować z polskiego wesela, ale mimo wszystko ciągnie nas gdzieś dalej, można zainspirować się Jagną i Wojtkiem z Warszawy. O drugiej w nocy zostawili weselników i w strojach ślubnych odlecieli samolotem na Cypr. W samolocie dzięki białej sukni Jagny traktowani byli wyjątkowo. Przywitał się z nimi sam kapitan samolotu.
Osobną, ale jakże ważną historią jest ślubny fotograf. W końcu tylko na kliszy pozostanie dowód tego wyjątkowego dnia. Warto zatem wybrać najlepszego, ale uwaga! Ci najlepsi mają zapełniony kalendarz z rocznym wyprzedzeniem. Do nich zalicza się Julia Molner (www.juliamolner.com). Zgłaszają się do niej młodzi, którzy naprawdę nie zważają na konwenanse, bowiem Julia wkłada nowożeńców do czynnej fontanny, a zamiast pantofelków na nogi zakłada pannie młodej trampki.
— Raz udało mi się nakłonić nowożeńców, by do kościoła pojechali metrem. Wszyscy byli zachwyceni, łącznie z pasażerami – wspomina Julia.
Jej wizytówką jest blog www.wstronesloncablog.pl, na którym pokazuje swoje ślubne sesje. Są tam pary pozujące na rowerze, w zbożu o piątej rano, by złapać wschód słońca, w ruchliwej kawiarni czy w mrocznej Fabryce Trzciny na warszawskiej Pradze. Te ostatnie zdjęcia wyglądają jak z… prosektorium, bowiem panna młoda leży nieruchomo na wielkim stole w pomieszczeniu o obdrapanych ścianach.
Już niedługo zwariowana fotografka wyjeżdża z jedną parą w Tatry.
— Uwielbiają wspinaczkę, więc zrobimy sesję na szczytach – mówi z zapałem Julia Molner.
Zdjęcia z sesji ślubnych: Julia Molner
Zdjęcia z przygotowań do przyjęcia weselnego: Karolina Wojnicz
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze