„W chmurach”, Jason Reitman
DOROTA SMELA • dawno temuNareszcie film, którego nie da się zaszufladkować gatunkowo, należący do przepastnej kategorii kina obyczajowego, w którym momenty zabawne naturalnie mieszają się ze sprawami cięższego kalibru. W dodatku w ich centrum stoi typowy antybohater - figura tyle modna, co moralnie niejednoznaczna. Film udowadnia, że stereotypy są dobre dla ograniczonych umysłowo.
Nareszcie film, którego nie da się zaszufladkować gatunkowo, należący do przepastnej kategorii kina obyczajowego, w którym momenty zabawne naturalnie mieszają się ze sprawami cięższego kalibru. W dodatku w ich centrum stoi typowy antybohater — figura tyle modna, co moralnie niejednoznaczna.
W pierwszym odruchu Ryan nie budzi sympatii — to facet, który z braku przywiązania do kogokolwiek i czegokolwiek uczynił swoją prywatną religię. Nie ma ona jednak wiele wspólnego z buddyzmem i wynika raczej ze zwykłej niechęci do stabilizacji. Do ponad pięćdziesięcioletniego Ryana wciąż najlepiej pasuje określenie "niebieski ptak", który zgodnie z tytułem filmu dosłownie buja w obłokach.
Zatrudniony przez korporację specjalizującą się w restrukturyzacji innych przedsiębiorstw, Ryan wynajmowany jest do zwalniania ludzi z pracy. Codziennie przemierza setki kilometrów, by wyręczyć jakiegoś biznesmena, który nie ma odwagi wypowiedzieć umowy lojalnemu pracownikowi, ojcu dwójki dzieci, pracoholikowi itd. Ryanowi przychodzi to łatwo, okazjonalnie udaje mu się nawet wmówić klientowi, że to dla niego początek lepszego życia.
Przecież nauczył się nie angażować emocjonalnie. Ta zasada ułatwia mu także nawiązywanie ciągle nowych znajomość i przelotnych romansów. Kiedy na horyzoncie pojawia się Alex, która zdaje się w równym stopniu cenić sobie układy łóżkowe bez zobowiązań, Ryan czeka już tylko na przekroczenie dziesięciomilionowej mili. Linie lotnicze, których jest najlepszym klientem, zawsze dbały o to, by czuł się wyjątkowy.
Ale dopiero teraz czekają go prawdziwie elitarne przywileje i bonusy z programów lojalnościowych. Pech chce, że w ramach oszczędności jego własny szef chce wstrzymać podróże służbowe. Wynajął właśnie młodą specjalistkę od cięcia kosztów, która przekonała wszystkich, że zwolnienia poprzez wideo-rozmowę są równie skuteczne, a przy tym dużo tańsze. Czyżby Ryana czekało przymusowe uziemienie? I jak to wpłynie na jego romans z podróżującą Alex, który zaczął właśnie nabierać kolorów?
W typowej komedii taki obrót wypadków pociągałby za sobą szereg schematycznych konsekwencji. Tutaj nic nie jest z góry przesądzone, bohaterowie bywają nieprzewidywalni, a całość nosi znamiona dobrego kina niezależnego. Ta Nieznośna lekkość bytu po amerykańsku umiejętnie zderza historię starzejącego się "związkofoba" z kryzysem finansowym i szeroko pojętymi zagadnieniami etyki pracy.
Czy wypada utrzymywać się z cudzego nieszczęścia, czy istnieje coś w rodzaju honorowego kodeksu zwolnień, kto ponosi winę za samobójstwo zwolnionego pracownika? Czy w takiej pracy można zachować wrażliwość i ludzką twarz? To tylko niektóre z pytań, jakie stawia przed widzem ten film. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że w obecnej dobie krach gospodarczy to obok terroryzmu i nowych mediów czynnik najsilniej reorganizujący rzeczywistość społeczną.
Oczywiście znajdziemy też w filmie rozważania na temat plusów i minusów małżeństwa oraz instruktaż podróży lotniczych. Słowem wszystko, co może zainteresować dorosłego, dynamicznego przedstawiciela zachodniej cywilizacji.
Reitman, który w swoim dorobku ma dwa udane filmy: Juno - tragikomedię o nastolatce w ciąży i satyrę na zjawisko lobbingu Dziękujemy za palenie, to reżyser o rozpoznawalnym stylu.
Jego znakiem firmowym jest postać antybohatera, który w toku fabuły zazwyczaj udowadnia, że stereotypy są dobre dla ograniczonych umysłowo. Ale mamy też u tego reżysera motyw niekompletnej przemiany, jego protagoniści często okazują się niezbyt silni, by pokonać bierny opór rzeczywistości. To ludzie z krwi i kości, którzy nie robią nam fałszywych nadziei, że wszystko musi się dobrze skończyć.
Smaczkiem pozostaje fakt, że obsadzony w głównej roli Clooney znany jest ze swojej niechęci do uczuciowej stabilizacji i jeszcze do niedawna najżarliwsze emocje budziła w nim ukochana świnia o imieniu Max.
Jason Reitman jest także reżyserem o wrażliwym na muzykę uchu. Anti-folkowy soundtrack do Juno trafił na prestiżową listę najlepiej sprzedawanych albumów Billboard Hot 200. Ścieżka do filmu W chmurach utrzymana jest w podobnym klimacie.
Na jej końcu (nie wychodźcie z filmu przed końcem napisów) reżyser umieścił piosenkę jednego ze swych fanów — balladę o tym, jak to jest, gdy traci się pracę. Rok temu podczas wykładu pięćdziesięcioparoletni Kevin Renick podszedł do Reitmana i wręczył mu kasetę z piosenką Up in the air. Reżyser postanowił wykorzystać ją w swoim filmie. To kolejny zabieg, który sprawia, że W chmurach odbiera się jako bardzo nowoczesne kino.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze