Słaba widoczność
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuW mojej ocenie nie ma takiej możliwości, aby udał się związek bez kompromisów. Dla mnie to niefortunne sformułowanie, coś jak „przestudzony wrzątek” albo „ostry kąt prosty”. Albo prosty, albo ostry – albo wrzątek, albo przestudzona gotowana woda. Związek bez kompromisów oznacza, że przynajmniej jeden partner nie chce wyjść naprzeciw potrzebom drugiego. Gdzie tu miejsce na udany związek?
Margolu,
A ja jestem, proszę Pani, na zakręcie… Mam 23 lata, do skończenia studiów został mi rok. Jestem dosyć ambitną osobą, zaradną. Mieszkam sama. Gdy miałam 17 lat,związałam się z moim przyjacielem z klasy. Bardzo się wsobie zakochaliśmy, ale to było za duże uczucie jak na naszegłupie serca w tym wieku. On rzucił mnie po ośmiu miesiącach. Nie widzieliśmy sięprzez dwa i pół roku, aż w końcu się spotkaliśmy i praktycznie od razuwróciliśmy do siebie (mimo że on był wtedy z naszą wspólnąkoleżanką). Związek był bardzo udany, pełen miłości, ale niepoświęceń i kompromisów. Mieszkaliśmy w innych miastach. Wydaje misię, że ja więcej mu dałam. On jest człowiekiem leniwym, skrajnie egoistycznym.Teraz chce wrócić, przeprasza, ale się nie narzuca. Mówi, że to byłnajwiększy błąd w jego życiu i że nie wie, co on sobie myślał,zrywając ze mną. Byliśmy razem dwa i pół roku. On tak po prostu z dnia nadzień mnie zostawił, sam mówił, że nie zna przyczyny, ale tak właśnieczuje, że lepiej nam będzie osobno. Trochę się kłóciliśmy, ale wgranicach normy. Czy rehabilitacja jest możliwa? Czy ludzie mogą sięzmienić? Czy mogę mu uwierzyć? Na razie odmówiłam, wszystkooczywiście przebiega z wielką kulturą i poszanowaniem drugiej osoby.Ale czy można i powinno się rezygnować z miłości? Warto próbować poraz trzeci? Wtedy byliśmy małolatami, ale teraz sytuacja jest poważna.Coś mu odbiło, rozstał się, ale szybko się rozmyślił, tylko czy za kilkalat nie odbije mu znowu? Zaznaczam, że dotychczasnikogo innego nie udało mi się pokochać.
Pozdrawiam,
Upadły aniołek
***
Drogi Upadły Aniołku,
Ustalmy jedno: na zakręcie nie sposób przewidzieć, co czeka na nas za nim… Przydaje się ograniczenie prędkości, zachowane ostrożności i zasada ograniczonego zaufania do pozostałych uczestników ruchu.
Znam i takie pary, które burzliwie zaczynały, z rozstaniami i wojnami, by znienacka wylądować w udanym małżeństwie, ze świadomością wspólnych celów oraz wzajemnych zalet i wad, i takie, które latami szły ręka w rękę, by nagle skręcić w dwie osobne drogi. Naprawdę bardzo trudno jest podjąć decyzję, której ostateczności możemy być pewni. Natomiast istnieje oczywiście wiele przesłanek, racjonalnych i emocjonalnych, które należy brać po uwagę. I te, które przychodzą mi do głowy, natychmiast przelewam na papier (yyy… na monitor?).
Pierwsza, dość zasadnicza sprawa: napisałaś, że związek był udany, pełen miłości, ale nie kompromisów.
Druga: lenistwo. Kochana, uważaj. Leniwy i egoistyczny partner dla ambitnej, zaradnej partnerki – ileż ja znam takich układów… A raczej znałam, bo żadna kobieta, która chce zachować dla siebie szacunek, nie wlecze już przez życie pasożyta. Mówię tu o przypadkach skrajnych, ale zalecam daleko idącą ostrożność. Ten mechanizm nie ulągł się w głowach psychologów, został przez nich sportretowany z natury…
To prawda, że trudno jest uwierzyć komuś, kto dwa razy zawiódł. Na zdrowy rozum – jeżeli niczego go to nie nauczyło, to dawanie kolejnej szansy jest zupełnie bezzasadne. Tylko jak stwierdzić, że go nauczyło bądź nie? Ot, zagwozdka. W tej sytuacji możesz się oprzeć jedynie na swojej wierze w niego lub jej braku. Jeśli nie wierzysz – odpowiedź jest prosta. Jeśli wierzysz – to zasadniczo też prosta, aczkolwiek obarczona dużym niepokojem, co też wyłoni się zza zakrętu. Jeśli stać Cię psychicznie na to, żeby przyjąć z równym spokojem każde rozwiązanie, podejmij to ryzyko. Z całą świadomością, że jest to ryzyko porażki, i wcale nie wiem, czy większe niż w przypadku nowej znajomości…
Zadałaś mi (a pewnie sobie) wiele pytań, na które oczekujesz odpowiedzi mających Ci pomóc w podjęciu decyzji. Sęk w tym, że nie na wszystkie odpowiedź możesz uzyskać z zewnątrz… Pytasz, czy człowiek może się zmienić. Ba, nie tylko może, ale musi! Wszystko nas zmienia: czas, doświadczenia, otoczenie… Zatem pytanie powinno być sformułowane inaczej: JAK się człowiek zmienia? A na tak postawione pytanie nie umiem udzielić Ci odpowiedzi. Podstawowym tropem jest, myślę, dojrzałość tego człowieka. Twoja, jego… Jakie umiecie (obydwoje, bo i Ty na nowo w ten związek weszłabyś już inna, niż byłaś kilka miesięcy temu, przed Waszym powtórnym rozstaniem) wysnuć wnioski z Waszej rozłąki. On może uznać, że musi zapracować na Wasz związek, na nowo go zbudować, dostrzec i docenić szansę, jaką dostaje – ale równie dobrze może uznać, że zawsze może do Ciebie wrócić i przyjmiesz go bez względu na to, jakie świństwo Ci zrobi po drodze. O takim właśnie ryzyku wspominam.
Musisz z nim otwarcie porozmawiać. Musi podać Ci prawdziwą przyczynę decyzji o rozstaniu. To mogło być poczucie zagrożonej wolności (ech, czasy…), świadomość zbyt głębokich różnic czy nawet inna kobieta. Wiele jest możliwych (a i całkiem fantastycznych) motywów, którymi musiał się kierować. Nie wierzę w przeczucie, że lepiej będzie osobno. Co w takim razie dokładnie oznacza to „lepiej”? Czego w tej osobności szukał? Bez rzetelnej, prawdziwej, choćby nawet bolesnej rozmowy nie będziesz miała szansy podjąć świadomej decyzji. Musi zdobyć się na odwagę odpowiedzi na to pytanie. Tobie – i sobie. Bez tej odpowiedzi niczego nie zbudujecie. Ta przyczyna zaburzy każdą konstrukcję, jaką uda Wam się wznieść. Czy poprzez ponowne pojawienie się (czemu można zapobiegać, będąc jej świadomym) – czy przez Twoją niewiedzę, która zamieni się w niepewność działań, nadmierną ostrożność, przerysowaną czujność. Zatruje Wam to codzienność.
I na koniec wieść optymistyczna: rehabilitacja jest możliwa. Pod kilkoma jednak warunkami. On musi zadbać o Twoje zaufanie, a Ty uwierzyć bezwzględnie w szczerość intencji. I nie możecie zaniedbać rozmowy i całego arsenału jej niezbędnych komponentów: kompromisów, szczerości, otwartości. Stawka w grze jest wysoka, a ryzyko wręcz hazardowe. Ale czasem warto!
Pozdrawiam,
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze