„Na domiar złego”, Sarah-Kate Lynch
MAGDALENA SOŁOWIEJ • dawno temuKsiążka napisana przez kobietę dla kobiet; pokazuje przeróżne aspekty życia – przede wszystkim konieczność łączenia różnych, często wykluczających się spraw: miłości, obowiązków i pasji. Pokazuje także, że nieszczęścia chodzą parami. Główna bohaterka doświadcza takiego splotu wydarzeń: traci pracę, rozstaje się z mężem i zapada na ciężką chorobę. Udowadnia jednak, że zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie.
Dużo prawdy tkwi w stwierdzeniu, że nieszczęścia chodzą parami. Wszystko w naszym życiu układa się całkiem dobrze, a tu nagle – utrata pracy, rozstanie z mężem, poważna choroba. Takiego splotu wydarzeń doświadcza główna bohaterka książki Na domiar złego Sary – Kate Lynch.
Florence to sympatyczna, spokojna, obdarzona wewnętrznym ciepłem osoba, która jest w stanie pochylić się nad każdym potrzebującym. Na co dzień pracuje w londyńskim sklepie z antykami, który prowadzi ze swoją przyjaciółką. Niestety Charlotte chce uczynić ze sklepu wiodący dom aukcyjny, a Florence woli rozmawiać, nawet z najdrobniejszymi klientami, proponując im (zamiast zabytkowych przedmiotów) małą pogawędkę przy ciastku i herbacie (a przecież w biznesie liczą się wyłącznie pieniądze, a nie dobre relacje z mało zamożnymi klientami). Charlotte rezygnuje więc ze współpracy z Florence i to wydarzenie zapoczątkowuje całe pasmo nieszczęść. Właśnie „na domiar złego” kobieta dowiaduje się, że jest chora na raka, a jej mąż opuszcza ją dla mężczyzny. Nasza bohaterka nie zamierza się jednak poddawać. Na nogach trzyma ją marzenie o własnej kawiarence, zbudowanej na parterze domu, oraz mnóstwo przyjaciół, poznanych dzięki pracy w sklepie z antykami. Czy uda się jej wyjść na prostą? Czy znajdzie kogoś, kto zastąpi jej ukochanego męża? A może dogada się wreszcie ze swoim synem, z którym pokłóciła się o jego związek z kilkanaście lat starszą od niego kobietą?
Na domiar złego to książka napisana przez kobietę dla kobiet; książka, która pokazuje przeróżne aspekty życia – przede wszystkim konieczność łączenia różnych, często wykluczających się spraw: miłości, obowiązków i pasji. Stworzenie harmonijnej całości nie należy do zadań łatwych, tym bardziej, że na naszej drodze nie zawsze spotykamy przyjaciół. Jednak losy Florence to dowód na to, że załamywanie rąk to najpoważniejsza krzywda, jaką możemy sobie wyrządzić.
Powieść Sary-Kate Lynch to książka, w której nie znajdziemy oryginalnych pomysłów fabularnych i ciekawych rozwiązań stylistycznych. Bo autorce Na domiar złego nie chodziło o to, by zaskakiwać czytelnika, lecz pokazać to, że każde życiowe doświadczenie (czasami ciężkie, czasami lekkie) nie jest czymś wyjątkowym; że nieszczęścia zdarzają się każdemu i że prędzej czy później zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie.
Co ważne, atmosfera książki przesycona jest urzekającym zapachem dobrej, angielskiej herbaty i przepysznego ciasta. Szczególnie apetycznie wypada bananowo-czekoladowy wypiek ze świeżymi malinami (jego przepis znajdziemy w książce Lynch). Dla Florence doskonały sposób na odpędzenie złych myśli o chorobie: Rose zrobiła mi raz takie, kiedy Janie McPherson zaprosiła wszystkich z klasy poza mną na swoje dwunaste urodziny. Naprawdę, wgryzanie się w ten dekadencki kawałek ciasta oblanego ciemną czekoladą pozwolił mi zapomnieć, choćby na krótki czas, o tak bolesnym ciosie. Nie odkrywał tajemnicy życia wiecznego, ale był cholernie dobry. Może nie miałam odpowiedniego zestawu do lewatywy z kawy, ale miałam coś innego: mąkę, jajka, cukier i kakao. Jeśli ktoś jest w stanie, tak jak Florence, dzięki kilku składnikom wprowadzić odrobinę optymizmu do swojego życia, natychmiast powinien otwierać kawiarenkę. Bowiem czemu nie połączyć spraw przyjemnych i pożytecznych z zarabianiem pieniędzy? Kto wie, może któraś z czytelniczek odnajdzie w książce pomysł na własne życie? To całkiem prawdopodobne, skoro Sarah-Kate Lynch zna się na tym, o czym pisze. Pokazuje to popularność jej tekstów publikowanych stale w New Zealand Woman's Weekly. Na pewno warto tam zajrzeć, podobnie jak do siedmiu innych powieści autorki, w większości przetłumaczonych na język polski. Przed nami więc kilka jesiennych wieczorów, poświęconych lekturze. Na pewno zaliczymy je do udanych.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze