Warszafka
URSZULA • dawno temuTak mi się życie ułożyło, ze mieszkam w Warszafce. W mieście, które w czasie wojny zostało prawie całkowicie zburzone, a odbudowano je, mimo iż przecież stolicą państwa jest, w cokolwiek mało gustownym stylu: najpierw bezduszne blokowiska z wielkiej płyty plus okazyjnie jakiś socrealistyczny monument, potem nowoczesne kondominia i olbrzymie, szklane biurowce.
Krajobrazu dopełniają ludzie zamieszkujący to średniej urody miasto. Są to mianowicie pozbawione skrupułów, zasad moralnych, a zapewne i wyższych uczuć indywidua, które dla pieniędzy są w stanie zrobić wszystko. Właśnie z tych niskich pobudek opuszczają swoje rodzinne miasteczka oraz wsie i wikłają się w warszafskie życie: pięć dni w tygodniu ciężka praca w jednym ze szklanych biurowców, okraszona zapewne różnymi przekrętami, a w weekend szalona impreza w którymś z modnych, plastikowych klubów: alkohol, kokaina i nie wiadomo, co jeszcze, supermodne ciuchy i fryzury, szastanie pieniędzmi, rozbijanie się taksówkami, a wszystko okraszone pogardą dla Bogu ducha winnych bliźnich o niższym statusie majątkowym.
Słowo Warszafka zwykle wywołuje grymas trwogi na twarzach mieszkańców przeróżnych kurortów, na przykład babuleniek sprzedających oscypki na Krupówkach: ”Teraz Warszafka ma ferie, dopiero się będzie działo!” Nie muszę dodawać, że w innych miastach słowo to także sieje popłoch.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że są tacy warszawiacy, którzy studiują albo pracują dorywczo, czasem nie mają nawet na chleb, a co dopiero na czynsz, jeżdżą na rowerach, a zamiast do modnych klubów — do których pewnie i tak by ich nie wpuszczono — chodzą pić wino do parku i w ogóle są sympatyczni. Jak to się stało, ze nikt do tej pory nie zauważył ich istnienia? Już się nawet przyzwyczaiłam, że gdy ktoś pyta mnie skąd jestem, zawsze odpowiadam: „Z Warszawy, ale jestem miła.” Niektórzy moi znajomi mają jeszcze inny sposób: zamiast nazwy miasta, która wiadomo jak się kojarzy, wymieniają nazwę dzielnicy, w której mieszkają — na przykład Natolin, albo Powiśle. Zdarza się jednak, ze sława wyprzedza człowieka.
Tydzień temu wybierałam się w ważnej sprawie do Gdańska. Ponieważ nigdy dłużej tam nie byłam, zadzwoniłam do koleżanki, która stamtąd pochodzi, by poleciła mi jakieś tanie miejsce na nocleg. Koleżanka natychmiast stwierdziła, ze nie będę się po żadnych hotelach rozbijać, bo ona ma tam mnóstwo znajomych i zaraz zadzwoni do kogoś i poprosi, żeby mnie przenocował. Następnego dnia podała mi adres swojej koleżanki i powiedziała, że ona już wie, ze przyjeżdżam i żebym po prostu wieczorem tam poszła. W Gdańsku udałam się pod wskazany adres i zapukałam do drzwi. Otworzył mi jakiś chłopak. Gdy przedstawiłam się i powiedziałam, że jestem koleżanką Anki, odwrócił się i krzyknął:
-„ Monika, jest ta dziewczyna z Warszafki!”
I cóż, od razu zrozumiałam, ze jestem na przegranej pozycji. Postanowiłam jednak walczyć i udało mi się. Kiedy rano się żegnaliśmy, Monika powiedziała:
-„Bardzo miły wieczór, aż ciężko uwierzyć, ze jesteś z Warszafki…”
Moi kochani, jeżeli tak się będziemy do siebie odnosić, to na zawsze pozostaniemy w epoce, którą doskonale opisuje ta mądrość ludowa: „Tam za rzeką to już są Kurpie Zielone, a wiadomo, że tam złodzieje i pijaki mieszkają.”
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze