Randka z piekła rodem
URSZULA • dawno temuWrażeń z życia świeżo upieczonej singielki ciąg dalszy. Ostatnio było o tym, gdzie poznać wymarzonego mężczyznę i jak do niego zagadać, oraz o tym, dlaczego jest to trudny i spędzający sen z powiek problem. Dzisiaj dobijamy do drugiej bazy - instytucji randki.
Nigdy wcześniej nie miałam zbyt wiele do czynienia z tym zjawiskiem. Mężczyzn, a raczej chłopców, poznawałam najczęściej w klubie lub na imprezie, a potem szło się do parku na ławkę z butelką wina Egri Bikaver i wszyscy byli zadowoleni. Nikt nie zawracał sobie głowy krawatem, wysokimi obcasami i fusilli z cukinią w przytulnej knajpce na rogu. Niestety, te czasy minęły jak sen złoty i teraz trzeba wciskać się w elegancką kieckę i wysłuchiwać co ma do powiedzenia jakiś pan, który chciałby poznać miłą panią i z jakichś przyczyn uznał, że to możesz być ty.
Propozycje randek po kilku miesiącach bycia niebrzydką, towarzyską singielką trafiają się ciągle. Pierwsza przyczyna jest taka, że wieść idzie w miasto. W Warszawie jak na wsi, wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą i po pewnym czasie wiedzą też, że tamta, no wiesz która, właśnie rozstała się z facetem, to może byś do niej zadzwonił. Druga przyczyna jest taka, że życzliwe koleżanki bardzo się martwią i przejmują, że oto zostałam samotna i pewnie uschnę niczym niepodlewana chryzantema na grobie poprzedniego związku, jeżeli nie pomogą mi umówić się na randkę z kolegą z pracy/kuzynem po rozwodzie/tym sympatycznym panem od ubezpieczeń. Tak więc nieznajomi panowie dzwonią (Dostałem twój numer od Kasi, mówiła, że lubisz kuchnię indyjską) i piszą maile (Spotkaliśmy się kiedyś przelotnie na kolacji u Michała, może byśmy dokończyli naszą rozmowę o Houellebecqu) i coś trzeba im odpowiadać.
Spróbujmy więc zajrzeć w paszczę lwa i zanalizować to smutne i z góry skazane na porażkę przeżycie, jakim jest randka. Na początku przyjęłam strategię, żeby wszystkie zaproszenia grzecznie przyjmować, bo moja trzymająca się ostatkiem sił resztka romantycznej duszy była zdania, że odmawiając może właśnie przekreślam swoje szanse na poznanie miłości życia. A tymczasem w świecie randek potrzebna jest stanowcza selekcja niczym na bramce klubu Cynamon. Bardzo dużo mówi o facecie już sam fakt, dokąd cię zaprasza, i tę wiedzę trzeba natychmiast wykorzystać. I tak oto jeżeli zaprasza cię do kina, teatru, restauracji, na piwo — można spokojnie iść, bo nie zapowiada to stuprocentowej katastrofy, ale co jeżeli kolega z jogi zaprasza się na czarkę zielonej herbaty? Masz przed sobą jak w banku godzinę wysłuchiwania wywodów o wewnętrznej energii i podróżach z jogą po Saharze (chyba, że cię to interesuje, dziewczyno!). No właśnie, godzinę. Początkujące singielki nie podejrzewając jak wielki i różnorodny jest świat śmiertelnych nudziarzy, umawiają się na randki bez ograniczeń czasowych. A tymczasem prosta deklaracja: Spotkam się z tobą na godzinę, pozwoli uniknąć rozpaczliwego poszukiwania wymówek klasycznych: Przepraszam, ale mam straszną migrenę albo oryginalnych Właśnie dzwoni moja koleżanka, która zaczęła rodzić i muszę ją zawieźć do szpitala. Istnieją jednak takie randkowe okazy, które powodują, że należy ewakuować się z randki przed upływem obiecanej godziny. Oto, jak je rozpoznać.
Pierwszy toksyczny randkowicz to taki, który przychodzi na spotkanie w umazanych czymś bliżej nieokreślonym dżinsach i przepoconym t-shircie (wierzcie lub nie — są tacy!), wydzielając przy tym zapach adekwatny do ubioru. Zamiast przez godzinę zastanawiać się, czy jest charyzmatycznym rockmanem, czy po prostu brudasem, wyjdź i zerwij znajomość z tym, kto dał mu twój telefon. Drugi typ to nudziarz, który występuje w wersji klasycznej i ukrytej. Nudziarza klasycznego rozpozna każda kobieta, ponieważ taki nawet jeżeli będzie mówił na względnie interesujący temat, będzie to robił w tak nudny i monotonny sposób, że po 15 minutach oczy zaczną się same zamykać. Nudziarz ukryty to taki, który pozornie mówi nawet ciekawe rzeczy, ale po chwili orientujesz się, że w ogóle nie pamiętasz, o czym była mowa, bo właśnie myślałaś o tym, że trzeba wstawić pranie i kupić buty na zimę. Uciekaj, zanim zaśniesz.
Jest jeszcze zło randkowe pod postacią człowieka bez krztyny pewności siebie, którego na randkę wypchnęli koledzy. Ten typ rozmowę rozpoczyna od słów: Wiem, że nie jestem najciekawszą osobą na świecie, ale dziękuję, że zgodziłaś się przyjść. Uciekaj, bo jak zostaniesz, to opowie ci całą historię swojego upadku, a obie wiemy, że to jest ostatnie, co chciałabyś usłyszeć na randce. Tego będziesz wysłuchiwać przez 10 lat kolejnego związku. Jest też przeciwny biegun tego typu, a mianowicie zbyt pewny siebie koleś. Tak - „koleś” to dobre słowo. Tak więc Koleś był cool, jeszcze kiedy cię na świecie nie było i nie patyczkuje się, tylko od razu przechodzi do rzeczy. Sprzedaje ci kilka drętwych komplementów, zwykle coś o oczach albo kolorze nieba latem i jeszcze przed upływem godziny proponuje przeniesienie się w bardziej kameralne miejsce. A ty, owszem, masz ochotę przenieść się w kameralne miejsce, ale bez niego.
Tak naprawdę w tym całym randkowaniu najbardziej lubię dwa momenty - pierwszy, kiedy idę na spotkanie i zastanawiam się, co mnie spotka tym razem, i drugi, kiedy uwolniona od uciążliwego towarzystwa wracam piechotą do domu, wspominając beztroskie czasy wina Egri Bikaver wypijanego z butelki na murku za uniwerkiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze