Między młotem a kowadłem
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: między młotem a kowadłem jest nieco trudniej, niż między ustami a brzegiem pucharu. W pierwszym przypadku gorączkowo zastanawiasz się, z której strony padnie cios, w drugim kontemplujesz rozkoszne możliwości, jakie przyniesie czas. Co wybrać?
Witam,
Postanowiłam napisać, gdyż potrzebuję pomocy. Nie wiem już, do kogo mam się zwrócić. Mam 22 lata. Od dwóch i pół roku spotykam się z mężczyzną i jest to poważny związek, gdyż zaręczyliśmy się i zamierzamy się pobrać. Przez półtora roku mieszkaliśmy razem, jednak mieliśmy kryzys, zarówno emocjonalny, jak i finansowy, co było przyczyną mojego chwilowego powrotu do rodziców. Jednak w chwili obecnej sytuacja poprawia się i znów planujemy zamieszkać razem. Problem jednak tkwi gdzie indziej. Chodzi mianowicie o moje relacje z matką… Zanim poznałam mojego narzeczonego, byłyśmy przyjaciółkami. Mogłyśmy porozmawiać o wszystkim, liczyć na siebie, łączyły nas niezwykle mocne więzi. Jednak w miarę rozwoju mojej znajomości z narzeczonym, moje relacje z matką znacznie się pogorszyły. Gdy się wyprowadziłam z domu, bardzo często słyszałam, że "opuściłam" ich (czyli mamę, tatę i brata), że się nie interesuję tym, co się dzieje w domu, że za rzadko ich odwiedzam, że pewnie mój narzeczony mnie specjalnie odciąga od rodziny. Uważam, że to nieprawda, bo prawie codziennie dzwoniłam (dopóki rachunki za telefon nie zaczęły osiągać astronomicznych sum), jeździłam kilka razy w tygodniu. Gdy latem ojciec zachorował, trafił do szpitala i czekała go poważna operacja, byłam codziennie w szpitalu, pytałam czy coś pomoc, przywieźć, ale i tak usłyszałam od mamy, że nie interesuję się ojcem… Na dodatek relacje między moją mamą a narzeczonym są fatalne. Gdy były zaręczyny, moja matka nie kryła niezadowolenia z tego faktu. Przy kolacji, zamiast być miła, wypytywała go o długi i twierdziła, że ona może się wszystkiego o nim dowiedzieć i nawet go "zniszczyć"… Nic dziwnego, że od tamtej pory on się zraził i obydwoje już w chwili obecnej nie kryją, że po prostu się nienawidzą. Ostatnio matka stwierdziła, że do wesela nie dołoży się ani grosza i nie wie nawet, czy się na nim zjawi. Powiedziała mi także, że jak się przeprowadzę z powrotem do niego, to nie będę mogła liczyć na jej pomoc, a i pewnie kontakt się między nami urwie. Usłyszałam wiele przykrych rzeczy od mojej matki po mojej przeprowadzce do jej domu: że ona tu rządzi, że mam robić to, co ona mi każe, bo jestem u niej, że wydała z domu piękną, mądrą, wspaniałą kobietę, a dostała śmiecia… Fakt, ja nie jestem osobą bez wad, popełniłam wiele błędów, ale któż ich nie popełnia? Problem w tym, że zmieniłam się przez ten rok mieszkania z narzeczonym, wydoroślałam, żyłam w inny sposób, zyskałam nowe spojrzenie na moją rodzinę. Widzę ich błędy i wady o wiele jaśniej niż kiedyś, widzę rzeczy, których do tej pory nie dostrzegałam. Już nie jestem tak bezkrytycznie oddana matce, zaczynam mieć swoje zdanie, swoje wyobrażenia na temat życia. Boję się, że mama nie pozwala mi dorosnąć. Czuję potrzebę założenia rodziny, życia po swojemu, usamodzielnienia się, a ona wzbudza we mnie poczucie winy, bo przecież ich opuszczam i się nie interesuję.
Co na to reszta rodziny? Cóż… Ojciec jest całkowicie poza tym wszystkim – on się nie wtrąca, nie wypowiada, jedynym jego celem jest mieć święty spokój. Brat ma 30 lat i mieszka z rodzicami, nadal studiuje, nie dorobił się niczego, oprócz mieszkania w spadku po dziadkach i od 10 lat pracuje fizycznie za marną pensję i nawet nic z tym wszystkim nie próbuje zrobić: ani zmienić pracy, ani podnieść swoich kwalifikacji, ani wyremontować mieszkania, ani kupić samochodu, nie mówiąc już o rozpoczęciu życia "na swoim", założeniu rodziny, u rodziców do życia też się raczej nie dokłada (chyba, że mamie się przypomni). Poza tym zawsze prawie staje po stronie mamy, albo wzrusza ramionami, robi minę "cóż ja mogę poradzić" albo snuje pesymistyczne wizje w stylu "świat jest okrutny, życie do bani i nic z tym się nie zrobi".
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a mój konflikt z mamą narasta. Nie potrafimy już ze sobą rozmawiać, nie krzycząc na siebie. Gdy próbowałam nakłonić ją i mojego narzeczonego do zgody, obydwoje stwierdzili, że nie wyobrażają sobie świąt w swoim gronie i nie chcą się widzieć nawzajem. Co robić, by znów mieć dobre relacje z matką i aby ona i mój mężczyzna się pogodzili, albo przynajmniej nie skakali sobie do oczu?
Anna
***Droga Anno,
Wydaje mi się, że w dzieciństwie i później byłaś niejako buforem między ojcem a matką. Mama walczyła z ojcem, być może po prostu nie umiała inaczej ułożyć związku, a ojciec zastosował schemat przerażająco powszechny: wycofał się w „swój świat”. Nie stawia czoła matce, nie walczy z nią o swoją godną pozycję partnera, zdezerterował i zamknął się w tzw. świętym spokoju. Często jest tak, że gdy areną zmagań jest dom, dzieci służą za zbroję i oręż jednocześnie. Czy nie tak było, że usiłowałaś łagodzić spory ojca z matką? Czy nie czynisz teraz tego samego, mediując między matką i narzeczonym? Takie sobie wysnuwam nieśmiałe hipotezy.
Piszesz, że miałaś dobry kontakt z mamą. Że rozmawiałyście o wszystkim, że byłyście do siebie nawzajem przywiązane. Często obserwuje się takie zjawisko w rodzinach, w których rodzice żyją sobie wzajemnie obcy i milczący – jedno z rodziców zaprzyjaźnia się z dzieckiem, które w aspekcie psychicznym niejako zastępuje mu partnera. Przy dwojgu dzieci zdarza się i tak, że rodzice „dzielą się nimi”: córeczka jest tatusia, synuś mamusi albo odwrotnie. Mama zbliżyła się z Tobą, licząc być może podświadomie, że „zrekompensujesz” jej brak porozumienia z mężem, który się wycofał. Byłaś jej nadzieją na spokojną starość, mogła na Tobie sprawdzać swój wpływ i swoją władzę, stałaś się dla niej lekarstwem na wszystkie braki i kompleksy. Liczyła w tym względzie na Ciebie i prawdopodobnie również na brata, dlatego też z przerażeniem przyjmuje myśl, że moglibyście dorastać i usamodzielniać się. Być może stąd wynikają jej zastrzeżenia do Twojego związku. To całkiem możliwe. Ale… Piszesz także, że mieliście jakieś kłopoty finansowe i emocjonalne, piszesz o długach. Trudno odmówić Twojej mamie prawa do martwienia się o przyszłość córki. Trudno dziwić się jej brakowi zaufania do kogoś, kto już na starcie ma kłopoty z finansami. Nie należy zapominać też, że jesteś dość młoda. Mama prawdopodobnie martwi się, że pewne decyzje podejmujesz pochopnie, przy udziale – skądinąd zrozumiałych – emocji. Nie zapominaj też, że narzeczony, sam pewnie nie będąc człowiekiem bardzo dojrzałym, buntuje Cię przeciw Twojej rodzinie. Nie tędy droga. Nietrudno jest wmanewrować się w życie między młotem a kowadłem, zwłaszcza, gdy w taki sposób żyło się całymi latami (a przypuszczam, że stałaś na linii ognia ojciec – matka). Tylko, czy to dobry sposób na życie, nawet jeśli się nie zna innego? Stawianie kogoś przed wyborem: „rodzina albo ja”, świadczy o braku szacunku i braku prawdziwej miłości, która stawia dobro partnera na równi z własnym. Świadczyć może też o niskim poczuciu własnej wartości partnera, który – sam nie potrafiąc stawić czoła wymaganiom Twojej mamy – zasłania się Tobą i Twoim wyborem. Poprawia mu humor myśl, że postawiona w sytuacji, gdy musisz zdecydować, czyje zdanie przyjmujesz za własne – wybierasz jego, a nie matkę. Bo, droga Anno, tak jest: postawiona jesteś w obliczu faktu, że nie możesz mieć cokolwiek do powiedzenia sama z siebie. Dwie bliskie Ci osoby grają Twoimi emocjami, by wygrać coś dla siebie: dobre samopoczucie, towarzystwo… Nikt, zauważ, w tej grze nie skupia się na Tobie. Nie szanuje Ciebie jako człowieka. Jesteś kartą przetargowa i stawką zarazem. Twoja matka pewnie nie umie inaczej: może napatrzyła się w tym życiu na niewłaściwe wzorce, gdzie kobieta walczyła z mężczyzną i bezwiednie powieliła je w swoim życiu. Teraz walczy z Twoim mężczyzną, na nowo odnajdując swoją życiową misję. Twój narzeczony stawia swoją satysfakcję ponad Twoim dobrem, nakazując Ci niejako wybór między nim a najbliższymi. Zważ, że bardzo negatywnie wyrażasz się o bracie, a przecież trudno powiedzieć, że ktoś, kto studiuje, nie podnosi swoich kwalifikacji… To Twoje zdanie? Bez wpływu narzeczonego? To samo, jeśli idzie o mamę i tatę. W tym wieku, w chwili, gdy oddzielasz się od rodziców, nietrudno wykopać między Wami głęboką fosę i najeżyć ją ostrymi palami. Odwieczny w tym świecie konflikt „młodzi – starzy”. I jak zwykle, w ostatecznej rozgrywce wygra Doświadczenie i Mądrość Życiowa. Także i dlatego, że z czasem, przeżywając rozmaite emocje, zdarzenia, wybory, sama ich nabierzesz. I sama zobaczysz, jak głupio jest dać innym prawo do manewrowania sobą. A zrób tak, że wywal narzeczonego na Wigilię i święta do jego rodziny, odmów swojej rodzinie zaproszenia, a sama idź do samotnej przyjaciółki, do Domu Pomocy Społecznej pomóc starszym, schorowanym ludziom albo do Domu Dziecka malować z dziećmi choinkę. Powiedz Twoim bliskim, że nie szanują Twoich uczuć, że Tobą manewrują, że życzysz sobie, iżby brali pod uwagę to, że kochasz i jednych, i drugich i nie zamierzasz nikogo wybierać, bo to idiotyczne. Postaw się, zbuntuj. Jedne święta będą zepsute. To prawda. Trudne, bolesne doświadczenie. Ale tym samym odbierzesz innym prawo do zadawania Tobie bólu. Może pojmą, że mogą Cię stracić na własne życzenie.
I rozważ też głęboko, czym jest dla Ciebie decyzja o małżeństwie. Czy to nie objaw buntu, postawienia na swoim, czy na pewno czujesz się gotowa do tego, by związać się na całe życie, świadomie, z mężczyzną, który na dziś nie jest w stanie zapewnić Ci bezpieczeństwa emocjonalnego (tak!) i finansowego (o czym wnioskuję z Twojej wzmianki o długach)? Być może warto zaczekać, poznać lepiej siebie, swojego partnera, oderwać się od jego konfliktu z Twoją matką, znaleźć swoje, sobie tylko właściwe miejsce i poglądy… Tak, żebyś czuła, że w Twojej duszy panuje harmonia i spokój. Że znalazłaś swój kącik w życiu. Spróbujesz?
Pamiętaj, że dopóki inni grają na Twoich emocjach, nie będziesz umiała odnaleźć siebie. A to kluczowa sprawa dla Twojej przyszłości. Rozpoznać swoje emocje, wiedzieć, kim jesteś. Daj szansę nade wszystko sobie. Nikt inny o Tobie nie pomyśli.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze