Przeciwieństwa się nie przyciągają!
ALEKSANDRA POWIERSKA • dawno temuCzy prawdą jest stwierdzenie, że przeciwieństwa się przyciągają? Dlaczego jednym podobają się oczy niebieskie, a innym zielone... Co sprawia, że najczęściej wiążemy się z osobami, które znamy od lat? Na te pytania próbuje odpowiedzieć psychologia społeczna. I jak się okazuje miłość wcale nie jest ślepa, a wybór partnera życiowego to nie czysty przypadek, szczęśliwe zrządzenie losu lub mitologiczna strzała Amora.
Znamy i raczej wierzymy w historie miłości od pierwszego wejrzenia, trwałe przyjaźnie pomiędzy ludźmi, których dzielą setki tysięcy kilometrów. To się zdarza, ale bardzo rzadko. Na ogół bowiem utrzymujemy kontakty z tymi, z którymi spotykamy się na co dzień, a więc ze znajomymi z pracy, uczelni, klubu fitness. Jesteśmy bardziej skłonni polubić sprzedawcę z pobliskiego warzywniaka, niż przyjezdnego zza zagranicy, choć o tym pierwszym wiemy równie niewiele, poza faktem, że codziennie z uśmiechem proponuje nam świeże owoce i warzywa. Nie bez znaczenia jest również atrakcyjność fizyczna i mimo że nikt nie mówi o tym otwarcie, to właśnie osobom ładnym podświadomie przypisujemy pozytywne cechy. Dlaczego?
Mąż po sąsiedzku
28-letnia Anna o swoim mężu Bartku może powiedzieć, że znała go od zawsze. Oboje wychowali się na tym samym osiedlu, potem chodzili do tej samej podstawówki, do tego samego liceum i wreszcie oboje wybrali studia w Poznaniu. Ich mamy były najlepszymi przyjaciółkami. Do dzisiaj wspominają te czasy, kiedy wspólnie spacerowały ze swoimi pociechami. Ania miała czerwony wózek, Bartek standardowo, jak na chłopca przystało, niebieski.
— Tak to jakoś wyszło, że w którymś momencie zdałam sobie sprawę, że nie mogę żyć bez Bartłomieja i że to, co nas łączy, przestało już być tylko szkolną przyjaźnią. Sama nie wiem kiedy… a teraz jesteśmy szczęśliwym małżeństwem - opowiada Anna.
Jej historię tłumaczy jedna z teorii atrakcyjności zakładająca, że osoby, które najczęściej spotykamy, mają największe szanse zostać naszymi ukochanymi lub przyjaciółmi. Jest to tzw. efekt częstości kontaktów. Dlatego większość z nas utrzymuje dość bliskie stosunki z sąsiadami, a wybór partnera życiowego pada na współpracownika, przyjaciela ze studiów, czy jak w przypadku Ani, kolegi z tej samej klatki. To właśnie zażyłość jest czynnikiem powodującym, że druga osoba wydaje się nam bardziej atrakcyjna, a przede wszystkim godna zaufania. Wniosek jest jeden: wybieramy tych, do wizerunku których po prostu jesteśmy przyzwyczajeni i których dobrze znamy.
Ciało modela
Bliskość kontaktów to jedno, a atrakcyjność fizyczna — drugie. Choć niechętnie się do tego przyznajemy, prawie zawsze wygląd zewnętrzny znajduje się w czołówce kryteriów decydujących o wyborze partnera. Potwierdzają to nie tylko randkowe fora, ale także badania specjalistów. Psycholog Elaine Hatfield dowiodła, że pary dopasowane pod względem fizycznej atrakcyjności tworzą bardziej stabilne i trwałe związki. Z kolei u osób niedopasowanych pod względem wyglądu relacje są raczej krótkotrwałe i bez głębszej więzi emocjonalnej. Czy zatem naprawdę jesteśmy aż tak próżni?
Inne badania pokazują, że wybieramy ładniejszych, bo wierzymy, że uroda idzie w parze z pozytywnymi cechami charakteru. Wydaje nam się, że osoby atrakcyjne odnoszą więcej sukcesów, są bardziej inteligentne, uprzejme, otwarte, opiekuńcze, a nawet wrażliwe. I choć mnóstwo jest dowcipów o blondynkach, to widząc elegancką, zgrabną i zadbaną kobietę w garsonce, automatycznie przypiszemy jej profesjonalizm i erudycję, a nie brak inteligencji. Nawet jeśli jej włosy będą koloru blond. Ale jak to się mówi punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia, a to, czy kogoś uznamy za atrakcyjnego, czy nie jest po prostu kwestią gustu. Nie ma obiektywnego piękna, uznawanego przez wszystkich. Nie ma takiego wizerunku kobiety, w której zakocha się każdy mężczyzna. A prawdą jest, że im dłużej kogoś znamy i bardziej lubimy, tym jego twarz wydaje nam się ładniejsza. Wniosek: wraz ze wzrostem sympatii wobec danej osoby wzrasta jej atrakcyjność fizyczna.
Magnes przeciwieństw
Wydaje się naturalne, że lubimy osoby podobne do nas, mające zbieżne poglądy i zainteresowania. Są one dla nas potwierdzeniem słuszności własnych cech i wierzeń. Ponadto utwierdzają nas w przekonaniu, że mamy rację i nie musimy czuć się w niej osamotnieni. Taka sytuacja jest dla nas komfortowa. Zatem co sprawia, że przyjaźnimy się z ludźmi, którzy się całkowicie od nas różnią, z którymi wydawałoby się, że nic nas nie łączy? Czy przeciwieństwa naprawdę się przyciągają?
Marek jest zawsze pełen energii i w dobrym humorze. Ma głowę pełną szalonych pomysłów i ciągle włącza się w różnego rodzaju przedsięwzięcia. Lubi działać na forum. Agnieszka jest spokojna, cicha i raczej nieśmiała — totalne przeciwieństwo Marka. Ale pomimo tak dużych różnic łączy ich głęboka przyjaźń. Tylko przyjaźń, bo choć próbowali być razem, oboje stwierdzili, że dzieląca ich przepaść jest jednak zbyt głęboka, by stworzyć trwały związek. Fascynują się swoją odmiennością, lubią dyskutować, spierać się, ale wiedzą, że na dłuższą metę byłoby to męczące.
Choć niektóre badania potwierdzają, że osoba nieśmiała może być atrakcyjna dla otwartej, uległa zainteresuje kogoś, kto lubi dominować nad innymi, a gaduła spodoba się wiernemu słuchaczowi, to hipoteza o przyciąganiu się przeciwieństw nadal pozostaje hipotezą. I jakby na przekór ludowemu porzekadłu w większości przypadków wiążemy się z osobami, z którymi więcej nas łączy, niż dzieli.
Przyjaźń — dobry interes
Bardziej „ekonomiczne” teorie atrakcyjności rozważają związki międzyludzkie w kategoriach zysków i strat. Jeden z francuskich eseistów wręcz wprost zdefiniował przyjaźń jako plan wzajemnej wymiany osobistych awantaży i łask. Ile w tym prawdy?
Teoria wymiany społecznej zakłada, że to, jak ludzie oceniają swoje relacje z innymi zależy od faktu, ile czerpią z danego związku korzyści, a ile strat. To taki emocjonalny system nagród i kosztów. Jeżeli te pierwsze przeważają, czyli jeżeli odpowiadają nam cechy charakteru, konkretne zachowania partnera i jeżeli dzięki tej znajomości zyskujmy zadowolenie, dodatkowe umiejętności, ale i korzyści materialne, to taką relację uważamy za wartą zaangażowania. Jeśli jednak to koszty stoją ponad nagrodami, to automatycznie nasz potencjalny partner wydaje się mniej atrakcyjny. Zwykła matematyczna kalkulacja. Inny pogląd mówi, że najlepszy jest bilans zerowy — to tzw. teoria równości. Ale tak naprawdę, czy warto patrzeć na nasze związki przez pryzmat hipotez naukowych. Chyba lepiej po prostu skupić się na budowaniu trwałych relacji, bo przecież prawdziwa przyjaźń i prawdziwa miłość nie kalkuluje oraz nie oblicza. I choć kierują nami podświadome procesy, które psychologowie przeobrażają potem w teorie atrakcyjności, to na co dzień nie oceniamy naszego przyjaciela jak towaru w sklepie, który ma być dobrą inwestycją. I niech tak zostanie.
Źródło: E. Aronson, T. D. Wilson, R. M. Akert, Psychologia społeczna. Serce i umysł, Poznań 1997.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze