Gorzka pobudka
CEGŁA • dawno temuPoznałam go na komunii mojej siostrzenicy. Podobał mi się niesamowicie – uśmiech, dowcip, ciepło, inteligencja, ciężko to wszystko razem opisać. „Dobre referencje” od siostry przekonały mnie, żeby się umówić. Noc po szalonym wieczorze spędziliśmy u mnie. Wiedziałam, co robię. Potem było jeszcze kilka cudownych randek, praktycznie co drugi dzień, aż… nadeszło owo słynne gorzkie przebudzenie: Jestem żonaty.
Droga Cegło!
Poznałam tego faceta na komunii mojej siostrzenicy i zarazem chrześniaczki. Okazał się sąsiadem mojej siostry, a spotkali się śmiesznie, bo u psychoterapeuty (siostra miała przejściowe problemy małżeńskie). Teraz są niezłymi przyjaciółmi, często się odwiedzają. Podobał mi się niesamowicie – uśmiech, dowcip, ciepło, inteligencja, ciężko to wszystko razem opisać. „Dobre referencje” od siostry przekonały mnie, żeby się umówić. Właściwie to umawianie się było zbędne, kiedy o 19.00 skończył się obiad komunijny, on zaproponował, żebyśmy jeszcze skoczyli do miasta do klubu. Miałam ochotę na tańce, na drinka i na… niego. Chyba nie dało się tego ukryć:).
Noc po szalonym wieczorze spędziliśmy u mnie. Wiedziałam, co robię i on też, nie upiliśmy się, chyba że sobą. Potem było jeszcze kilka cudownych randek, praktycznie co drugi dzień, aż… nadeszło owo słynne gorzkie przebudzenie: Jestem żonaty.
Może nie to mnie zaskoczyło, nie sam fakt – nie jestem wieczną romantyczką pełną złudzeń i wiary w cuda – tylko taki dziwny sposób, w jaki to obwieścił, nagła zmiana w zachowaniu (potem wytłumaczyłam sobie, że się przestraszył, zauważając moje zakochanie). Siedzieliśmy rano przy kawie, jak na filmie, a w jego słowach było wiele goryczy i starał się, jak mógł być cyniczno-odpychający. Z dużym sukcesem, przyznam.
Powiedział, że nie mogę być dla niego niczym więcej poza tymi wspólnymi wieczorami i nocami (kochanką, mówiąc wprost) i to będzie moja decyzja, ale on wie, że żadna wartościowa kobieta czymś takim się nie zadowoli. Gdyby powiedział, że przeprasza, że mnie wykorzystał i że zasługuję na kogoś lepszego, chyba bym go zabiła. Spytałam tylko dlaczego nie powiedział od razu całej prawdy. Cała prawda jest taka, że nikt w nią nie wierzy i ty też nie uwierzysz. Wybacz, że to mówię, ale nie próbuję pierwszy raz. Już kiedyś kochałem i prawda przegrała.
Po chłodnym pożegnaniu zadzwoniłam „z mordą” do siostry, czemu nie raczyła mnie uprzedzić. Zdziwił mnie jej spokój. Jesteś dorosła, sama to sobie ułóż, chyba sama widzisz, że to dobry człowiek. Nie mogłam tego tak zostawić, musiałam ją pociągnąć za język, co jeszcze wie, czego nie wiem ja.
W skrócie historia jest taka: żona bardzo bogata (rodzice kupili jej dom), dwóch synów 3 i 5 lat. Wkrótce po urodzeniu się młodszego oświadczyła, że jest niestety nieaktywna emocjonalnie i był dla niej jedynie samcem rozpłodowym. Nie ma mowy o wspólnym życiu seksualnym czy towarzyskim, ona nie jest zainteresowana. Przechodzą na układ. Warunek: jeśli nie chce krzywdzić dzieci i robić z nich kalek uczuciowych, ma się zachowywać jak mąż na zewnątrz i prawdziwy ojciec: mieszkać, opiekować się, zarabiać na utrzymanie. Poza tym może robić, co chce, ona również zamierza nie skąpić sobie w życiu rozrywek. Gdyby mu jednak przyszedł do głowy rozwód, to ona go tak urządzi w sądzie, że będzie widywał dzieci raz w miesiącu, i to z daleka.
W momencie zawierania tego układu on miał 28 lat i właśnie rozkręcał z sukcesem własną firmę, co żonie, chyba mimo zamożności pazernej na pieniądze, nie było obojętne. Wykorzystała to, że był do szaleństwa zakochany w synach i stwierdziła, że może przez resztę życia na tym jechać. Nie pomyliła się, jak widać. A rozwód to chyba w jej prymitywnym umyśle jakiś skandal rodzinny i obyczajowy, do którego nie wolno dopuścić, bo w jej troskę o dzieci jakoś nie wierzę, po tym, co usłyszałam. W sumie trudno się dziwić, że facet wylądował po tym wszystkim u psychiatry.
Cegło, czy mogę i powinnam zadzwonić do niego, proponując kolejny „układ” w jego życiu? Bo tak w praktyce będzie, nie mogę go przecież przekonywać, by zmieniał to, co przesądzone. Zresztą, mimo wszystko ta znajomość jest krótka i ja jeszcze nie mam ugruntowanych oczekiwań. Zależy mi na nim, to wiem. Jest atrakcyjnym mężczyzną pod każdym względem, zdolnym do miłości, czuję, że potrafiłby wiele dać nawet tamtej kobiecie, gdyby go doceniła. Mogę spotkać kogoś innego, wolnego, to też wiem. Głupio mi dzwonić i mówić Dobra, OK, mogę być tylko kochanką. Udawać, że siostra mi nic nie powiedziała, czy być szczerą? Jakoś mi trudno okłamywać kogoś, kto sam był okłamywany, i na dodatek w sytuacji, gdy wydaje mi się, że on chyba też coś do mnie poczuł, tylko nagle oprzytomniał i postanowił potraktować mnie okrutnie, żebym sobie nic nie obiecywała…
A może skrycie liczył, że moja siostra wykona za niego czarną robotę? To by było najgorsze, bo nie przepadam za tchórzami.
Lilka
***
Droga Lilko!
Facet, który na rodzinnym przyjęciu zaprzyjaźnionej sąsiadki „wyrywa” jawnie jej siostrę, nie jest, moim zdaniem, takim totalnym biedaczkiem, straconym dla życia:). To człowiek świadomy swoich potrzeb i oczekiwań, tyle że nie pogodzony jeszcze z porażkami. Dlatego miota się, zachowuje mocno niekonsekwentnie. Można go kochać, jeśli jest za co, ale nie widzę powodu, żeby mu współczuć i z tego powodu wszystko ułatwiać. On jeszcze tak naprawdę nie zaczął walczyć o swoje szczęście. Jego bezwolność, bezradność wobec ultimatum żony nie kłóci się wcale z innymi cechami, które Cię tak zauroczyły. Ludzie są skomplikowani. Tak czy inaczej, na pewno pora, by się zmobilizował.
Oto moja diagnoza. Absolutnie wierzę, że już próbował ułożyć sobie życie poza tym dziwnym małżeństwem. Niestety, dla pewnych ludzi opisanie własnymi słowami dość haniebnej sytuacji, w jakiej się znaleźli, jest ponad ich siły, zwłaszcza w cztery oczy z osobą, która jest dla nich w jakimś sensie ważna. Dlatego wierzę również w to, że próbował i został wyśmiany, potraktowany jak cwaniak sprzedający łzawą bajeczkę dla osiągnięcia własnych celów. Cóż, nikt nie lubi być wykorzystywany. On czuje się fatalnie, ale każda kolejna kobieta, którą potraktuje tak jak Ciebie, będzie się czuć podobnie, tylko z innych powodów. Wiedząc to już, powinien jednak zmienić taktykę. I próbować szczerości tak długo, aż trafi na kogoś, kto mu uwierzy. Być może jego terapia jeszcze nie dobiegła końca?
Zgoda, to przebudzenie i nagła zmiana frontu nie były przyjemne. Nie sądzę, by to zaplanował, i Ty również nie psuj sobie nastroju takimi podejrzeniami. Na Twoim miejscu wzięłabym na wstrzymanie i przemyślenie. Jeśli mu zależy i wie, że Cię zranił (a uczuciowy, inteligentny facet powinien to wiedzieć), przejmie prędzej czy później inicjatywę. Nawet jeśli będą to tylko przeprosiny za tamtą rozmowę. A wówczas zadecydujesz, czy brnąć w to dalej razem z nim – ze świadomością, jaka batalia go czeka. Bo prawda jest taka, że wersja żony to jedynie czcze pogróżki, mające trzymać go w szachu, i prędzej czy później będzie musiał się z tą prawdą zmierzyć, również w sądzie, jeśli nie chce przegrać reszty swojego życia.
Jedno jest pewne. Wchodzenie w relację z mężczyzną już uwikłanym w bardzo trudny związek i odpowiedzialnym – bezterminowo — za swoje dzieci wymaga na samym wstępie otwartości i zgody na liczne, niemałe kompromisy. Co nie znaczy, że definitywnie nie warto. Ważne, czy znasz siebie, swoje siły i przede wszystkim wyobrażenia o dzieleniu z kimś życia na tyle, by podjąć właściwą decyzję. Pamiętaj, że Twoje dobro jest równorzędne z prawem do szczęścia wszystkich zaangażowanych w tę historię. A może po prostu przyjmij, że najważniejsze.
Powodzenia życzę…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze