Kasa wspólna czy nie wspólna?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPieniądze. Zawsze jest ich zbyt mało i szybko się kończą. Lata temu mój kolega uzgodnił wspólnie z żoną, że pieniądze będą wspólne, a ona przejmie odpowiedzialność za wydatki. Skończyło się jak zwykle, przejęła jego pensję i nie dawała nawet na piwo, szkodliwe w jej niesprawiedliwej opinii. Argument był prosty jak cios między oczy: „ty nie wiesz, ile kosztuje utrzymanie domu”. Problem wspólnych pieniędzy, prędzej lub później staje przed każdą parą decydującą się na wspólne życie.
Pieniądze są jak zdrowie. Zawsze jest ich zbyt mało i szybko się kończą.
Kolega z tego felietonu jest facetem sporo starszym ode mnie i odpowiednio bardziej rozczarowanym życiem. Kiedy mieliśmy kontakt, odwiedzałem go raz na miesiąc. Otwierała mu żona, w mdławym świetle podobna do jakiejś bestii z mitologii greckiej. Brakowało tylko trzech rzędów zębów i węży zamiast włosów. Przekupiwszy stwora ciepłym uśmiechem dreptałem do kuchni, gdzie siedział mój kumpel. Zamykaliśmy drzwi, a ja wyjmowałem cztery piwa, dyskretnie przemycone. Zimą było stosunkowo łatwo, puszki upychałem po licznych kieszeniach, za to lipcowe słońce zmuszało do wysiłku – raz nawet dwie Warki przytargałem w skarpetkach. Następnie otwieraliśmy te piwa, próbując nie wydać najmniejszego dźwięku, chłeptaliśmy ostrożnie, stawiając je między nogami, na wypadek niespodziewanego wtargnięcia małżonki. Te trudne warunki skłaniały nas do gadania wyłącznie o rzeczach najważniejszych: o literaturze i kobietach.
Skąd trudna sytuacja mojego kolegi? Lata temu uzgodnili z żoną, że pieniądze będą wspólne, a ona przejmie odpowiedzialność za wydatki. Skończyło się jak zwykle, przejęła jego pensję i nie dawała nawet na piwo, szkodliwe w jej niesprawiedliwej opinii. Argument był prosty jak cios między oczy: „ty nie wiesz, ile kosztuje utrzymanie domu”.
Problem wspólnych pieniędzy, prędzej lub później staje przed każdą parą decydującą się na wspólne życie. Można, a jakże, zdecydować się na pełną rozdzielność w tej kwestii, co zdarza się raczej rzadko: równie dobrze można być razem, ale żreć osobno i onanizować się w samotności. Istnieją warianty pośrednie, jakieś kupki na wspólne cele i konta rozmnożone. Najczęściej, po długich rozmowach dochodzi do porozumienia, forsa ląduje we wspólnym kufrze. Klucz do tego ma kobieta.
Wspólne pieniądze istnieją jedynie w świecie marzeń co większych optymistów czyli tam, gdzie parytety albo faceci sikający siadając na desce. Forsy pilnuje płeć piękna i koniec, my, nacja gorsza i głupsza musimy pogodzić się z tą przykrą prawdą, a może nawet znaleźć w niej upodobanie. Będziemy patrzeć z nielichym smutkiem w duszy, jak nasze narzeczone, żony, ukochane najróżniejszej maści przepuszczają bezwstydnie naszą krwawicę na najróżniejsze bzdety: dobre jedzenie, kwiatki, talerze w ściśle określonym kolorze czy też zasłony, tak drogie, że pewno wyszywane złotem. Najwięcej kłopotu sprawia radowanie się z takiego stanu rzeczy, nieustanne wyrażanie opinii odnośnie ulepszeń w mieszkaniu, kolejnych, ślicznych obrazków w antycznych ramach czy szczęście z faktu wsuwania na obiad polędwiczki, co prawda nie usmażonej ale bardzo drogiej.
Paradoksalnie, budżet domowy przypomina gardło pijaka: ile nie wlejesz i tak zaraz wyschnie. Koniecznym okazują się cięcia, przeprowadzane kobiecą dłonią o brutalności starego chirurga. Raptem, facet dowiaduje się, że wieczorne piwko to niekoniecznie, bo akurat akcyza podskoczyła, a poza tym alkohol szkodzi. Wygórowane wydatki, w rodzaju nowej gry na konsolę w ogóle odpadają, zresztą, po co konsola chłopu, skoro może ciupać co najwyżej na monitorze do kompa lub starym telewizorze, nowy jest zbędny – lepiej się przecież poprzytulać.
Czemu więc się na to godzimy?
Facet jest z natury jednostką leniwą: jego naturalnym środowiskiem jest barłóg, a ulubionym zajęciem przewracanie się z prawa na lewo. Oddając ciężko utyrany szmal partnerce zdejmuję z siebie ciężar nie do dźwignięcia, dokładnie, o wadze potężnej płyty nagrobnej – leżą pod nią zatwardziali kawalerowie. W końcu, muszę na czymś żreć, a gdybym talerze kupował samodzielnie, stłukłbym je jeszcze w drodze ze sklepu. Dziewczyna kupi, będzie się cieszyć, a ja z trudem galernika, ale jednak, przeboleję, że są takie śliczne i droższe niż złoto w sztabkach. W przeciwnym razie, żarłbym mydło z podłogi. Jeśli ktoś już podejmuje trud zagospodarowania otoczenia, wtłoczenia go w jakiekolwiek ramy, choćby i pastelowej barwy, zasłużył nie tylko na forsę, ale i wdzięczność. Comiesięczne oddawanie wypłaty przez to nie stanie się festynem dobrego humoru, ale będzie dało się znieść.
Każdy mężczyzna ma coś z chłopca i każdy chyba – mimo organicznego lenistwa – lubi raz na czas poderwać się do jakiegoś wielkiego czynu, na przykład pójść na wojnę, wrócić, wręczyć żonie naszyjnik z kości powalonych nieprzyjaciół i leżeć sobie przez następny rok z kawałkiem. Wspólna (a jednak nie moja) kasa oferuje szansę spełnienia dokładnie na miarę męskich możliwości. Co to za facet bez zaskórniaków? Z kolei, zaskórniak w sytuacji terroru finansowego nie spada z nieba i wymaga podjęcia całego szeregu przykrych czynności. Chłop musi zakręcić się za dodatkową robotą (na tę okoliczność język polski zna słowo „fucha”, pozbawione odpowiedników w jakiejkolwiek innej mowie), fakt ten pilnie ukryć, zamaskować czymś późniejsze powroty, przesiadywanie przy kompie do nocy i szeptane rozmowy komórkowe w ubikacji – partnerka na stówę pomyśli, że chodzi o kochankę, co daje szansę na ocalenie reputacji i nadprogramowej forsy. Pozyskawszy wynagrodzenie – broń Boże na konto – nie wolno go natychmiast rozpuścić, lecz zachomikować i wydać w rozsądnie zaplanowanej przyszłości. Chodzi przecież o zaskórniaki.
Włącza się również chłopięcość – ta dziwna cecha, która kobiety doprowadza do szału, ciesząc jednocześnie. Wykonywanie dziwacznych zajęć po nocy, gromadzenie tajnych złotówek z przeznaczeniem na niegrzeczne przyjemności jest logicznym przedłużeniem młodości. Przypominają się papierosy, którymi krztusiliśmy się za rogiem szkoły podstawowej, miętusy rozgryzane przed powrotem do domu, by zatroskanych rodziców nie owiał siarczany odór bełta. To powrót do czasów, gdy dzisiejsi poważni faceci chowali świerszczyki między prasą komputerową i tworzyli tajne katalogi na twardym dysku. My, chłopy, potrzebujemy tego i cześć.
Pieniądze wspólne, pseudo wspólne oferują facetowi korzyści niedostępne w sytuacji rozdzielności portfelowej. Zaspokojenia doznają dwie potrzeby sprzeczne. Lenistwo patentowe oraz tęsknota za aktywnością oraz psotą. Jak to się kończy? Zaskórniak zostaje w końcu wydany: na rozszerzoną edycję Władcy pierścieni, piłkę do nogi albo nowe Call of Duty. Facet chowa taki skarb, wyjmuje w nocy i cieszy się jak dziecko.
A ona? Ona i tak wie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze