Jedynka - do borowania
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: co ma wisieć, nie utonie - czyli jeśli macie być razem, to warto poczekać, a jeśli nie jest Wam to pisane - to tym bardziej warto dać czas na podjęcie decyzji. Paradoksalnie, także sobie. Ale takie śliczne deklaracje powinny być obwarowane jasnymi i solidnymi gatunkowo warunkami.
Szanowna Pani,
Kilka miesięcy temu poznałam świetnego człowieka. Wiem, że nie może się uporać z przeszłością. Po rozstaniu z byłą (ona go rzuciła) przez 10 miesięcy próbował wiązać się z innymi kobietami, ale nigdy nie zbliżył się do żadnej z nich, bo zawsze przy bliższym kontakcie miał poczucie, że zdradza swoją byłą dziewczynę. Twierdzi, że bardzo mu na mnie zależy, dlatego nie chce mnie skrzywdzić jak tamtych. Zbliżyliśmy się do siebie, ale on chce zakończyć naszą znajomość, ponieważ dalej ma przed oczami swoje wspomnienia związane z tamtą kobietą. Powiedziałam mu, że będę czekać i dam mu czas, żeby wszystko sobie poukładał, ale nie wiem, czy dobrze robię.
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Kasia
***
Droga Kasiu,
Jeżeli chcesz czekać — proszę bardzo. Na dobry początek trzeba jednak się oddalić od tego szlachetnie wiernego jednej, nieobecnej już kobiecie, młodzieńca. Zważ, że to mu nie przeszkadza na mgnienie oka zbliżać się do innych kobiet i natychmiast wycofywać — wszystko podlane sosem wyrzutów sumienia i skrupułów, plus posypane szczyptą ślicznej hipokryzji: „Nie chcę cię skrzywdzić jak tamtych”. Strzelajmy, ilu z nich tak mówił — ja obstawiam wszystkie, od pierwszej do ostatniej. Trudno mi uwierzyć w dobre intencje człowieka, który zasłaniając się własnymi uczuciami, nie liczy się kompletnie z emocjami innych. To jakaś straszliwa nieodpowiedzialność! Jeżeli tak bardzo ubolewa nad rozpadem swego poprzedniego związku, to niech odda się żałobie, a nie szuka ukojenia w kolejnych ramionach (jeśli szuka tylko ukojenia, a nie na przykład odwetu na płci niewieściej).
Coś mi się ten Twój książę z bajki nie podoba. Wygląda mi na manipulanta. Znów powtórzę to, cotylekroć już pisałam: dopóki człowiek nie jest gotów na podjęcie odpowiedzialności za nową miłość, dopóty nie ma prawa zawracać innym głowy. Nieuczciwość nie popłaca, najgorsze jest jednak niestety to, że nie popłaca głównie osobie padającej ofiarą tej nieuczciwości.
Nie przeczę, że to wszystko może się dziać poza świadomością Twojego ukochanego. Być może nie ma on złych intencji, po prostu rozpaczliwie szuka ukojenia po doznanym zawodzie miłosnym. Jednak trzeba mu uświadomić, że nie ma prawa robić tego czyimkolwiek kosztem. Widzę duży dysonans między „nie chciałbym Cię skrzywdzić” a „musimy to zamknąć” po zbliżeniu. Ty też go widzisz, prawda? Stąd wątpliwości… Czy to nie jest czasem działanie w myśl słynnego „nie chcem, ale muszem”? Usypia Twoją czujność, deklarując dobre intencje, a potem, zaspokoiwszy swoje potrzeby (choćby tylko emocjonalne — zaczerpnął z Waszego kontaktu pełną garścią Twoją dla niego akceptację, czułość, wyrozumiałość — to też człowiekowi potrzebne), grzecznie się żegna, mając jakże szlachetne usprawiedliwienie, że wciąż tkwi sercem przy kimś innym.
Przypuszczam, że pod słowem „zbliżenie” nie kryją się kwestie czysto duchowe. Dlatego proponuję, aby Twoje „dawanie czasu” i „czekanie na niego” polegały na całkowitym odcięciu się od Waszych serdecznych kontaktów. Jeśli mu naprawdę zależy — zawalczy. Jeśli mu nie zależy — sprawy szybciej się wyjaśnią, niż spodziewałabyś się w najśmielszych snach. Już po tygodniu zyskasz jasność, czy w jakikolwiek sposób próbuje podtrzymać Wasz kontakt, czy też z ulgą odetchnął, że się wycofałaś z pola widzenia i nie zgłaszaszroszczeń.
Znam parę, której wystarczył miesiąc, by rozwiązał się dylemat młodego człowieka, czy jest gotów do związania się na dobre i na złe, czy też niekoniecznie. Najpierw się obraził, że ona śmiała stawiać warunki, a kilka tygodni potem poszedł po rozum do głowy i podjął decyzję. I tak spotykali się później jeszcze półtora roku, zanim się pobrali, ale przynajmniej już wiedział, że bardzo mu na tych spotkaniach i na tej dziewczynie zależy. Wcześniej głosił, że nie wie, czy ją jeszcze kocha. Potem zrozumiał, że to boli na tyle, iż osoba, której taki komentarz dotyczy, potrafi usunąć się z życia targanego wątpliwościami partnera.
Jestem zdania, że jeśli ma boleć — to niech boli wcześniej, ale za to krócej. Lepiej łatać małą dziurkę w zębie niż resekować zgniły korzeń. Chyba nie odmówisz mi racji? A jeśli ma się ułożyć po płatkach róż — to się ułoży, ale musisz postawić go wobec konieczności wyboru. Może zbyt dotąd uległe i współczujące były te kobiety wobec niego… Rozpuściły go, a Ty chyba nie zamierzasz jako cielę wiedzione na rzeź dołączyć do grona wymienianego jednymsłowem jako „tamte”?
Kaśka, poczucie godności do serca, głowa do góry, biust do przodu, a nogi za pas. Niech goni. Albo spada.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze