"Wszystko gra", reż. Woody Allen
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuPod tym dosyć swobodnie przetłumaczonym tytułem – w oryginale brzmi on Match Point – kryje się nietypowy, niekomediowy film Woody’ego Allena. Wszystko gra to film obyczajowy o ambicji, pożądaniu i zdradzie, który płynnie przechodzi w thriller.
Pod tym dosyć swobodnie przetłumaczonym tytułem – w oryginale brzmi on Match Point – kryje się nietypowy, niekomediowy film Woody’ego Allena. Wszystko gra to film obyczajowy o ambicji, pożądaniu i zdradzie, który płynnie przechodzi w thriller. Trener tenisa z epizodem mistrzowskim w CV (Jonathan Rhys Meyers) zdobywa posadę instruktora w klubie zrzeszającym londyńską śmietankę towarzyską. Tom nie jest w ciemię bity i szybko zaczyna rzeczoną śmietankę spijać. Udaje mu się wżenić w nieprzyzwoicie bogatą rodzinę. Jednakże, kiedy ambicje naszego Nikosia Dyzmy są połowicznie nasycone, spotyka on piękną, zmysłową i zwichrowaną aktorkę Nolę Rice (Scarlett Johansson), która wystawi jego rozsądek i spryt na ciężką próbę…
Nowy Allen to kawał dobrego rzemiosła. Przede wszystkim imponuje scenariusz, sporządzony według wszelkich prawideł sztuki. Mamy tu ambicje, pożądanie, wielkie pieniądze, seks, zazdrość, strach i szereg konfliktów. Zwroty akcji następują odpowiednio często. Fabule dodaje smaczku fakt, że operuje ona nieco anachronicznymi, ale wciąż stylowymi kategoriami – młody, ambitny awanturnik, szukający fortuny w domu bogaczy, to motyw rodem z XIX-wiecznej powieści Flauberta, Balzaka czy Stendhala. Intryga uszyta z rekwizytów nieco przestarzałych, ale oferujących cała gamę możliwości, od ciekawych obserwacji obyczajowych, spięć, interakcji i złośliwości, aż po lubiany przez kamerę przepych.
Ciężko wyobrazić sobie podobną historię, rozgrywającą się w demokratycznych realiach. Nie te wnętrza i nie te problemy. Trener Tom i aktoreczka Nola to para silnych, zdeterminowanych karierowiczów, którzy dla pieniędzy prostytuują swoje ciała i dusze na targowisku próżności. Ich partnerzy z high society są za to zblazowani, nieco zdegenerowani i nudni. Są jak potomstwo starych, arystokratycznych rodów, krzyżujących się przez wieki w zbyt wąskim gronie, czy daleko nie szukając – jak nasze żubry w Puszczy Białowieskiej.
Właśnie takie literackie wtręty sprawiają, że film Woody'ego Allena jest z jednej strony bardzo skuteczny w przekazie, wciągający i trzymający w napięciu, zaś z drugiej mało odkrywczy i jakby znajomy. Mimo to scenariusz potrafi miejscami człowieka nieźle zaskoczyć.
Sam reżyser twierdzi, że o życiowym powodzeniu decyduje przypadek, fart, przysłowiowy łut szczęścia. Stąd tenisowa metafora piłki meczowej, która niekiedy, odbiwszy się od siatki, zastyga dokładnie między polami przeciwników. O tym, na które spadnie i kto zwycięży, decyduje los.
Woody’emu należą się oklaski za mistrzowskie zilustrowanie swojej koncepcji, tudzież za poprowadzenie aktorów, ze zjawiskową Scarlett Johansson na czele. Dobrze gra również Jonathan Rhys Meyers, co trochę trudno mu przyznać, ponieważ jego postać jest wręcz patologicznie amoralna i nie może wzbudzać sympatii.
Podobno sędziwy już Allen konsekwentnie nie wierzy w dojrzewanie i zdobywanie życiowej mądrości. Odżegnuje się nawet od psychoanalizy, której poświęcił tyle swoich filmów. Nie żałuje też własnych postępków (a ma sporo grzeszków na sumieniu, łącznie z uwiedzeniem swojej adoptowanej córki, młodszej o kilka dekad) i jest bardzo zadowolony z siebie. Może właśnie dlatego, w ramach celowej prowokacji, bohater jego filmu to aż tak łajdacka gnida?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze