„Żółwik Sammy”, Ben Stassen
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuPierwsza europejska produkcja, której nie musimy się wstydzić. Wyśmienite kino familijne, które relaksuje i wprawia w doskonały nastrój. Film, skierowany do najmłodszych widzów. To delikatnie fabularyzowany dokument przyrodniczy o walorze edukacyjnym. Dzieci zobaczą konsekwencje niszczenia podwodnego świata i dostaną, okraszoną duchem wielkiej przygody, lekcję biologii. Podwodny świat odwzorowano z niezwykłą precyzją. Całość wsparto technologią 3D. Wielobarwne koralowce, świecące meduzy, ławice tropikalnych ryb - wszystko wylewa się z ekranu, przelatuje wokół głów, wpada na twarze widzów. Film jest nominowany do Europejskiej Nagrody Filmowej.
Śledzenie rynku wysokobudżetowej animacji cyfrowej powoli staje się nudne. Najlepsze filmy zawsze dostarcza studio Pixar, na drugim miejscu plasuje się DreamWorks, a potem długo, długo nie ma nic. Ostatnim odstępstwem od tej reguły był nominowany do Oscara debiut studia Sony Na fali. Tym większą sympatię budzi Żółwik Sammy. To pierwsza europejska produkcja, której nie musimy się wstydzić. Ben Stassen nie próbuje ścigać się z liderami rynku, nie naśladuje ich klasycznych zagrań. Decyduje się na zupełnie inną narrację, swój przekaz kieruje w stronę innego widza. Oczywiście nie jest to produkcja na miarę hitów takich jak Ratatuj, czy Wall-E. Ale też Żółwik Sammy to film, którego naprawdę nie sposób nie polubić.
Urodzony na kalifornijskiej plaży morski żółw o imieniu Sammy w pierwszych scenach filmu poznaje dwie najważniejsze dla siebie osoby: miłość swojego życia, śliczną żółwicę Karolę i wygadanego kumpla od serca, Jaśka. Sammy jest zbyt słaby, by o własnych siłach dotrzeć do morza. Kiedy w końcu mu się to udaje, traci z oczu Karolę. By ją odnaleźć, wraz z Jaśkiem wyruszają w podróż po oceanach. Podczas swojej długiej wędrówki odkrywają świat i narażają się na wiele niebezpieczeństw. Sammy zostaje maskotką hippisowskiej społeczności, mierzy się z plamą ropy, umyka rybakom, jest świadkiem wodowania statku kosmicznego Apollo II na Oceanie Spokojnym…
Żółwik Sammy to film skierowany przede wszystkim do najmłodszych widzów. Stassen świadomie rezygnuje z humoru czytelnego jedynie dla dorosłych, unika popkulturowych odniesień, nie nakazuje akcji gnać na złamanie karku. Jego film to właściwie delikatnie fabularyzowany dokument przyrodniczy o dużym walorze edukacyjnym. Dużym, ale nie przytłaczającym. Ekologiczne przesłanie podane jest bez zbędnego patosu, moralizatorstwa, bez apokaliptycznej nuty. Maluchy zobaczą konsekwencje bezmyślnego niszczenia podwodnego świata, ale poznają też jego obrońców (członków Greenpeace, zaangażowanych w ruchy ekologiczne hippisów itd.). Ale przede wszystkim dostaną kapitalną, okraszoną duchem wielkiej przygody, lekcję biologii. Bo podwodny świat odwzorowano tutaj z niezwykłą wręcz precyzją. A całość wsparto wspaniale zastosowaną technologią 3D. Bo 3D nie jest tu dodatkowym „bajerem”, ale autentyczną przepustką do podwodnego świata. Wielobarwne koralowce, świecące meduzy, rozkoszne koniki morskie, ławice wściekle kolorowych, tropikalnych ryb: to wszystko co chwila wylewa się na nas z ekranu, przelatuje wokół naszych głów, a nawet wpada wprost na twarze zachwyconych widzów. Ben Stassen to pierwszy w Europie specjalista od 3D (dotąd zrealizował m.in. Wyprawę na księżyc 3D i Dzikie safari 3D) i faktycznie: w tym aspekcie Żółwik Sammy nie ustępuje nawet i Avatarovi. A oglądający go autorzy (generalnie dalece lepszego) Gdzie jest Nemo? z pewnością pożałują, że nie poczekali na spopularyzowanie tej technologii.
We wszystkim co ostatnio napisano o Żółwiku Sammy’m (film jest nominowany do Europejskiej Nagrody Filmowej) przewija się owe „dla najmłodszych”. Bo też i faktycznie, filmowi Stassena można postawić jeden zarzut: na wizualnym przepychu i sprytnie przeprowadzonej misji edukacyjnej nieznacznie ucierpiała sama fabuła. Akcja toczy się tutaj tak, by doprowadzić do zjawisk, które twórcy chcą zaprezentować. Niektórym posunięciom bohaterów brakuje głębszej motywacji. Tyle, że szczerze mówiąc w niczym to nie przeszkadza. Historia jest uproszczona, ale nie zinfantylizowana; ostatecznie wszystko trzyma się tu kupy. A brak galopującej akcji i skomplikowanych relacji pomiędzy bohaterami Stassen skutecznie rekompensuje niezwykłym urokiem całej opowieści. Specyficznym, nawiązującym do klasycznych dzieł Disney’a, ciepłem. I dlatego właśnie jest to wyśmienite kino familijne: Żółwik Sammy serwuje wizualny kalejdoskop, ale też autentycznie relaksuje i wprawia w doskonały nastrój.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze