Nie popełniajmy błędów naszych matek!
BASIA KOSIK • dawno temuTeściowa mawia, że kobieta już tak jest skonstruowana, że lepiej nadaje się do gotowania, prania, prasowania i sprzątania, a mężczyzna powołany jest do innych rzeczy, bo taka jest jego natura. Ja pogodzona nie jestem i nic oczywiste dla mnie nie jest. Wciąż myślę o tej mojej naturze i nie umiem jakoś się z nią zgodzić ani z obowiązkami względem męża, ani z życiem wyłącznie dla dzieci. Jakaś niekobieca jestem chyba!
— Małżeństwo to nie przyjemność i nie relacja, to obowiązek - mawia mama mojej znajomej, gdy ta z sympatią wspomina swoje lata narzeczeństwa w kontraście do lat spędzonych w małżeństwie, gdy tak sielankowo nie jest, a szydło z worka wyszło.
— W małżeństwie trzeba trwać dla dzieci – mawia moja mama - Łatwo się wycofać i wejść w nowy związek, ale dzieci cierpią! I ma rację, ale co z tego…
Moja teściowa zaś mawia, że kobieta już tak jest skonstruowana, że lepiej nadaje się do gotowania, prania, prasowania i sprzątania, do zakupów też, zrobi to lepiej od mężczyzny, szybciej, a mężczyzna powołany jest do innych rzeczy, bo taka jest jego natura. Pogodzona ze swoją naturą podsuwa mojemu teściowi miskę pełną ziemniaków i nakłada surówkę, choć on jej nie lubi.
Ja już taka pogodzona nie jestem i nic oczywiste dla mnie nie jest. Wciąż myślę o tej mojej naturze i nie umiem jakoś się z nią zgodzić ani z obowiązkami względem męża, ani z życiem wyłącznie dla dzieci. Jakaś niekobieca jestem chyba!
Nie rozumiem, dlaczego to ja, jako kobieta, mam lepsze predyspozycje do zmywania garów — czy chodzi o wzrost, małe stopy, które mieszczą się pod szafką ze zlewem? Hola-hola u nas w domu jest zmywarka i każdy głupi może ją opróżnić i zapełnić nowymi garami. Niestety, z obowiązku właśnie, z poczucia pieprzonego obowiązku, to ja głupia zajmuję się zmywaniem, a nie mój leniwy mąż. Zresztą nie tylko tym. Moje poczucie obowiązku nie względem męża, ale siebie, każe mi ścierać kurze, bo lubię porządek, i gotować, bo dziecko je obiady w domu. Z innymi obowiązkami domowymi jest podobnie. Przy tym nie prowadzę jedynie domu, ale normalnie pełno wymiarowo zarabiam. Męża do pomocy zmienić nie umiem. To niemożliwe, nie ja go wychowałam, (w tym wieku to nierealne i przy okazji ostrzegam wszystkie panie, które podejmują ryzyko wychowania dwudziestoletniego lub czterdziestoletniego partnera – nie uda się, a tym, które twierdzą, że to możliwe, nie wierzę). Ja nie wychowuję męża, bo on już został ukształtowany, gdy miskę z surówką, kotletem i puree podsuwała mu matka na stole, gdy układała mu rzeczy w pokoju, sprzątała po nim, prała skarpety i prasowała koszule, a on ze względu na swą naturę nie miał żadnych obowiązków, bo przecież do innych rzeczy został stworzony.
Ostatnio spędziłam przemiłe wakacje z przyjaciółką i jej synem. Z zatrwożeniem patrzyłam, jak my kobiety same wpędzamy się do grobu, milcząco, bez zastanowienia powtarzając błędy swoich matek. Ze złością opowiadała mi, że jej ojciec nic nie potrafi w domu zrobić, nawet herbaty sobie nie osłodzi, we wszystkim wyręcza go żona, a mówiąc to robiła kanapki dla nastoletniego syna na śniadanie. Wieczorem słała łóżko, wycierała po nim deskę klozetową i 10 razy pytała, czy na pewno umył zęby, rano przygotowywała mu ubrania i odkładała talerze do zlewu, gdy ten skończył jeść.
Dlaczego to sobie robimy? A potem narzekamy na brak czasu, na życie tylko dla dzieci, na synowe, które nie mogą znieść naszych rozpieszczonych potomków i na mężów, których wyręczamy we wszystkim… Czy ktoś mi odpowie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze