Do pubu i z pubu
URSZULA • dawno temuCo tydzień gorycz wywołana przez nasze małe sprawy szuka ujścia w zwierzeniach. Wtedy z chłopakiem i przyjaciółkami trafiamy do pubu.
14.XII.2002
Wczorajszy dzień zaczął się uroczo. W skrzynce na listy znalazłam zawiadomienie, że na poczcie czeka na mnie do odebrania list polecony z sądu.
I jak tu nie wierzyć w przesądy, że piątki trzynastego są szczególnie pechowe.
Najgorsze jest to, że nie mam zupełnie pojęcia za jakie przewinienie Wymiar Sprawiedliwości postanowił mnie ukarać. W związku z moją daleko posuniętą manią prześladowczą, przed snem wyświetlały mi się w głowie rozmaite scenariusze, tak że długo nie mogłam zasnąć.
Niektóre ponure, bez zakończenia, bez wątpienia inspirowane twórczością Kafki, o procesie, który jest w wiecznym zawieszeniu, o zarzutach, które nigdy mi nie zostaną postawione, o życiu spędzonym w poczekalniach (kto był w sądzie na ul.Solidarności w Warszawie, ten może nie zrozumieć, dlaczego na języku polskim w liceum uczy się młodzież, że proza Kafki jest oniryczna) i w poczuciu słusznej krzywdy, że pomyłka machiny biurokratycznej odebrała mi radość życia.
Inne wręcz przeciwnie, z happy endem i dreszczykiem w tzw. międzyczasie, rozgrywające się według sprawdzonych reguł hollywoodzkich filmów społeczno-obyczajowych klasy B; o tym jak aresztowano mnie na podstawie fałszywych poszlak za zbrodnię w rodzaju zamordowanie koleżanki, która miała lepsze oceny, fajniejsze ciuchy i chłopaka, w którym ja się podkochiwałam, ja niewinna, sędzia alkoholik, który skrywa jakąś traumatyczną tajemnicę się na mnie uwziął, potem się okazuje, że jego jedyną i uwielbianą córkę (koniecznie z blond kucykiem) też ktoś zabił i nie wiadomo do tej pory kto, tak więc z zacięciem godnym lepszej sprawy tępi taki element jak ja. Jest i młody, narwany i silnie przywiązany do wyznawanych przez siebie wartości adwokat, którego jestem pierwszą poważną sprawą, ale trudności, jakie mu robi policja podważają jego wiarę w ideały. Wszystko kończy się szczęśliwie, bo adwokat nie tylko, że oczyszcza mnie z zarzutów, to jeszcze wskazuje właściwego sprawcę zabójstwa mojej szkolnej koleżanki oraz, co wychodzi już podczas kolejnego procesu, w jednej osobie zabójcę córki sędziego. Sędzia po moim uniewinnieniu doświadcza katharsis i zapisuje się do klubu anonimowych alkoholików, a mój adwokat zostaje partnerem w największej spółce prawniczej w Los Angeles.
Obudziłam się z przeczuciem graniczącym z pewnością, że nie zapłaciłam kary za jazdę bez biletu. Chyba przyszedł taki moment, kiedy dalsze ignorowanie grzywny nic mi nie pomoże.
Martwi mnie to, że mój umysł skoncentrowany na czymś innym niż okres ważności biletu, naraża mnie stale na duże koszty. Przypomnę tylko moje ostatnie spotkanie z panem kanarem, który z grobową powagą oświadczył mi, że termin ważności mojego kwartalnego biletu upłynął 12 minut temu.
15.XII.2002
W niedziele rytualnie już chadzam do pubu z moim chłopakiem — Kamilem i przyjaciółkami na piwo, albo "setkę". Nic strasznego nam się nie przydarza, wiedziemy sobie beztroskie życie studenckie (z czego naprawdę zdam sobie sprawę dopiero po studiach, z jednym dzieckiem przy piersi, a drugim uwieszonym za spódnicę, wylewająca łzy do przecieru z marchewki, bo w czasie urlopu macierzyńskiego, kierownik działu oddelegował moje zadania innym i okazało się, że świetnie radzą sobie beze mnie), ale co tydzień gorycz wywołana przez nasze małe sprawy potrzebuje ujścia. Tym kanałem, przez który wylewa się żółć, a na jej miejsce wpływa błogość, zadowolenie i radość z obcowania z przyjaciółmi "do rany przyłóż" jest instytucja wyżalania się w pubie.
Puby to szczególnie dobre miejsce dla samotnych i osamotnionych, gdyż tam mogą oni uzewnętrznić się pierwszej osobie "z brzegu" lub, oczywiście, barmanowi. My wczorajszej nocy byliśmy świadkami idealnego odwrócenia tego zwyczajowego kierunku przepływu zwierzeń. Siedząc przy barze szybko się zorientowaliśmy, że barmana, skądinąd bardzo sympatycznie wyglądającego faceta, coś drąży. Pociągał sobie raz po raz z firmowej flaszki w samotności, aż w końcu zbliżył się do nas nieśmiało. Zagaił luźną pogawędkę, która okazała się być z jego strony taktycznym zabiegiem przygotowującym nas na wysłuchanie jego zwierzeń. Szczegółowo opisywał nam istotę swojego problemu, który każdy postronny człowiek streszcza bezlitośnie w jednym zdaniu pomijając, esencjonalne dla samego zainteresowanego, szczegóły: kochał się bez wzajemności w jakiejś w jego mniemaniu boskiej istocie płci przeciwnej.
Staraliśmy się słuchać ze zrozumieniem, zwłaszcza, że ów sympatyczny mężczyzna w rewanżu za naszą empatyczną postawę postawił nam kolejkę piwa gratis. Barman, w miarę jak zagłębiał się w szczegóły doznanego zawodu miłosnego, pociągał coraz to tęższe łyki z flaszki, aż w pewnym momencie strasznie się rozsierdził. Jego rozgoryczenie znalazło wyraz w tym, że włączył nagle na cały regulator muzykę, która być może korespondowała z targającymi nim emocjami, ale na pewno nie z atmosferą przytulnego pubu o 3 nad ranem. Po czym polało się więcej piwa i kiedy rozszalały barman nalał nam po trzecim kuflu, kiedy jeszcze pierwszej kolejki nie dokończyliśmy, a druga stała zupełnie nietknięta, uznaliśmy za wskazane pójść w ślady pozostałych gości pubu i dyskretnie się ulotnić z miejsca zdarzenia. Tak sobie pomyślałam, że praca barmana, abstrahując od tej sytuacji, nie należy do lekkich. Bo dokąd on może uciec przed nadmiernie wylewnymi klientami?!?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze