Ateiści są czyści
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWierzysz w Amona Ra, w Zeusa, Atenę, Dadźboga Swarożyca? Ja też nie wierzę, do tego posunęłam się o jednego boga dalej. Jak ateistami zostali Michał, Kasia i Milena i jakie skutki pociągnęła za sobą rezygnacja z religii. Jak to jest być ateistą w kraju, gdzie ponad dziewięćdziesiąt procent ludzi to zdeklarowani katolicy?
Jak ateistami zostali Michał, Kasia i Milena i jakie skutki pociągnęła za sobą rezygnacja z religii… Jak to jest być ateistą w kraju, gdzie ponad dziewięćdziesiąt procent ludzi to zdeklarowani katolicy?
Michał (34 lata, informatyk z Tomaszowa):
— Sam nie wiem, kiedy mi się tak porobiło. Któregoś dnia poczułem, że to czego uczono mnie na religii, w kościele i w ogóle wszędzie, wcale nie trzyma się kupy. Kiedyś usłyszałem, że dogmat o niepokalanym poczęciu Najświętszej Marii Panny ma dopiero 150 lat. Sto pięćdziesiąt lat, czujesz? Wtedy pojąłem, że cały ten Kościół razem z Bogiem został wymyślony po to, żeby manipulować ludźmi.
I zaczęła się jazda. Całe szczęście, że byłem już dużym chłopcem i nikt nie mógł mi niczego narzucać siłą. Matka z ojcem krzyczeli na mnie co niedziela rano, kiedy odmawiałem pójścia do kościoła. Mówili, że szatan mnie opętał. Czysta paranoja. Do dziś zresztą wierzą, że mnie opętało. Nie mieści się im w głowie, że można mieć po prostu inne zdanie — swoje zdanie, że można spróbować pomyśleć samodzielnie, zastanowić się, ile w tym wszystkim co się do nas mówi, może być prawdy?
Czuję się czasem wyrzucony poza tak zwany nawias społeczeństwa. Włączam telewizor, a tam ciągle papież: co zrobił, gdzie powiedział, gdzie pojechał i kogo pobłogosławił, albo jakiś kardynał czy inny biskup święci tomograf, albo wojskowy kapelan błogosławi żołnierzy, którzy wyjeżdżają na wojnę, żeby zabijać bliźnich… Wszędzie Kościół, życie Kościoła, opinie wiernych i inne sprawy religijne, oczywiście religii jedynej w naszym kraju słusznej: katolickiej. Ci, którzy nie wierzą, nie istnieją. Telewizja jest skierowana wyłącznie do katolików.
Mam wrażenie, że każdego dnia oczy otwierają mi się coraz szerzej i widzę wiele spraw jaśniej, bez tego całego religijnego zamulenia. Ale nie mam o tym z kim pogadać. Wszyscy dookoła myślą, że mnie pogięło. Moje miejsce zamieszkania to małe miasteczko. Dlatego zmieniłem nazwę i nie przyznaję się skąd jestem. Chcę mieć spokój.
Kasia (29 lat, położna z Wrocławia):
— Moja historia jest nietypowa. Urodziłam się w rodzinie ateistów. Ojciec był w SB (bardzo się tego wstydzę, choć to przecież nie moja wina), nikt w naszym domu nie chodził do kościoła. Raz babcia próbowała opowiedzieć mi o Matce Boskiej i innych sprawach wiary, ale nakrył nas ojciec i zrobił babci straszliwą awanturę. Więcej nie próbowała, bała się syna. W ogóle wszyscy się go bali, mama i brat też.
Być może przez to wiara stała się dla mnie bardzo ważna. Kiedy miałam chyba sześć lat, zapragnęłam być taka jak inni, chodzić do kościoła, mieć śliczną, małą książeczkę do nabożeństwa, a w środku książeczki śliczne obrazki z aniołkami. I – przede wszystkim – zrobić coś przeciwko ojcu. Już wtedy nie potrafiłam się pogodzić z terrorem, jaki wprowadzał do naszego domu.
Dzięki drugiej babci zostałam ochrzczona i przyjęłam komunię – zrobiłyśmy to po kryjomu. Nowo odkryty Bóg dawał mi otuchę i pozwalał wierzyć w lepsze jutro. Modliłam się co wieczór, żeby Bóg zabrał tatusia i żebyśmy już więcej nie musieli przez niego cierpieć.
Kiedy miałam dziesięć lat, oboje rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wierzyłam, że ja do tego doprowadziłam modląc się o śmierć ojca. Znienawidziłam Boga za to, co mi zrobił. Ateistką zostałam z wyboru. Zrozumiałam, że to paradoks: Bóg, który jest dobry i kocha ludzi, nie może robić im czegoś takiego. Są więc dwie możliwości – albo nie jest wcale taki dobry, jak mówią, albo w ogóle go nie ma. Wybrałam drugą opcję.
Kiedy zaczęłam pracować na porodówce, jeszcze utwierdziłam się w przekonaniu, że Boga nie może być. Zrozumiałam, że wcześniej pragnęłam w niego uwierzyć, bo był mi bardzo potrzebny.
Gdybym wierzyła, moje życie byłoby znacznie łatwiejsze. Miałabym przekonanie, że ktoś się mną opiekuje, ktoś nade mną czuwa, a kiedy umrę, będzie jakiś ciąg dalszy. Teraz wiem, że jestem zlepkiem komórek, a po śmierci nie ma nic i jak sobie pościelę, tak się wyśpię. Cudów nie ma, niestety. Nie ma co liczyć na jakiś przyjazny, opiekuńczy palec boży.
Pod tym względem ateiści są czyści: sami biorą odpowiedzialność za swoje życie. Przynajmniej ja tak mam.
Milena (23 lata, studentka historii z Krakowa):
— Zaczęłam tracić wiarę, kiedy zagłębiłam się w historię. Jakoś w ogólniaku zrozumiałam, że nic nie jest do końca takie, jak mi się dotąd wydawało, że nie jest oczywiste i na pewno. Kiedy przyjrzałam się, w jaki sposób Biblia przetrwała do naszych czasów i zastanowiłam się, ile może być w niej przekłamań wynikających choćby z wątpliwego tłumaczenia, zaczęłam wątpić, a potem po prostu przestałam wierzyć.
Mama nie była zadowolona, kiedy jej o tym powiedziałam. Usiłowałam jej wyjaśnić, że wcale nie miałam takiego zamiaru, że to się stało samo. Opowiadałam jej o wojnach krzyżowych, a ona się denerwowała, że „jakichś bzdur mi ktoś nagadał”. Zrozumiałam, że w tej kwestii nigdy się nie dogadamy.
Naciskała przez jakiś czas, żebym chodziła do kościoła, do spowiedzi, do komunii, ale ja postanowiłam być nieugięta. Nie po to ludzkość od zarania dziejów walczy o wolność wyznania, żeby mnie własna matka zniewalała. Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale mi wcale nie jest do śmiechu, kiedy widzę, jak większość moich znajomych chodzi do kościoła wbrew sobie, bierze ślub kościelny dla ładnej sukienki i chrzci dzieci dla świętego spokoju. Takich jak ja jest znacznie więcej, ale się wszyscy ukrywamy – dla świętego spokoju, z powodu rodziców, sąsiadów i księdza proboszcza. Do tego spróbuj na imprezie pogadać o religii, to zaraz się znajdzie sto osób, które powiedzą, że nie będą z ateistami rozmawiać, albo uważają, że to temat wstydliwy, osobisty, przy czym nie mają oporów opowiadać o szczegółach swojego życia seksualnego.
Czasem, gdy ktoś mnie pyta, dlaczego jestem ateistką, odpowiadam pytaniem: a ty wierzysz w Amona Ra, w Zeusa, Atenę, Dadźboga Swarożyca? Rozmówcy odpowiadają oczywiście, że nie wierzą. To ja im na to: ja też nie, do tego posunęłam się o jednego boga dalej… Przyznaję, że tekst nie mój, tylko Richarda Dawkinsa, tego od Boga urojonego, ale działa, za każdym razem działa!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze