Nadopiekuńcze mamuśki
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuCzy zdarzyło ci się powiedzieć, że nie dajesz sobie rady lub czujesz się do niczego? Ktoś nazwał cię niesamodzielną? Jesteś od kogoś zależna lub męczy cię ciągła kontrola i ingerencja w twoje życie, nawet jeśli wypływa z czystej troski? Być może masz ten sam problem co bohaterki tego artykułu - nadopiekuńczą matkę i już wpadłaś w pułapkę jej nadmiernej troski.
Granica między zwykłą rodzicielską opieką i dobrymi intencjami a przesadną kontrolą nad wszystkim, co dzieje się w twoim życiu, jest bardzo płynna. Uważaj: nadopiekuńcze mamuśki są sprytne! Nawet nie zauważysz, jak oplecie cię pępowiną, którą potem coraz trudniej będzie odciąć. Warto o tym podyskutować i znaleźć złoty środek, by nie urazić kochającej mamy, ale nie pozwolić jej na wtrącanie się w twoje dorosłe życie.
Ciągle dzwoni
Julia (23 lata, studentka z Warszawy):
— Moja mama ma problem z nieodciętą pępowiną. Zawsze była nadwrażliwa na moim punkcie. Nie mogłam znieść jej kontroli. Dlatego zamiast w Poznaniu rozpoczęłam studia w Warszawie. Chciałam się od niej uwolnić. Bardzo to przeżyła. Zaczęła brać jakieś leki uspokajające i nasenne. Chodzi do psychiatry. Obwiniam się o to, że ją zostawiłam i zaczęłam studiować w innym mieście. Rozwiodła się z ojcem, gdy miałam trzy lata. Właściwie ma tylko mnie i swoją mamę, z którą teraz mieszka. Czuję się winna, ale z drugiej strony nie mogłam już znieść ciągłych pytań: gdzie byłam, z kim, co robiłam, dlaczego wróciłam tak późno, czy nie jest mi za zimno, czy się nie zgrzeję, czy zjadłam śniadanie, dlaczego piję tyle kawy, dlaczego tyle jem, dlaczego jem tak mało, dlaczego nie noszę czapki… Rad, z kim powinnam, a z kim nie powinnam się widywać, jak powinnam się czesać, malować, ubierać, gdzie iść na studia i jaką mieć pracę.
Właśnie przy tym ostatnim powiedziałam jej „dość”. Do tej pory byłam posłuszna. Moją reakcję odebrała jako atak i wtedy się rozchorowała. Mimo to nie zrezygnowałam ze swoich planów. Wyjechałam na studia do Warszawy. Jeśli ktoś pomyślał, że odetchnęłam z ulgą, jest w błędzie. Mama dzwoni bez przerwy. Rano, gdy jeszcze śpię, po piętnastu minutach, gdy jem śniadanie lub biorę prysznic, kiedy jestem w drodze na uczelnię, po zajęciach, podczas obiadu i ze 100 razy wieczorem z pytaniami, co robię, gdzie jestem, o której wrócę i z opowieściami co u niej i jak bardzo za mną tęskni. Z powodu jej choroby na razie toleruję ten stan i staram się nie przejmować. To trudne, bo przez jej kontrolę straciłam fajnego chłopaka. Wystraszył się mojej nadopiekuńczej i wszystkowiedzącej mamy. Zastanawiam się, czy jej choroba nie jest celowa, żebym się nad nią litowała i nadal pozwalała jej na tę kontrolę. Nie wiem już, co mam zrobić, ale dłużej tego nie zniosę. Chyba z nią poważnie porozmawiam, kiedy tylko poczuje się lepiej.
Kupiła nam mieszkanie
Dagmara (26 lat, farmaceutka z Łodzi):
— Mama wychowywała się w wielodzietnej, biednej rodzinie. Ciągle brakowało im pieniędzy. Jako jedyna skończyła studia i założyła własną firmę. Nikt jej nie pomagał, wszystko osiągnęła sama. Myślę, że postanowiła, że ja i brat będziemy mieć inaczej, że będzie nam pomagać. I robi to. Powinnam się cieszyć, ale… To było miłe, gdy studiowałam. Wpadała do mnie i zbierała rachunki, na przykład za telefon komórkowy. Opłacała je i zostawiała jeszcze parę groszy na pizzę. Po weekendzie w domu wracałam zawsze obładowana domowym jedzeniem. To bardzo fajne, gdy się jest młodym. Teraz mam męża, a mama nadal wpada do mnie i zbiera rachunki z toaletki. Opłaca je i zostawia mi pieniądze na ciuchy. Robi to niby żartem, niby z miłości. Zawsze tak to odkręci, że nie wiadomo, jak się w tej sytuacji zachować. Jeśli jesteśmy zajęci pracą i rzadziej ją odwiedzamy, sama przyjeżdża i zapełnia nam lodówkę. Stawia mnie w głupiej sytuacji. Mój mąż źle się czuje wobec takiego zachowania teściowej.
Bardzo żałuję, że pozwoliłam jej na kupno naszego mieszkania. Nie mieliśmy wtedy zdolności kredytowej i byliśmy zmuszeni wynajmować. Mama namówiła nas, że weźmie kredyt na siebie, a my go będziemy spłacać. Zgodziłam się. Do tej pory nie udało mi się zapłacić ani jednej raty. Mama się tylko uśmiecha i mówi, żebyśmy zbierali na samochód. Mój mąż źle się z tym czuje, bo mieszkamy jakby nie na swoim. Mama jest właścicielką tego mieszkania i ma nawet do niego zapasowe klucze. Raz przyjechała bez zapowiedzi. Otworzyła sobie drzwi, gdy nie było nas w domu. Przywiozła nam babkę piaskową i makowiec – ulubione ciasta mojego męża, i słoje ogórków, mój przysmak. Do wazonu wstawiła kwiaty z ogródka. Napisała kartkę, że nas kocha, i wróciła do domu, bo w Łodzi była tylko przejazdem. I jak tu się zachować w takiej sytuacji?!
Strofuje mnie
Natalia (35 lat, florystka z Ciechanowa):
— Obwiniam ją o to, że nie ułożyłam sobie życia. Ciągle coś jej nie pasowało we mnie i w moich mężczyznach. Jeden brzydko się ubierał i miał nieokrzesany sposób bycia. Drugi był nieurodziwy i niewykształcony. Trzeci miał ojca, który słynął z kochanek i szastania pieniędzmi. Czwarty za dobry i za spokojny. Wciąż wydawało się jej, że zasługuję na kogoś lepszego, ładniejszego. Zostałam sama. Wynajmuję małe mieszkanie i staram się nie utrzymywać kontaktów ze swoją matką. Za długo słuchałam jej rad: „zapuść włosy, masz taki piękny, gruby warkocz!”. Tak mówiła, a ja jej wierzyłam, choć w duchu nie znosiłam tej staroświeckiej fryzury. „Jedz surówkę do końca, a mięso możesz zostawić” - wcinałam więc marchewkę na cerę, czosnek na odporność, pomidory na raka, sałatę na włosy… „Załóż tę bordową spódnicę, bo najładniej ci w tym kolorze, podkreśla kolor twoich oczu” - mam brązowe oczy i nie znoszę bordowego koloru. Gdy się wyprowadziłam, wyrzuciłam wszystko co bordowe z szafy. Teraz ubieram się na zielono i mam krótką fryzurę. Mama się obraziła za tę wyprowadzkę i w ogóle się do mnie nie odzywa. Czuję się źle, bo ją kocham i tęsknię za nią. Boję się samotności.
Wpada bez zapowiedzi
Paulina (25 lat, dziennikarka z Warszawy):
— Nie wiem, czy celowo, czy rzeczywiście, jak twierdzi — z tęsknoty. Moja mama wpada do mnie bez zapowiedzi. Tłumaczy się, że nie chciała mi przeszkadzać w pracy i zawracać głowy telefonem. Wtedy robiłabym zakupy na jej przyjazd i sprzątała mieszkanie, a ona nie chce robić mi kłopotu. Chce się ze mną tylko zobaczyć. Przychodzi więc i dzwoni domofonem o 20, gdy właśnie w najlepsze piję wino z koleżanką lub palę na balkonie ze znajomymi, lub siedzę zawinięta w koc i czytam, bo mam zły humor albo całuję się z Erykiem, mam rozczochrane włosy i ochotę na seks.
Od śmierci taty mama czuje się bardzo samotna, dlatego pozwalam jej na te naloty. To jednak nie jest dla mnie miłe i obawiam się, że Erykowi też zaczyna to przeszkadzać, choć bardzo lubi moją mamę. Mama przychodzi do nas z ciastem, pieczenią z indyka lub konfiturą albo po prostu twierdzi, że wyglądamy mizernie, i zabiera się do gotowania. Gdy widzi naszą dezaprobatę, wypija szybki łyk herbaty, całuje nas i wolno wychodzi z domu. Działa mi to na nerwy, bo wtedy mi jej żal, że siedzi sama w domu, że jej tam smutno. Wysyłam po nią Eryka na przystanek i robię nam kawę. Wtedy mama się uśmiecha, zasiada w fotelu i wypytuje nas o życie. Sama też dużo opowiada. Widzę, że jest szczęśliwa. O 22 Eryk odwozi ją do domu, a gdy wraca, nie mamy już ochoty na seks. Czasem się śmiejemy z tej sytuacji, a czasem naprawdę w geście rezygnacji ręce nam opadają.
Próbuje wychowywać Janka
Basia (27 lat, nauczycielka z Warszawy):
— Jej rady na temat tego, jak powinnam wychowywać Janka, doprowadzają mnie do białej gorączki! Wkurzające jest i to, że czasem rzeczywiście ona wie lepiej, i to, że się wciąż wtrąca. Cenię jej rady, bo mam dwoje rodzeństwa i całą naszą trójkę wychowała na uczciwych ludzi. Chciałabym jednak na własnych błędach uczyć się prawidłowych zachowań, a nie mieć wszystkie dobre rozwiązania podane na tacy. Ona powoduje, że ja czuję się gorszą matką, bo ciągle robię coś nie tak. Do tego Janek uwielbia babcię. A ta nie szczędzi mi uwag i przy nim, i przy moim mężu, i przy wspólnych znajomych. Próbowałam ograniczyć nasze kontakty, ale cierpi na tym Janek. To nie ma sensu. Żadne rozmowy do niej nie docierają. Zawsze tak argumentuje, że nie mam nic do powiedzenia. Jest urodzonym negocjatorem. Chciałabym być mamą dla swojego dziecka, a nie tylko jej córką. Dochodzi do tego, że Janek bardziej słucha jej niż swoich rodziców. Nikomu nie życzę konsekwentnej, nieugiętej i nadopiekuńczej matki.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze