Popełniamy te same błędy
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPodobno człowiek uczy się na błędach. Cóż, to nie do końca prawda. Gdyby z każdego błędu wyciągnąć właściwe wnioski, żylibyśmy w raju gdzieś tak od czasu praojca Abrahama. Nieustannie popełniamy te same błędy, ponieważ próbujemy tego samego.
Podobno człowiek uczy się na błędach. Cóż, to nie do końca prawda.Gdyby z każdego błędu wyciągnąć właściwe wnioski, żylibyśmy w raju gdzieś tak od czasu praojca Abrahama.
Wszyscy to znamy. Mam dobrych rodziców, ale jak każdy nastolatek narzekałem strasznie, drażniła mnie sama ich obecność i gdybym chciał spisać ich winy, prawdziwe oraz urojone, nie starczyłoby papieru toaletowego we wszystkich krakowskich McDonaldach. Poza tym, rodzice popełniają błędy choćby dlatego, że są rodzicami.
Obiecywałem sobie, że kiedy sam zostanę ojcem, uniknę tego wszystkiego i jeśli nawet nie będę idealny, to przynajmniej cudowny niby motyl zmiksowany z kapitanem drużyny piłkarskiej, rycerzem i mikołajem. Wyszło oczywiście jak zwykle i jeśli idzie mi lepiej, to tylko dlatego, że ludzie dziwnie złagodnieli. Także względem rozwodników.
Podobny problem towarzyszy zakładaniu nowego związku, kiedy stary zdążył już przegnić. Notoryczny pijak obiecuje sobie trzeźwość przy nowej ukochanej. Maruda zwalczy swą drobiazgowość, bałaganiarz pokocha wszelkie aspekty ładu i symetrii, człowiek oziębły zmieni się w ogiera i zacznie nosić beton w portkach. Niesieni falą entuzjazmu wierzymy, że to wszystko naprawdę się uda.
Mija rok, dwa i co? To samo piekiełko, identyczny kłopot z dziećmi, z partnerem, z pracą, ze wszystkim. Nieustannie popełniamy te same błędy. Różnica wynika raczej z okoliczności niż z dobrej woli.
Mam głębokie przekonanie, że w odniesieniu do własnych dzieci nie zdołamy uniknąć błędów, które popełnili nasi rodzice. W nowym związku poczynimy te same pomyłki, które zniszczyły nasz stary związek. A jeśli uda się ich uniknąć, zrobimy inne, najprawdopodobniej jeszcze gorsze, gdyż nie byliśmy na nie przygotowani. Jeśli byłem nieczuły, wpadnę w czułość przesadną. W porywach dobrego humoru nazywam tę skazę klątwą.
Grecy pisali o tym tragedie, wiecie?
Przyjaciel mój, publikujący niekiedy na Kafeterii, utrzymuje, że jedynym, co możemy zrobić, jest wprowadzenie drobnej korekty. Jeśli w poprzednim związku byłem nieczuły i zainteresowany głównie sobą, w nowym związku powinienem wystrugać z siebie odrobinę czułości i empatii. Więcej z siebie nie zdołam. Mając w pamięci własnego wybuchowego ojca, jestem zaledwie impulsywny w stosunku do swoich dzieci. Po prostu wykonujemy mały krok we właściwym kierunku.
Gdzieś tam, u końca łańcucha przyszłych pokoleń majaczy człowiek dobry, czuły, spokojny, z moralnym kręgosłupem wykonanym ze stali zbrojeniowej. Przynajmniej tak twierdzi mój przyjaciel. Sam szukam nieco innych rozwiązań.
Popełniamy te same błędy, ponieważ próbujemy tego samego. Ilu mężczyzn natychmiast po rozwodzie popędziło do urzędu stanu cywilnego, ciągniętych przez rozradowaną kochankę? Inni – także moi znajomi, przyjaciele – próbowali przy nowej partnerce osiągnąć to samo, co nie udało im się ze starą. Nie tędy droga, niestety.
Jeśli coś raz nam nie wyszło, to nie powinniśmy próbować ponownie. Bierzmy w tym zakresie przykład z dzieci. Gdy dziecko wsadzi rękę we wrzątek, raczej nie uczyni tego ponownie. Jest coś przerażającego w uporze, z jakim człowiek potrafi realizować jeden model życia.
Nie wyszło ci w małżeństwie? Zostań lowelasem. Albo mnichem. Albo zmień sobie płeć. Facetów, którzy decydują się na ojcostwo tylko dlatego, żeby udowodnić coś sobie i swoim rodzicom, albo dlatego, że partnerka tak bardzo chce, przeciągałbym pod kilem Daru Pomorza.
Oczywiście, nie każdy tak potrafi. Gdy coś nie wyjdzie, uważamy, że warto spróbować ponownie. Sam nie miałbym na tyle odwagi, choć, jak mówił marszałek Piłsudski, gdy wszystkie metody zawiodły, należy spróbować i walenia głową w mur.
Ratunkiem jest poczucie humoru. Jeśli już mamy powtarzać te same błędy, warto ubrać to w żart i w ten sposób odciążyć. Nie da się tak zrobić ze wszystkim, gdyż wątpię, aby zdradę małżeńską albo przepuszczenie w kasynie dorobku życia dało się zbyć najprzedniejszym nawet dowcipem. Ale z rzeczami drobnymi, czyli takimi o jakie najczęściej rozbijają się związki, powinno się udać.
Powiedzmy, że poprzedni związek rozpadł się ze względu na notoryczne bałaganiarstwo. Przecież w nowym nie nauczę się sprzątać! Mogę jednak czynić żarty na temat swojej niezborności, ofiarnie uczestniczyć w porządkach, a następnie spróbować z nadrobieniem strat na innym polu. Jeśli jestem obojętnym mrukiem, mogę co najwyżej stać się karykaturą takiego ponuraka, rozbawiając w ten sposób partnerkę. A ona – mam nadzieję – stwierdzi, że dostrzegłem problem i próbuję coś z nim zrobić. Cokolwiek.
Trochę to rozpaczliwe, co nie?
Błędy, które popełniamy, są jak garb. Nikt nam go nie odejmie. Możemy przestać go dostrzegać, ewentualnie uczynić zeń jeszcze jeden przedmiot do zabawy.
Niestety, to nie działa z dziećmi. Dla dzieci po prostu należy być dobrym. Oczywiście, popełnimy błędy. Dzieci będą na nas wściekłe. Ale potem wybaczą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze