Zdradziłam... Czy jestem winna?
CEGŁA • dawno temuCzłowiek musi czasem dostać w twarz na odlew, żeby zrozumieć, że działa w amoku i i powinien się opamiętać. Metaforycznie nie mam nic przeciwko temu. Jest wina i jest kara. Bez przesady jednak, kurde. Nie cała lawina od razu na jedną osobę.
Kochana Cegło!
Mam 24 lata, kończę studia, przez dwa szczęśliwe lata byłam mężatką. Kiedyś zostawił mnie chłopak, który był dla mnie więcej niż całym światem. Chodziliśmy ze sobą od pierwszej gimnazjalnej do końca liceum. Nie zostawił mnie w potocznym sensie – zaraz po maturze z rodzicami i rodzeństwem wyjechał na stałe do Kanady, gdzie wiele lat temu urządzili się jego dziadkowie. Nie miał wyboru ani nic do powiedzenia, zresztą, nie wiem, czy walczył o to, żeby ze mną być, tu czy tam, bo od dawna miał załatwione studia i wszystko, a mnie poinformował dokładnie tydzień przed wylotem. Nie kontaktowaliśmy się potem. Rodzice wozili mnie po psychiatrykach, bo pocięłam się i przedawkowałam środki uspokajające. Uratowali mnie, w każdym sensie. A potem zjawił się znikąd, jak dodatkowe koło ratunkowe, mój mąż i już było dobrze. Do niedawna.
Koleżanka z klasy brała ślub w Szczecinie, z gigantyczną pompą. Zaprosiła chyba ze 300 osób, w tym całą klasę. Przy tej okazji olśniło mnie: na nasze 28 osób aż dziewięć już zdążyło wybyć za granicę, smutne… Ze szkolnych kolegów przyszła w sumie połowa. Niestety, przyjechał też mój Kanadyjczyk, jak zły duch… A ja pojechałam na wesele bez męża, akurat miał problemy z kręgosłupem i dał mi błogosławieństwo na drogę i pyszną zabawę, pełną wspominków. Dziewczyny beształy mnie, chciały go koniecznie poznać, ale w sumie „zazdrościły mi” też, że mogę poszaleć na weselu, jako ta zerwana ze smyczy…
No i poszalałam. Z moim byłym chłopakiem pogadaliśmy, popiliśmy ostro, nawet popłakaliśmy sobie. Czułam jakąś dziwną presję, jakby wszyscy naszemu spotkaniu kibicowali, zresztą nie wiem, z jakiej racji – wiadomo, jak i z czyjej inicjatywy zerwaliśmy, to nie sekret. A może to był mój nieutulony nigdy żal, ciekawość, pragnienie przeprosin z jego strony? Stała się rzecz okropna – wylądowaliśmy w łóżku. Po pijanemu, bez sensu i bez znaczenia, ta sprawa jest przeszłością.
Kiedy wróciłam do domu do Poznania, mąż najpierw mnie wypytywał o wesele, ale szybko zauważył, że się nie rozgaduję i przestał. Dostałam gorączki, leżałam tydzień bez żadnych leków, bo nikt nie wiedział, co mi jest, a to był wstyd i strach. Potwór gorszy od dżumy, tyle że się nie umiera, tak dobrze to nie ma. Chorując, i tak wiedziałam, że kiedyś muszę wstać i zmierzyć się z tą sytuacją. Nie mogłam mężowi spojrzeć w oczy, a co tu mówić np. o seksie? A on jeszcze podawał mi herbatki ziołowe z miodem i głaskał po główce, przez co czułam się jak ostatnia k…a.
Nie wiem, czy to jest takie moje diabelskie szczęście (któremu pomogłam, wiem), ale los nie zostawia mnie samej w kłopocie, usłużnie wyciąga pomocną dłoń. Kiedy się ogarnęłam po chorobie i przygotowałam do szczerej rozmowy z mężem, nie okazał bynajmniej zaskoczenia ani gniewu. Był pełen zrozumienia! A wiem na pewno, że nie dotarły do niego żadne relacje czy plotki, nawet uważałam, że to lepiej: dowie się najgorszego ode mnie osobiście. Bardzo gładko ta rozmowa poszła (przedtem mąż wiedział jedynie, że mogę spotkać na weselu swoją byłą sympatię, lecz traktował to równie lekko). Przepraszałam, płakałam, na przemian wybielałam się i oczerniałam, a on nic, tylko klep-klep, nie martw się kochanie, jesteśmy tylko ludźmi, zdarza się…
Coś mnie tknęło, zaostrzyły mi się wzrok, węch i słuch. Hello, za dobrze jest! To niemożliwe. Kochamy się, ok, ale aniołkami nigdy nie byliśmy. Zamilkłam, żeby dać jemu dojść do słowa. Zbiegi okoliczności chodzą po ludziach, jak te bóle kręgosłupa. Jego ból okazał się całkiem przyjemny, z taaakimi długimi nogami, które z nim czy za nim chodziły już od paru miesięcy…
No i mamy nieświeżego klopsa. Minęły czasy głupoty, kiedy się cięłam z miłości. Mam poczucie winy i obciachu, trudno żeby nie. Ale złość chyba w tym momencie stała się silniejsza. Mąż coś bełkocze o rozwodzie – nie wiem, czy już przedtem go chciał, czy mu pomogłam swoją zdradą, kto teraz do tego dojdzie? Pewne podejrzenia mam, ponieważ mąż nie chce iść na wspólną terapię, a to dla mnie znaczy, że decyzję już podjął wcześniej. Na wesele nie pojechał, bo trafiła mu się okazja wolnego weekendu z nową dziewczyną… Naprawdę, to nie konkurs wredoty, tylko życie, ale nie wiem, które z nas jest gorsze. I czy przypadkiem on nie ma racji: nie ma sensu walczyć o nasze razem, oboje pokazaliśmy po całości, co potrafimy.
Nie umiem równocześnie zapanować nad poczuciem niesprawiedliwości. Każdy chce sobie poprawić jakoś humor, wiem. Ciągle odganiam tę myśl, że jednak mąż oszukał mnie bardziej, działał z premedytacją i systematycznie, a ja miałam „tylko” jedną wpadkę z byłym (niektórzy sądzą wręcz, że takie coś nie liczy się jako niewierność, ja tego argumentu nie używam w rozliczeniach z samą sobą). To wygodnictwo wstrętne, ale tak uważam.
wierzeja
***
Kochana Wierzejko!
Wiesz, ja tak nie do końca wierzę w fatum. Bardziej — w niedopowiedziane, ciasno zamknięte kłopoty, pretensje, niedosyty i sekrety, które pęcznieją między ludźmi i w końcu eksplodują, bo jakżeby inaczej?
Zacznę od przypomnienia, że pewna grupa związków cieszy się podobno poligamicznym seksem za obopólną zgodą lub przeciwnie – bez poruszania tego tematu. Te poboczne relacje mają charakter biologiczny, są błahe, nie powodują cierpienia, zazdrości ani poczucia winy, bywa, że wręcz wzmacniają główną relację. Podobno.
Przeważające doświadczenie terapeutów pokazuje bowiem, że nie ma zdrady bez konsekwencji, a bezkarność swobody seksualnej to przestarzały mit, nigdy zresztą nie podparty dość mocnymi filarami. Regułą jest raczej to, że miłość idzie w parze z pragnieniem fizycznej wyłączności, nawet jeśli nie wszyscy ten fenomen rozumieją czy akceptują. Może zatem nie o logikę tu idzie, lecz o trywialne bezpieczeństwo i higienę związku?
Druga rzecz, bardzo ważna, to uczciwa odpowiedź na pytanie, czy Twoje negatywne wspomnienia pierwszej miłości i jej następstw w istocie zatarły się bez śladu. Jak widać, nie. I nie chciałabym zabrzmieć protekcjonalnie, lecz są to traumy stosunkowo świeże. Miałaś w życiu dwóch ważnych partnerów i z pierwszym byłaś związana dużo dłużej. Nie pocieszam Cię ani nie usprawiedliwiam – stwierdzam fakt: nie zdradziłaś męża z przypadkową osobą ale i nie zaplanowałaś tego. Być może uległaś procentom, nastrojowi chwili, złudnej nadziei na załatwienie spraw niezałatwionych, wręcz „niezałatwialnych”. Niewykluczone jednak, że w nowym, głównym związku intuicyjnie, podświadomie wyczuwałaś jakiś problem, fałsz. Jeszcze nie wyzbyłaś się emocji związanych z byłym, a już doszły tajemniczymi kanałami negatywne wibracje ze strony aktualnego partnera. Wibracje, jak się okazało, uzasadnione.
Dlaczego mąż nawiązał romans na tyle poważny, że nie chce negocjować? Nie umiem Ci odpowiedzieć. Może czuł, że nie do końca jesteś myślami przy nim, ale nie umie o tym dyskutować? A może jest złym, nieuczciwym człowiekiem? To dwie krańcowe opcje, w życiu rzadko bywa tak prosto. Oddaliliście się od siebie, a teraz mąż dostał do ręki mocną kartę, by już nie otwierać się na rozmowę o czymś, co przestało być dla niego ważne. Masz prawo próbować go do takiej rozmowy nakłonić, tylko najpierw zdefiniuj, co chcesz osiągnąć. Pojednanie, nową próbę – czy tylko oczyszczenie atmosfery? Pamiętaj, że 100 procent prawdy z jego strony może Cię zaboleć jeszcze mocniej niż to, co wiesz dotąd. A co masz sama do zaoferowania? Jeśli pragniesz się jedynie odegrać, raczej nie masz szans. I uwierz, to by w niczym nie pomogło. W uczuciach nie da się osiągnąć stanu równowagi – czy to w cierpieniu, czy zrozumieniu.
Zbierz siły (wiem, że miałaś i masz z tym problem – zasięgnij więc fachowej pomocy). Pożegnaj się definitywnie z dawnym związkiem, tu o żadnym renesansie nie ma mowy i mam nadzieję, że się ze mną zgadzasz. Postąpiłaś beztrosko i niewłaściwie, ale nie każ się za to zbyt surowo. I tak płacisz myto, skrzywdziłaś samą siebie.
Co do rany zadanej mężowi, sprawa jest bardziej problematyczna. Jak wspomniałam, właściwie poszłaś mu na rękę, choć nie zgadzam się, że był to przypadek. I obawiam się, że ten związek również należy zaliczyć do porażek.
Co wcale nie oznacza, że nic Cię już nie czeka, bo popełniłaś fatalny błąd, a całym Twoim życiem rządzi prawo serii. Jesteś bardzo młodą kobietą, Twojego doświadczenia nie nazwałabym wielkim, chociaż na pewno dotkliwym. Powiedz sobie: to dopiero druga próba, ludzie nie zawsze ranią się z rozmysłem, ale myśleć warto zawsze. Z każdym razem stawać się mądrzejszą, właśnie o to, co boli. Masz jak każdy prawo do szczęścia i znajdziesz je – po prostu masz też w tej kwestii troszkę bardziej pod górkę, niż to się jawi w marzeniach.
Będę trzymać kciuki, by spełniły się po części, to już wielki sukces, i Twój, i marzeń.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze