Dziecko - zdobywca świata
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuRodzicom, którzy mają pasję, trudno z niej zrezygnować po pojawieniu się dziecka. Najczęściej starają się dopasować do nowej sytuacji, znajdując kompromis między hobby a rolą rodzica. Widok matek biegających z wózkami po parku wcale nie jest dziś rzadki. Dzieci w koszykach doczepionych do rowerów towarzyszą rodzicom podczas weekendowych przejażdżek.
Jest poniedziałkowe przedpołudnie w centrum handlowym. Gości niewielu. Kino wyświetla bajki dla dzieci. Pachnie popcornem i kawą. Dwie młode matki pchają wózki pod ściankę wspinaczkową zlokalizowaną na najwyższym piętrze. Dzieciaki śpią. Dziewczyny w ekspresowym tempie przebierają się w sportowe ciuchy, zapinają uprząż i po chwili widzę ich zgrabne sylwetki wysoko pod sufitem centrum. Jedno z dzieci zapłakało, matka zsuwa się po linie i za chwilę mały już ssie pierś. Kiedy zasypia, matka znów mozolnie wspina się po ścianie, szukając ręką kolejnych uchwytów. Przeczuwam, że dwa bobasy beztrosko śpiące w wózkach mają już w genach zapisaną wspinaczkę. Za kilka lat będą towarzyszyć mamom w sportowych wyjazdach.
Rodzicom, którzy mają pasję, trudno z niej zrezygnować po pojawieniu się dziecka. Najczęściej starają się dopasować do nowej sytuacji, znajdując kompromis między hobby a rolą rodzica. Widok matek biegających z wózkami po parku wcale nie jest dziś rzadki. Dzieci w koszykach doczepionych do rowerów towarzyszą rodzicom podczas weekendowych przejażdżek.
Bieganie czy rower to jednak niewinna rozrywka w porównaniu ze wspinaczką wysokogórską. Pod koniec października media podają informację o siedmiolatku zdobywającym szczyt Kaukazu. Pod informacjami w Internecie nie brak oburzonych postów ludzi gotowych odebrać dziecko nieodpowiedzialnym rodzicom.
Zastanawiam się, ilu z nich z uwagą i ze zrozumieniem przeczytało wywiad z rodzicami dzielnego Mikołaja. Ojciec chłopca wspomina o krytyce, jaka dotyka ich ze strony ludzi nierozumiejących ich pasji. Mówi o swojej rodzinie „ludzie gór” i o odpowiedzialności za swoje dziecko. Wspomina o sytuacjach, kiedy rezygnowali z dalszego zdobywania szczytu, bo nie mogli tego zrobić ze swoim dzieckiem bez narażania jego zdrowia. W rozmowie padają też zapewnienia o dopasowywaniu szczytów do wieku dziecka i o radości ze wspólnego odkrywania świata.
Czytając relacje o „rodzince z dzieckiem w plecaku” (tak mówią o sobie Tulejowie) ani przez chwilę nie wątpiłam w odpowiedzialność rodziców. Nie chce mi się wierzyć, że mogliby kochać góry bardziej niż swoje dziecko. Są według mnie przykładem na to, że można wspólnie spędzać czas aktywnie, z pasją i inaczej niż ogół społeczeństwa. A że się to innym nie podoba? To chyba nie ich problem?
Dużo bardziej obawiałabym się okazjonalnych łowców przygód. Często bywa tak, że chęć skosztowania adrenaliny usypia w rodzicach odpowiedzialność. Dużo do opowiedzenia mają pracownicy GOPR-u, którzy co roku wyciągają rodziny z dziećmi z opresji. Kilka lat temu ratowali parę z kilkumiesięcznym dzieckiem, która chciała pokonać Rysy podczas mgły. Pomagali też ojcu z sześcioletnim synem zejść z Giewontu z powodu fatalnej pogody uwięzionych na całą noc na skalnej półce. Przemarznięte dziecko na szczęście przeżyło.
Znajomy lekarz z pogotowia opowiadał mi o tonącym pięciolatku, którego pijani rodzice zabrali w listopadzie na przejażdżkę kajakiem po jeziorze. Reanimował go po wyciągnięciu z lodowatej wody. Chłopiec cudem przeżył. Nie przeżyło za to dziecko zabrane przez ojca na przejażdżkę kładem.
Granicą w uprawianiu sportów ekstremalnych przez dzieci, w egzotycznych podróżach, czy morskich rejsach nie jest wiek dziecka lecz zdrowy rozsądek rodzica. To on musi ocenić ryzyko wyprawy, przewidzieć niebezpieczeństwa i w odpowiednim momencie potrafić się wycofać lub zmienić plan. Jeżeli brakuje mu wyobraźni, a chęć sławy dominuje nad obowiązkiem rodzicielskim, nie wróży to dobrze bezpieczeństwu dziecka. Spełnianie swoich marzeń kosztem zdrowia dziecka to droga donikąd.
Blogi i strony w Internecie poświęcone podróżowaniu z dziećmi mnożą się ostatnio intensywnie. Jakby podróżowanie z potomstwem stało się ostatnią szansą na wyróżnienie się spośród licznego tłumu zdobywców świata. W czasach, kiedy wszystko zostało odkryte, zaczął liczyć się wiek odkrywcy.
Na szczęście w licznym tłumie podróżników z dziećmi nie brak osób rozsądnych i odpowiedzialnych, które wspólne wyjazdy traktują nie jak chęć udowodnienia światu swojej wyjątkowości, lecz jak czas poświęcony wspólnym rodzinnym przeżyciom. Powstają mądre i pełne cennych informacji strony (np. www.malypodroznik.pl), z których można dowiedzieć się sporo o przygotowaniu do podróżowania z dziećmi, poczytać rady na temat zaopatrzenia apteczki, spakowania plecaka czy podróżowania samolotem.
Dziecko, nawet bardzo małe, może według mnie zdobywać świat, ale jego rodzice muszą mu zapewnić nie tylko komfort (który jest względny), ale przede wszystkim bezpieczeństwo.
Nie brak słów pełnych krytyki wobec rodziców zabierających maluchy na egzotyczne wyprawy. Sama należę do matek podróżujących z dziećmi, więc wiem, z jakimi argumentami trzeba się zmierzyć. Po co zabierać małe dziecko w świat, kiedy niczego nie zapamięta, po co zmienić mu klimat, po co w ogóle ruszać się z maluchem z domu.
Ano po to, żeby wychować małego, ciekawego świata człowieka, który nie boi się nowych sytuacji i miejsc. Dla mnie wspólne odkrywanie świata ma większą wartość niż wspólne oglądanie telewizji.
Decyzja o spędzeniu wolnego czasu jest jednak indywidualna. A jad, jaki towarzyszy krytyce innych zachowań od naszych, wynika bardziej z niezrozumienia niż troski o dzieci.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze