„Wall Street: Pieniądz nie śpi”, Oliver Stone
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuMiliony widzów na świecie zechcą poznać dalsze losy legendarnego Gordona Gekko, ale kontynuacja arcydzieła arcydziełem nie jest. Zabrakło wyrazistej intrygi i mistrzowskiej narracji. Obraz światowego rynku finansowego, jego malwersacji, analiza posunięć, które doprowadziły do krachu – wypada rewelacyjnie. Poza tym film to jeden wielki aktorski popis. Dla Douglasa oscarowa rola Gekko była przepustką do światowej popularności: z przyjemnością ponownie wchodzi w skórę cynicznego gracza.
Oliver Stone powraca do swojego wielkiego przeboju z 1987 roku. Można by spytać: po co? Skoro nie od dziś wiadomo, że sequele głośnych tytułów zwykle nie dorównują pierwowzorom? Ale, że pieniądz nigdy nie śpi, a miliony widzów na całym świecie i tak zechcą poznać dalsze losy legendarnego Gordona Gekko, odpowiedź na postawione wyżej pytanie wydaje się być oczywista.
W pierwszej scenie Gordon Gekko (Douglas) wychodzi z więzienia. Kilka lat później próbuje odbudować swoją sytuację finansową publikując autobiografię. W trakcie jednego ze spotkań autorskich przysłuchuje mu się Jake (LaBeouf), narzeczony wyrzekającej się ojca córki Gekko, Winnie (Mulligan). Jake jest też młodym, ale zamożnym już maklerem giełdowym. Obu mężczyzn połączy wspólny wróg: odpowiedzialny za bankructwo i samobójczą śmierć mentora Jake’a, Lewis’a Zabela (Frank Langella) Bretton James (Josh Brolin). Wiele wskazuje na to, że to właśnie Bretton dostarczył FBI dowody obciążające Gekko.
Ale i na tym nie koniec. Gordon wydaje się być zainteresowany odzyskaniem względów córki, co Jake obiecuje mu ułatwić. Powstaje gęsta sieć zależności, w której autentyczność przemiany skompromitowanego finansisty jest kluczową kartą. Jake wierzy Gordonowi, jego optymizmu nie podziela Winnie. Które z nich będzie miało rację?
Na wstępie wypada ostrzec: kontynuacja arcydzieła arcydziełem niestety nie jest. Zabrakło wyrazistej intrygi i mistrzowskiej narracji, jakie pamiętamy choćby z Plutonu, JFK czy właśnie Wall Street. Powrót Gordona Gekko umożliwił globalny kryzys 2008 roku. I właśnie ten aspekt: obraz światowego rynku finansowego, jego malwersacji, analiza posunięć, które doprowadziły do krachu – to wszystko wypada rewelacyjnie. Stone świetnie gra kontekstem. Dyskretnie przypomina, że wszystko to przewidział już w scenariuszu pierwszego Wall Street. Świat finansowej elity sprzed kryzysu rysuje jako hermetyczne, cyniczne i chciwe środowisko, któremu lekkomyślnie oddaliśmy władzę nad światem. I jest to obraz niepokojący, sugestywny i zadziwiająco wiarygodny. Niestety: cała ta (chwilami naprawdę imponująca) konstrukcja to jedynie tło dla dogłębnej analizy konfliktów na linii zły ojciec, skrzywdzona córka i jej narzeczony. Także tu Stone zaczyna ciekawie, z czasem funduje widzom jeden zaskakujący (a jednocześnie dyskretnie zapowiadany od samego początku) zwrot akcji w stylu pierwszego Wall Street. Ale chwilę później popada w tani, pocztówkowy sentymentalizm. Razi banałem i schematycznością. I tym samym odbiera siłę całemu filmowi. Wątków jest oczywiście znacznie więcej, Stone z czasem nakłada je na siebie w coraz mniej przejrzysty sposób, a od pewnego momentu serwuje kolejne, następujące po sobie pozorne zakończenia. Pierwsze z nich jest rewelacyjne, kolejne coraz słabsze, a faktyczny finał to już jedynie ordynarne zapożyczenie z komedii romantycznych i amerykańskiego kina familijnego.
Oczywiście Stone bez formy to nadal Stone. Wciąż jest imponująco sprawny, wciąż potrafi zestawiać ze sobą prawdziwe ekranowe osobowości. Od pierwszych ujęć przyciągają uwagę widza fenomenalne zdjęcia Rodrigo Prieto (Przerwane objęcia, 21 gramów, Babel, Ostrożnie, pożądanie). Prieto z jednej strony szaleje ukazując Manhattan z najmniej spodziewanych perspektyw; z drugiej dyskretnie nawiązuje do lat 80., bywa świadomie anachroniczny. Ale Pieniądz nie śpi to przede wszystkim jeden wielki aktorski popis. Dla Douglasa oscarowa rola Gekko była przepustką do ambitnego kina i światowej popularności: czuć, że z przyjemnością ponownie wchodzi w skórę cynicznego gracza. Banalne w gruncie rzeczy zwroty akcji potrafi uczynić zaskakującymi, jest charyzmatyczny i niejednoznaczny. Dzielnie partneruje mu Josh Brolin (Obywatel Milk, To nie jest kraj dla starych ludzi). Brolin doskonale dobiera role. Natura obdarzyła go urodą w stylu komiksowych aparycji a la nieśmiertelna Moda na sukces: kreując amantów byłby nieznośny, grając czarne charaktery raz po raz wypada rewelacyjnie. Równie przekonujący są weterani amerykańskiej kinematografii w rolach odchodzących już ojców Wall Street: Frank Langella (Frost/Nixon, Good Night and Good Luck) i Eli Wallach (Autor Widmo, Dobry, zły i brzydki).
I tak właśnie wygląda prawda o Wall Street: Pieniądz nie śpi. Piękne zdjęcia, fenomenalne kreacje, ale i brak reżyserskiej dyscypliny, błędy narracyjne, wkradające się gdzieniegdzie chwile nudy. Pewne rzeczy można wybaczyć np. debiutującemu twórcy. Ale Pieniądz nie śpi firmuje Oliver Stone. A od niego mieliśmy prawo oczekiwać znacznie więcej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze