Najśmieszniejsze nazwy zespołów. Im dziwniej tym lepiej
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPrzywykliśmy, że zespoły muzyczne nazywają się, mniej więcej, normalnie; „Rolling Stones”, „Trubadurzy”, „One Direction” albo „Ich Troje”. Przyzwyczaiłem się nawet do tej zwyczajności. Co prawda w zaprzyjaźnionym studiu zespół „Stado pędzących imadeł” nagrał kompozycję „Anal penetrator”, ale kariery nie zrobił. Nie zawsze nazwa zespołu musi być standardowa. Więcej nawet. Pobieżne sprawdzenie sieci pod tym kątem generuje raczej przekonanie, że ci normalni są w mniejszości.
Przyjacielowi z grupy Ropień poświęcam
Przywykliśmy, że zespoły muzyczne nazywają się, mniej więcej, normalnie; Rolling Stones, Trubadurzy, One Direction albo Ich Troje. Przyzwyczaiłem się nawet do tej zwyczajności. Co prawda w zaprzyjaźnionym studiu zespół Stado pędzących imadeł nagrał kompozycję „Anal penetrator”, ale kariery nie zrobił.
Pamiętam moje zdziwienie, gdy pewien przyjaciel – dziś leader niszowej, lecz kultowej kapeli – zaprosił mnie na swoje urodziny, do knajpy i poinformował, że główną atrakcją będzie występ grupy 13 Parówek, której opłacił koszty zakwaterowania oraz przyjazd z Warszawy. Nikomu wówczas się nie przelewało, więc oferta robiła wrażenie. Przyszedłem więc, wraz z kolegami wręczyliśmy Najdroższemu Jubilatowi prezenty (siekierę oraz biografię doktora Mengele). Zamówiłem piwko i czekałem na show.
W końcu, na zaimprowizowaną scenę wyszło bodaj trzech gości. Jeden wpiął najtańsze słuchawki w otwór mikrofonowy konsolety (jak tam się zwało to ustrojstwo z pokrętłami) i jeździł słuchawką po wszystkim, dokąd kabel sięgał, generując nieprzyjemne, niskie trzaski. Jego kumpel charczał coś do mikrofonu, co trzeci wyrabiał, naprawdę nie wiem. Minęło przecież kilkanaście lat. Niemniej, recital 13 Parówek składał się z przypadkowych dźwięków generowanych przez trójkę półprzytomnych facetów. Cóż, nazwę z tego wszystkiego mają najfajniejszą, powiedziałem sobie i dalej piłem piwo. Myślę nawet, że gdyby inny mój kolega nie zadał zespołowi pytania „naprawdę myślicie, że jesteście muzykami?”, to byśmy się wszyscy nie pobili.
13 Parówek po tym wydarzeniu zniknęło za horyzontem zdarzeń, ale dzięki nim wiem, że nie zawsze nazwa zespołu musi być standardowa. Więcej nawet. Pobieżne sprawdzenie sieci pod tym kątem generuje raczej przekonanie, że ci normalni są w mniejszości. Postanawiałem przeanalizować to zjawisko, dokonując pogrupowania w porządku tematycznym.
I tak. Niezwykłym zainteresowaniem cieszy się proces wydalania, niekiedy przyjemny, lecz z reguły pomijany w twórczości literackiej, muzycznej, czy filmowej (chlubnym wyjątkiem jest utwór „Jack Daniels&Pizza” grupy Carnivore, składający się wyłącznie z odgłosów wymiotowania). Polscy muzycy wykazali się daleko idącą inwencją, obracając temat z różnych stron. Niektóre nazwy dotyczą infrastruktury koniecznej do wypróżnienia się (Areodynamika Nocnika), koncentrują się na fonii (Grzmot w Nocniku) bądź dodają pozafekalny, życiowy kontekst generując sytuację szerszą (Piw Nic a Paw Pod Nami). Pojawiają się wątki polityczne (Stolec Gierka), edukacyjne (Nauka o Gównie), zwiastujące niebezpieczeństwo (Latające Odchody) czy nawet metafizyczne, będące głosem odnośnie niewesołej kondycji człowieka w świecie (Wyrzygani z Macicy). Na tym tle prostolinijna Kackupa wypada nieco biednie, choć nie ulega wątpliwości, że nazwa ta odzwierciedla niełatwe i zapewne częste przeżycia jej twórców.
Drugą grupę nazw zespołów wiążę z polską codziennością. Są zapisem warunków życia w Polsce i skrótową wersją powieści realistycznej lub filmu dokumentalnego. To jak żyjemy, to kim jesteśmy, odbija się w nich jak w zwierciadle. Silnie reprezentowane są wątki związane z transportem publicznym (Autobus Nie Przyjechał, Czterech z Drągiem za Pociągiem), pogłębiającym się problemem alkoholowym (Alkoholicy z Jednej Dzielnicy, The Naturat) i sposobami zdobywania pożywienia przez lud bytujący nad Wisłą (Ciocia Chleb Kupiła, Mirabelki w Tym Roku Nie Obrodziły). Niekiedy spotykamy się ze smutnymi świadectwami małych i dużych dramatów (Awaria Kontenera, Patologia Ciąży, Zgwałcili Mi Tatę), które z pewnością mają odbicie w rzeczywistości.
Nie zapomniano o życiu seksualnym. Przeciwnie, zyskało ono bardzo szerokie odwzorowanie. Bodaj żadna grupa nie odznaczyła się tak wielkim rozrzutem tematu, bogatą metaforyką oraz niejaką świadomością konsekwencji współżycia płciowego. Pojawiają się odniesienia do przedstawicieli świata zwierzęcego, tych oczywistych, takich jak zając i kot (Jebiące Zające, Kicia Ruchawka), jak i mniej standardowych (Kiła Bociana). Ciekawie wypadają Czciciele Bobrzej Nory. Bóbr jest, przypomnijmy, potocznym określeniem nieogolonego kobiecego łona. Nazwa, w tym kontekście jest wyrazem głębokiej tęsknoty wypowiedzianej w czasach, kiedy depilacja okolic krocza stała się standardem. Pojawiają się również proste odnośniki do cyklu menstruacyjnego kobiety (Krwawy Okres), dochodzi do monstrualizacji tak pochwy jak i penisa (Mechaniczna Wagina, Strzelające Naplety) oraz pojawiają się nawiązania do przykrych konsekwencji braku higieny (Insekty na Jajach). Obraz dopełnia dyskretne, lecz przejmujące świadectwo osoby korzystającej z nierządu (Stuki Prostytutki).
Przedostatnią grupę stanowią zespoły o nazwach tak dziwnych, że nie poddających się klasyfikacji. W gruncie rzeczy, trudno coś o nich powiedzieć. Pozwólcie, że pochylę czoła nad inwencją twórców i dokonam wyliczania w przypadkowym porządku. W Polsce mamy, bądź mieliśmy składy takie jak: Mały Silnie Ukorzeniony Kiełek Rosnący Pośród Wszechobecnego Bluszczu, Rozbujane Betoniary, Schemat Ideowy Gwoździa, Stereofoniczna Pralka do Szycia, Kochankowie Gwiezdnych Przestrzeni, Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach, Sernik Zamordowany Wkrótce Nielegalny, Magister z Wyciętą Przysadką Mózgową. Cóż dodać do tej listy!
Może tylko taką opowieść. Dawno temu działał zespół, którego nazwa najtrafniej oddawała warunki życia w Polsce, nasze marzenia, nadzieje, traumy i szanse na przyszłość. Zespół ów zwał się Przejebane i jak chcą niektórzy, zakwalifikował się do występu w Jarocinie (inna wersja tej opowieści dotyczy koncertu plenerowego w pewnej wsi, więc być może mamy do czynienia z miejską legendą). Nazwa nie spodobała się organizatorom. Zmieniono ją na Nie jest dobrze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze